Babcia i jej letnie plany
Ostatnio moja teściowa, Danuta Bogumiłówna, rzuciła wiadomość, od której opadła mi szczęka. Okazuje się, iż tego lata zabiera na działkę wnuki od córki Elżbiety — Maję i Krzysia, a naszą Zosię, naszą sześcioletnią córeczkę, postanowiła przywieźć do nas na całe wakacje! I to bez słowa wspólnej rozmowy! Kiedy spróbowałam zaprotestować wraz z mężem, Bartkiem, Danuta Bogumiłówna tylko parsknęła: „Wszystko sprawiedliwie, Kasiu! Nie mogę przecież zabrać wszystkich wnuków!” Sprawiedliwie? Czy teraz nasze życie ma się podporządkować jej królewskim dekretom? Wciąż wrze we mnie gniew i muszę się wygadać, bo inaczej eksploduję.
Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy teściowa zadzwoniła i mimochodem oznajmiła swoje „plany”. Wtedy jeszcze nie zrozumiałam, do czego zmierza. „Kasieńko — mówi — w tym roku biorę Maję i Krzysia na działkę. Są już duzi, z nimi łatwo, a Zosia niech zostanie z wami“. Na początku myślałam, iż żartuje. Zosia uwielbia działkę Danuty Bogumiłówny — tam jest ogród, huśtawki, rzeczka niedaleko. Co roku jeździła tam na dwa tygodnie, a my z Bartkiem byliśmy zachwyceni: Zosia szczęśliwa, my wypoczęci. Ale żeby teściowa nagle postanowiła choćby nie zabierać naszej córki, tylko przywieźć ją do nas jak paczkę? To już przesada!
Od razu powiedziałam Bartkowi: „Słyszałeś, co twoja matka wymyśliła? Dlaczego decyduje za nas?” Bartek, jak zawsze, próbował złagodzić sytuację: „Kasieńko, no mama chce pobyć z wnukami od Elżbiety. A Zosia i w domu będzie szczęśliwa, damy radę”. Dać radę? Oczywiście, iż damy, ale nie o to chodzi! Dlaczego Danuta Bogumiłówna nie zapytała nas o zdanie? Oboje z Bartkiem pracujemy, mieliśmy plany na lato — chcieliśmy wziąć urlop, pojechać z Zosią nad morze. A teraz co? Mamy wszystko odwołać, bo teściowa tak postanowiła? I jeszcze ta jej „sprawiedliwość” — jakby robiła nam łaskę!
Postanowiłam porozmawiać z nią wprost. Zadzwoniłam i mówię: „Danuta Bogumiłówna, dlaczego się z nami nie skonsultowałaście? Zosia kocha waszą działkę, a my liczyliśmy, iż jak zwykle tam pojedzie”. A ona na to: „Kasiu, nie zaczynaj. Maja i Krzyś dawno u mnie nie byli, ich biorę. A Zosia wasza, więc wy się nią zajmijcie”. O mało nie upuściłam słuchawki. Zajmijcie? Czyli Zosia już nie jej wnuczka? I dlaczego dzieci Elżbiety są ważniejsze? Wiem, iż Elżbieta, córka teściowej, mieszka bliżej działki i Danuta Bogumiłówna zawsze więcej czasu spędza z jej dziećmi. Ale żeby tak jawnie stawiać je ponad Zosią — to już bezczelność.
Próbowałam tłumaczyć, iż mamy swoje plany, iż Zosia będzie smutna, iż nie pojedzie na działkę. Ale teściowa ucina: „Kasiu, nie dramatyzuj. Zosia w domu posiedzi, a ja nie jestem z gumy, wszystkich nie zabiorę”. Nie z gumy? Kto ją prosił, żeby była? Nigdy nie narzucaliśmy Zosi, zawsze ustalaliśmy wcześniej. A teraz stawia nas przed faktem dokonanym. Bartek, zamiast mnie wesprzeć, tylko wzrusza ramionami: „Kasieńko, mama wie lepiej. Nie kłóćcie się”. Nie kłóćcie się? Ja jestem już o krok od tego, żeby sama spakować Zosię, zawieźć na tę działkę i niech teściowa spróbuje odmówić własnej wnuczce w twarz!
Najbardziej boli mnie to, co czuje Zosia. Już pyta: „Mamo, kiedy pojedziemy do babci na działkę? Chcę się huśtać i zbierać jagody!” Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Powiedzieć, iż babcia wybrała inne wnuki? To dziecko, nie zrozumie, ale będzie płakać. A ja nie chcę, żeby moja córka czuła się mniej kochana. Zaproponowałam choćby teściowej kompromis: niech weźmie wszystkie troje wnuków choć na miesiąc, a my z Bartkiem pokryjemy koszty. Ale uparła się: „Kasiu, już podjęłam decyzję. Nie mieszaj się”. Nie mieszaj się? Czyli jestem teraz obca w życiu własnej córki?
Rozmawiałam z Elżbietą, licząc, iż przemówi matce do rozsądku. Ale ta tylko rozłożyła ręce: „Kasiu, mama sama decyduje. Maja i Krzyś dawno marzyli o działce, a Zosia pozostało mała, w domu też będzie dobrze”. Mała? Zosia jest rok młodsza od Mai, jaka różnica? Zrozumiałam, iż z Elżbiety nie będzie pociechy — cieszy się, iż jej dzieci są w łaskach. A my z Bartkiem zostaliśmy z tym „sprawiedliwym” wyborem teściowej.
Teraz zastanawiam się, co robić. Może machnąć ręką i pojechać z Zosią nad morze, jak planowaliśmy? Ale jest mi przykro, iż Danuta Bogumiłówna tak łatwo wykreśliła naszą córkę ze swoich planów. A może porozmawiać z Bartkiem, żeby wreszcie postawił matce ultimatum? Ale wiem, iż nie lubi z nią dyskutować. Mówi: „Kasieńko, to przecież mama, kocha Zosię, tylko chce, żeby było sprawiedliwie”. Sprawiedliwie? Czyli jedną wnuczkę zabrać na działkę, a drugą przywieźć jak walizkę?
Jeszcze nie wiem, jak postąpić. Ale jedno jest pewne: nie pozwolę, żeby Zosia czuła się niechciana. jeżeli Danuta Bogumiłówna myśli, iż może rozdawać swoje „sprawiedliwe” rozkazy, jest w błędzie. Znajdziemy sposób, żeby te wakacje były dla Zosi wyjątkowe — z działką lub bez. A teściowej jeszcze przypomnę, iż wnuki ma nie tylko od Elżbiety. I jeżeli chce być babcią dla wszystkich, niech nauczy się rozmawiać, a nie rozkazywać. A tymczasem próbuję nie wybuchnąć od tej „sprawiedliwości” i wymyślić, jak wytłumaczyć Zosi, dlaczego babcia postąpiła tak dziwnie.