Teściowa, która nie usiedzi w miejscu
Kiedy moja teściowa, Zofia Nowak, ogłosiła, iż przeprowadza się do swojej mamy, babci Bronisławy, na wieś, a swój dom oddaje nam z Darkiem, mało nie podskoczyłam z radości. Własny dom! Przestronny, z ogrodem, werandą, gdzie moglibyśmy wychowywać dzieci i urządzać grille w weekendy – to było marzenie! Już sobie wyobrażaliśmy z Darkiem, jak urządzamy pokoje, malujemy ściany i zapraszamy znajomych na przyjęcie. Ale, jak się okazało, Zofia Nowak nie zamierzała spokojnie siedzieć ani na wsi, ani gdziekolwiek indziej. Co chwila wraca, wywraca nasz dom do góry nogami i już nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Teściowa to oczywiście kobieta energiczna, ale jej nawyki i ciągłe wizyty zamieniają nasze marzenie w jakiś nieskończony cyrk.
Wszystko zaczęło się pół roku temu. Zofia Nowak, która, nawiasem mówiąc, ma już ponad 60 lat, nagle stwierdziła, iż chce być bliżej swojej mamy, babci Bronisławy, która, niech będzie, ma 85 lat. „Muszę pomagać mamie – oświadczyła. – A wam, młodym, dom się przyda”. Ja z Darkiem byliśmy zachwyceni. Dom duży, solidny, z działką i choćby starą jabłonią w ogrodzie. Od razu zaczęliśmy planować remont, marzyć o pokoju dla naszego synka i gabinecie dla Darka. Zofia Nowak spakowała swoje rzeczy, zostawiając nam połowę mebli, i wyjechała do wsi, która jest trzy godziny drogi. Wtedy pomyślałam: „No, teraz zaczniemy żyć!”. Jakże się myliłam.
Dwa tygodnie po przeprowadzce teściowa pojawiła się na progu. „Stęskniłam się za miastem!” – oznajmiła, ciągnąc za sobą ogromną walizkę. Ja, naiwna, myślałam, iż przyjechała na weekend. Ale nie, Zofia Nowak została na miesiąc. I przez ten miesiąc przemeblowała ca w salonie, bo „tak lepiej dla energii”, przesadziła moje kwiaty, twierdząc, iż „źle je podlewam”, a choćby zaczęła gotować obiady, przed którymi Darek teraz się chowa. Jej specjalność to zupa z taką ilością cebuli, iż łzy lecą, zanim wejdziesz do kuchni. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż mamy swoje zwyczaje, ale ona tylko machnęła ręką: „Magdalena, jesteś młoda, jeszcze nauczysz się gospodarować!”.
W końcu straciłam cierpliwość. „Zofio – powiedziałam – jesteśmy wdzięczni za dom, ale to teraz nasz dom, daj nam żyć po swojemu”. A ona na to: „Oj, Magdalena, nie marudź, ja przecież dla was się staram!”. I wyjechała z powrotem na wieś. Odetchnęłam, myśląc, iż to jednorazowa wyprawa. Ale nic z tego.
Od tamtej pory teściowa wraca i nie przestaje się wtrącać. Przyjeżdża bez zapowiedzi, czasem na kilka dni, czasem na kilka tygodni. I za każdym razem to jak huragan. Albo postanawia, iż nasz ogród jest „zaniedbany”, i zaczyna kopać grządki, wyrywając moje róże, bo „są bezużyteczne”. Albo robi generalne sprzątanie, wyrzucając moje stare czasopisma, które, nawiasem mówiąc, kolekcjonowałam. A raz przytargała z wsi starą komodę, twierdząc, iż to „rodzinna pamiątka”, i postawiła ją na środku salonu. Darek tylko się śmieje: „Mamo, ty jak projektantka wnętrz!”. A ja już się nie śmieję. Jestem na granicy wytrzymałości.
Najzabawniejsze, iż na wsi u Zofii Nowak wszystko wydaje się w porządku. Babcia Bronisława, mimo wieku, jest pełna energii – sama plewi ogródek, doi krowy, a choćby plotkuje z sąsiadkami na ławce. Ale teściowa mówi, iż tam jest jej „nudno” i iż „musi sprawdzać, jak sobie radzimy”. Sprawdzać! Nie wspomnę już o tym, jak uczy mnie wychowywać syna. „Magdalena, jesteś za miękka, on powinien pomagać w domu!” – mówi, a sama rozpieszcza go cukierkami i pozwala oglądać bajki do północy. Już nie wiem, jak przekazać, iż chcemy być gospodarzami we własnym domu.
Ostatnio nie wytrzymałam i porozmawiałam z Darkiem. „Darek – powiedziałam – twoja mama nas dobija. Może poprosimy, żeby przyjeżdżała rzadziej?”. A on na to: „Magda, ona chce być pomocna. Poczekaj, przyzwyczai się do wsi”. Poczekać? Ja już jestem na skraju! Zofia Nowak niedawno oznajmiła, iż chce przyjechać na całe lato, żeby „pomóc w ogrodzie”. Wyobraziłam sobie trzy miesiące jej „pomocy” i mało nie wpadłam w panikę. A wczoraj zadzwoniła i powiedziała, iż znalazła nam „idealnego psa” – jakiegoś kudłatego kundelka, którego znalazła na wsi. „Potrzebujecie przyjaciela!” – mówi. Darek zachwycony, a ja przerażona. Mamy już wystarczająco dużo „przyjaciół” w postaci teściowej.
Zaczynam myśleć, jak rozwiązać ten problem. Może zaproponować Zofii Nowak jakieś zajęcia w mieście? Choćby kurs haftu czy taniec – byle tylko była zajęta. Albo kupić jej wycieczkę nad morze? Bo niedługo sama zacznę marzyć o przeprowadzce za granicę. Żartuję, oczywiście, ale sytuacja wymyka się spod kontroli. Darek obiecał porozmawiać z matką, ale wiem, iż jej szkoda. A mi szkoda nas i naszego marzenia o spokojnym rodzinnym gnieździe.
Ciekawe, czy inni też mają takie teściowe? I jak sobie radzą? Bo ja już jestem gotowa napisać poradnik „Jak dogadać się z niesforną teściową”. Na razie starTeraz codziennie patrzę na tę komodę w salonie i zastanawiam się, czy przypadkiem nie powinnam sama przeprowadzić się na wieś.