Nowy rozdział z Mieczysławem
Mam swój dom – przestronny, z ogrodem pełnym kwitnących jabłoni i werandą, na której latem tak przyjemnie jest pić herbatę. Moje dzieci dawno dorosły, założyły własne rodziny i mają swoje sprawy. Ja, Jadwiga, zostałam sama, ale nie samotna – od kilku lat u mojego boku jest Mieczysław, człowiek, z którym chcę dzielić nie tylko wieczory, ale całe życie. Niedawno postanowiliśmy: dość zwlekania, czas się wprowadzić i zacząć żyć razem. Tym bardziej iż jego syn Krzysztof właśnie przyprowadził do ich mieszkania narzeczoną, Kingę, i wszyscy możemy rozpocząć nowy rozdział. Trochę się denerwuję, ale w sercu mam takie ciepło, jakbym znów miała trzydzieści lat i życie dopiero się zaczynało.
Poznaliśmy się z Mieczysławem pięć lat temu na potańcówce dla osób „po pięćdziesiątce”. Poszłam tam z koleżanką, bardziej z ciekawości, a on stał przy ścianie w eleganckiej koszuli i uśmiechał się jak chłopiec. Rozmawialiśmy, potańczyliśmy, a później zaprosił mnie na kawę. Od tamtej pory już się nie rozstawaliśmy. Mieczysław jest wdowcem, sam wychował syna, pracował jako kierowca, a teraz jest na emeryturze, choć wciąż majsterkuje w garażu albo naprawia coś w domu. Jest dobry, ma poczucie humoru, a z nim czuję się żywa. Ale nigdy nie mieszkaliśmy razem – ja w swoim domu, on w swoim mieszkaniu, i tak nam było wygodnie. Aż do teraz.
Wszystko się zmieniło, gdy Krzysztof, syn Mieczysława, oznajmił, iż się żeni. Ma dwadzieścia siedem lat, pracuje jako programista, a jego dziewczyna, Kinga, miła, choć trochę nieśmiała, wprowadziła się do jego mieszkania. Mieczysław opowiedział mi o tym podczas kolacji, śmiejąc się: „Jadziu, wyobraź sobie, te młode gołąbki teraz gospodarzą w mojej kawalerce! Kinga już powiesiła nowe firanki!”. Uśmiechnęłam się, ale w głowie mignęła mi myśl: a gdzie w takim razie będzie mieszkał Mieczysław? On, jakby czytając w moich myślach, dodał: „Myślę, iż może czas, żebyśmy zamieszkali razem? Mój dom teraz należy do młodych, a ja chcę być z tobą”. Omal nie upuściłam widelca – nie ze zdziwienia, ale dlatego, iż to brzmiało tak naturalnie.
Długo dyskutowaliśmy, gdzie zamieszkać. Mój dom jest większy, przytulniejszy i uwielbiam go – każdy kąt przesiąknięty jest wspomnieniami. Mieczysław zgodził się: „Jadziu, twój dom jest jak bajka, czuję się tu jak na wakacjach”. Ale widziałam, iż się martwi – przeprowadzka to dla niego duży krok. Jego mieszkanie było jego twierdzą, miejscem, gdzie wychował Krzysia, gdzie wszystko jest znajome. Ja też się bałam: a jeżeli będzie nam za ciasno? Moje dzieci, syn i córka, od dawna mieszkają osobno, a ja przyzwyczaiłam się do swojego rytmu. Ale myśl o wspólnym wstawaniu, porannej kawie i grzebaniu w ogrodzie była silniejsza niż obawy.
Następnego dnia zadzwoniłam do córki i opowiedziałam o naszej decyzji. Roześmiała się: „Mamo, wreszcie! Mieczysław jest dla ciebie jak rodzony, żyjcie już razem, dość tych randek!”. Syn też mnie wsparł: „Mamo, tylko nie każ mu ciągle kosić całego trawnika, to nie chłopak na posyłki!”. Zaśmiałam się, ale w sercu było ciepło – dzieci się za mnie cieszą. Krzysiek, kiedy Mieczysław mu powiedział, trochę się zmieszał: „Tato, a co z mieszkaniem?”. Mieczysław odpowiedział: „Synu, to teraz twój dom z Kingą. A ja zaczynam nowe życie”. Krzysiek przytulił ojca, a ja widziałam, jak Mieczysław jest z niego dumny.
Zaczęliśmy przygotowania do przeprowadzki. Mieczysław przywiózł swoje rzeczy – niezbyt wiele, parę walizek, narzędzia i stary radioodbiornik, którego słucha wieczorami. Opróżniłam dla niego pół szafy, postawiłam w sypialni jego ulubiony fotel. Ale najważniejsze, iż razem się śmialiśmy, planowaliśmy, sprzeczaliśmy, gdzie powiesić jego trofea wędkarskie. „Jadziu – mówił – tego szczupaka powieszę w salonie!”. Ja protestowałam: „Tylko po moim trupie, Mieciu, on jest okropny!”. W końcu znaleźliśmy miejsce w jego nowym „gabinecie” – małym pokoju, gdzie będzie naprawiał wędki.
Czasem łapię się na myśli: a co, jeżeli nie damy rady? Mieczysław lubi porządek, a ja potrafię zostawić kubek na stole. Uwielbiam kwiaty, a on narzeka, iż „przeszkadzają oddychać”. Ale potem przynosi mi rumianki z targu i wiem – poradzimy sobie. Nie jesteśmy młodzi, mamy swoje przyzwyczajenia, ale jest między nami coś ważnego – chęć bycia razem. Przypomina mi się, jak kiedyś powiedział: „Jadziu, całe życie pracowałem, a teraz chcę żyć dla nas”. Ja też tego chcę.
Sąsiedzi już zauważyli, iż mam „gospodarza”. Ciocia Wiesia, mieszkająca za płotem, mrugnęła do mnie: „Jadziu, brawo, nie dajesz się nudzie!”. Tylko się uśmiechnęłam – niech sobie gadają. Ważne, iż z Mieczysławem zaczynamy nowy rozdział. Krzysiek z Kingą odwiedzili nas w weekend, przynieśli tort, piliśmy herbatę na werandzie i śmialiśmy się, jakbyśmy od zawsze byli jedną rodziną. Kinga szepnęła mi: „Pani Jadwigo, dziękuję, iż zaopiekowała się panią tatą. On teraz promienieje”. Promienieje? A ja świecę się jak latarnia!
Patrzę czasem na swój dom i myślę: stał się jeszcze przytulniejszy z Mieczysławem. Razem podlewamy jabłonie, on naprawia skrzypiącą furtkę, a ja piekę jego ulubione ciasto z wiśniami. I choć nie mamy dwudziestu lat, i choć pewnie jeszcze posprzeczamy się o to, gdzie postawić jego wędki, wiem – to nasza szansa na szczęście. Moje dzieci znalazły swoje miejsce, Krzysiek z Kingą budują swoją przyszłość, a my z Mieczysławem wreszcie żyjemy dla siebie. I wiecie co? To uczucie jest jak wiosna w sercu, choćby jeżeli za oknem jesień.