Nowy rozdział z nowym mentorem

3 dni temu

Nowy etap z Mirosławem

Mam własny dom – przestronny, z ogrodem, w którym kwitną jabłonie, i werandą, gdzie w letnie wieczory tak przyjemnie jest pić herbatę. Moje dzieci dawno już dorosły, mają swoje rodziny i sprawy. Ja, Bronisława, zostałam sama, ale nie czuję się samotna – od kilku lat jest przy mnie Mirosław, człowiek, z którym chcę dzielić nie tylko wieczory, ale i całe życie. Niedawno zdecydowaliśmy: dość zwlekania, czas się wprowadzić i zacząć żyć razem. Tym bardziej, iż jego syn Bartosz właśnie przyprowadził do ich mieszkania narzeczoną, Kingę, i wszystkim nam przyszedł czas na nowy rozdział. Trochę się denerwuję, ale w sercu mam takie ciepło, jakbym znów miała trzydzieści lat i życie dopiero się zaczynało.

Poznaliśmy się z Mirosławem pięć lat temu na potańcówce dla tych „po pięćdziesiątce”. Przyszłam tam wtedy z koleżanką, bardziej z ciekawości, a on stał pod ścianą w eleganckiej koszuli i uśmiechał się jak chłopak. Rozmawialiśmy, potańczyliśmy, a potem zaprosił mnie na kawę. Od tamtej pory już się nie rozstawaliśmy. Mirosław jest wdowcem, sam wychował syna, pracował jako kierowca, a teraz jest na emeryturze, ale wciąż grzebie w garażu albo coś naprawia w domu. Jest dobry, ma poczucie humoru i przy nim czuję się żywa. Ale nigdy nie mieszkaliśmy razem – ja w swoim domu, on w swoim mieszkaniu, i obojgu nam tak było wygodnie. Aż do niedawna.

Wszystko się zmieniło, gdy Bartosz, syn Mirosława, oznajmił, iż się żeni. Ma dwadzieścia siedem lat, pracuje jako programista, a jego dziewczyna, Kinga – miła, ale trochę nieśmiała – wprowadziła się do jego mieszkania. Mirosław opowiedział mi o tym przy kolacji, śmiejąc się: „Broniu, wyobrażasz sobie, te gołąbki teraz gospodarzą w mojej kawalerce! Kinga już nowe firanki powiesiła!”. Uśmiechnęłam się, ale w głowie błysnęła myśl: a gdzie teraz będzie mieszkał Mirosław? On, jakby czytając w moich myślach, dodał: „Myślę, iż może czas, żebyśmy się już z tobą wprowadzili pod jeden dach? Mój dom teraz należy do młodych, a ja chcę być z tobą”. Omal nie upuściłam widelca – nie ze zdziwienia, ale dlatego, iż to było takie oczywiste.

Długo dyskutowaliśmy, gdzie zamieszkać. Mój dom jest większy, przytulniejszy i uwielbiam go – tu każdy kąt jest przesiąknięty wspomnieniami. Mirosław przystał na to: „Broniu, twój dom jest jak bajka, czuję się tu jak na wakacjach”. Ale widziałam, iż się martwi – przeprowadzka to dla niego duży krok. Jego mieszkanie było jego twierdzą, miejscem, w którym wychował Bartosza, gdzie wszystko było znajome. Ja też się denerwowałam: a co, jeżeli nam się nie uda razem zamieszkać? Moje dzieci, syn i córka, od dawna żyją osobno, a ja przywykłam do swojego rytmu. Ale myśl o tym, żeby budzić się obok Mirosława, pić z nim poranną kawę i razem dłubać w ogrodzie, przeważyła wszystkie obawy.

Następnego dnia zadzwoniłam do córki i opowiedziałam o naszej decyzji. Zaśmiała się: „Mamo, nareszcie! Mirosław jest ci jak rodzony, żyjcie już razem, dość tych chodzeń na randki!”. Syn też mnie poparł: „Mamo, tylko nie każ mu kosić całego trawnika, to nie chłopak!”. Zachichotałam, ale w sercu było ciepło – dzieci cieszą się razem ze mną. Za to Bartosz, kiedy Mirosław mu powiedział, trochę się zmieszał: „Tato, a co z mieszkaniem?”. Mirosław odparł: „Synu, to teraz wasz dom z Kingą. A ja zaczynam nowe życie”. Bartosz przytulił ojca, a ja widziałam, jak Mirosław jest dumny z syna.

Zaczęliśmy przygotowywać się do przeprowadzki. Mirosław przywiózł swoje rzeczy – niewiele, dwa walizki, narzędzia i stary radioodbiornik, którego słucha wieczorami. Opróżniłam dla niego pół szafy, postawiłam w sypialni jego ulubiony fotel. Ale najważniejsze, iż razem się śmialiśmy, planowaliśmy, spieraliśmy, gdzie powiesić jego wędkarskie trofea. „Broniu – mówił – tę szczupaka powieszę w salonie!”. Oburzałam się: „Tylko po moim trupie, Mirku, ona jest przerażająca!”. Ale w końcu znaleźliśmy miejsce w jego nowym „gabinecie” – małym pokoju, w którym będzie naprawiał swoje wędki.

Czasem łapię się na myśli: a jeżeli się nie dogadamy? Mirosław lubi porządek, a ja mogę zostawić kubek na stole. Uwielbiam kwiaty, a on narzeka, iż „przeszkadzają oddychać”. Ale potem przynosi mi rumianki z targu i wiem – damy radę. Nie jesteśmy młodzi, mamy swoje przyzwyczajenia, ale jest coś ważnego – chęć bycia razem. Przypominam sobie, jak kiedyś powiedział: „Broniu, całe życie pracowałem, a teraz chcę żyć dla nas”. Ja też tego chcę.

Sąsiedzi już zauważyli, iż mam „gospodarza”. Ciocia Halina, mieszkająca za płotem, mrugnęła do mnie: „Broniu, brawo, nie dajesz się nudzić!”. Tylko się uśmiechnęłam – niech sobie gadają. Liczy się to, iż z Mirosławem zaczynamy nowy etap. Bartosz i Kinga przyszli do nas w weekend, przynieśli tort, piliśmy herbatę na werandzie i śmialiśmy się, jakbyśmy zawsze byli jedną rodzinKinga pochyliła się do mnie i szepnęła: “Broniu, niech wam się darzy” – a ja wtedy zrozumiałam, iż to dopiero początek czegoś pięknego.

Idź do oryginalnego materiału