Niepozostająca w miejscu teściowa

3 dni temu

Teściowa, która nie może usiedzieć w miejscu

Gdy moja teściowa, Bogumiła Nowak, oznajmiła, iż przeprowadza się do swojej matki, babci Zofii, na wieś, a swój dom oddaje mnie i Wojtkowi, mało nie podskoczyłam z radości. Własny dom! Przestronny, z ogrodem, werandą, gdzie moglibyśmy wychowywać dzieci i urządzać grille w weekendy — to było jak spełnienie marzeń! Razem z Wojtkiem już planowaliśmy, jak urządzimy pokoje, pomalujemy ściany i zaprosimy gości na przyjęcie. Ale, jak się okazało, Bogumiła ani myślała spokojnie siedzieć na wsi ani gdziekolwiek indziej. Wciąż wraca, przewraca nasze życie do góry nogami, a ja nie wiem już, jak sobie z tym poradzić. Teściowa to kobieta pełna energii, ale jej nawyki i nieustanne wizyty zamieniają nasze wymarzone życie w niekończące się przedstawienie.

Wszystko zaczęło się pół roku temu. Bogumiła, która, nawiasem mówiąc, przekroczyła już sześćdziesiątkę, nagle postanowiła, iż chce być bliżej swojej matki, babci Zofii, mającej, proszę bardzo, osiemdziesiąt pięć lat. „Muszę pomagać mamie — oświadczyła. — A wam, młodym, dom się przyda”. Byliśmy z Wojtkiem zachwyceni. Dom był solidny, duży, z ogrodem warzywnym i starą jabłonią w sadzie. Od razu zaczęliśmy planować remont, marząc o pokoju dla naszego synka i gabinecie dla Wojtka. Bogumiła spakowała swoje rzeczy, zostawiając nam połowę mebli, i wyjechała do wsi oddalonej o trzy godziny drogi. Pomyślałam wtedy: „No, teraz zaczniemy żyć!”. Jakże się myliłam.

Dwa tygodnie później teściowa stanęła na progu. „Stęskniłam się za miastem!” — oznajmiła, wciągając za sobą ogromną walizę. Ja, naiwna, sądziłam, iż przyjechała na weekend. Ale nie — została na miesiąc. W tym czasie przemeblowała cały salon, bo „tak lepiej dla energii”, przesadziła moje kwiaty, twierdząc, iż „źle je podlewam”, a choćby zaczęła gotować obiady, przed którymi Wojtek się chowa. Jej specjalność to zupa z taką ilością cebuli, iż łzy napływają do oczu, zanim wejdzie się do kuchni. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż mamy swoje zwyczaje, ale tylko machnęła ręką: „Ewo, jesteś młoda, jeszcze nauczysz się gospodarować!”.

W końcu straciłam cierpliwość. „Bogumiu — powiedziałam — jesteśmy wdzięczni za dom, ale to teraz nasz dom, pozwól nam żyć po swojemu”. A ona w odpowiedzi: „Oj, Ewa, nie marudź, przecież ja tylko dla was!”. I wróciła na wieś. Odetchnęłam, myśląc, iż to był jednorazowy najazd. Ale gdzie tam.

Od tamtej pory teściowa wciąż się wpada. Przyjeżdża bez zapowiedzi, czasem na kilka dni, czasem na tydzień. I za każdym razem jak tornado. Albo uważa, iż nasz ogród jest „zaniedbany”, i zaczyna kopać grządki, wyrywając moje róże, bo „to tylko zbędne ozdoby”. Albo robi wielkie porządki, wyrzucając moje stare gazety, które, niech będzie wiadomo, kolekcjonowałam. Raz przytargała z wsi starą komodę, mówiąc, iż to „rodzinna pamiątka”, i postawiła ją na środku salonu. Wojtek tylko się śmieje: „Mamo, ty to masz gust!”. Ale ja już nie znajduję w tym humoru. Jestem na granicy wytrzymałości.

Najśmieszniejsze, iż na wsi Bogumila chyba nie ma problemów. Babcia Zofia, mimo wieku, trzyma się świetnie — sama plewi grządki, doi krowy, a choćby plotkuje z sąsiadkami na ławeczce. Ale teściowa twierdzi, iż „tam jest nudno” i musi „sprawdzać, jak sobie radzimy”. Sprawdzać! Nie wspomnę już o tym, jak poucza mnie w wychowywaniu syna. „Ewo, jesteś za miękka, powinien pomagać w domu!” — mówi, a sama rozpieszcza go cukierkami i pozwala oglądać bajki do północy. Nie wiem już, jak jej przekazać, iż chcemy być gospodarzami we własnym domu.

Ostatnio nie wytrzymałam i porozmawiałam z Wojtkiem. „Wojtek — powiedziałam — twoja matka nas doprowadza. Może poprosisz, żeby rzadziej przyjeżdżała?”. A on: „Ewuniu, ona chce czuć się potrzebna. Poczekaj, przyzwyczai się do wsi”. Czekać? Ja już nie mam siły! Bogumiła niedawno oznajmiła, iż chce przyjechać na całe lato, żeby „pomóc w ogrodzie”. Wyobraziłam sobie trzy miesiące jej „pomocy” i mało nie oszalałam. A wczoraj zadzwoniła i powiedziała, iż znalazła nam „idealnego psa” — jakiegoś kudłatego kundla, którego podrzuciła na wsi. „Potrzebujecie przyjaciela!” — mówi. Wojtek zachwycony, ja przerażona. Mamy już dość „przyjaciół” w osobie teściowej.

Zastanawiam się, jak rozwiązać ten problem. Może zaproponować Bogumile jakieś zajęcia w mieście? Hafciarstwo, taniec — byleby była zajęta. Albo kupić jej wycieczkę nad morze? Bo niedługo sama zacznę marzyć o wyjeździe za granicę. Żartuję, oczywiście, ale sytuacja wymyka się spod kontroli. Wojtek obiecuje porozmawiać z matką, ale wiem, iż ma do niej słabość. A mnie żal nas i naszych marzeń o spokojnym gnieździe.

Ciekawe, czy inni też mają takie teściowe? I jak sobie radzą? Bo ja już jestem gotowa napisać poradnik: „Jak przetrwać z niesforną teściową”. Na razie staram się zachować zimną krew i przypominać sobie, iż dom jest nasz, a Bogumiła to tylko gość. Ale jeżeli naprawdę przyprowadzi tego psa, chyba zacznę pakować walizki. Albo schowam się w piwnicy do końca lata.

Idź do oryginalnego materiału