Kwiatek dla Ewy

8 miesięcy temu

Nauczyliśmy się wręczać kwiaty główką do góry. Teraz uczmy się kupować je z głową

Dziś to zwykle róża – smukła, czerwona, elegancka. Świeża? Może mieć choćby miesiąc. Po ścięciu z krzaka w Ameryce Południowej lub Afryce była w sortowni i w chłodni; po dwudniowej kąpieli w temperaturze ok. 2 st. C wyruszyła w świat – najprawdopodobniej do Holandii, gdzie trafiła na jedną z kilkunastu giełd. Minął dzień czy dwa, kupił ją hurtownik, zabrał w dalszą podróż – samolotem, pociągiem albo tirem – do kraju przeznaczenia. I znów trafiła na giełdę – w Polsce prawdopodobnie do Bronisz pod Warszawą – skąd odbiorca zabrał ją do kwiaciarni. Tu zapłacimy za nią kilkanaście złotych. Przywieziemy do domu, wstawimy do wazonu z nadzieją, iż kwiatowy „wyczynowiec” pożyje jeszcze kilka dni, a najlepiej tydzień. I przez cały czas będzie piękny i świeży.

Świat kwiatów jest skomplikowany. Największym globalnym importerem kwiatów ciętych są Stany Zjednoczone (2,14 mld dol. w 2021 r.). Światową stolicą kwiatów jest Aalsmeer w Holandii, która ma 10% udziału w globalnej produkcji i 60% udziału w globalnym eksporcie. Globalny rynek kwiatów rozkwita; według magazynu „Florists’ Review” jego wartość wzrośnie w ciągu dekady z 29 mld dol. w 2021 r. do 48 mld w 2030 r. Dla Ziemi to masa zanieczyszczeń, chyba iż Zielony Ład wygra z greenwashingiem.

Co w bukiecie piszczy

Wracając do naszych wazonów. Niemiecki magazyn konsumencki ÖKO-TEST zbadał i opisał 21 bukietów róż w rozmaitych kolorach i odmianach, tanich i drogich (wydanie z lutego 2023 r.). Znalazł w nich 50 różnych pestycydów – koktajle dziesięciu i więcej w co trzeciej wiązance. Tylko jeden bukiet otrzymał ocenę dobrą – były to róże ze sklepu Aldi z etykietą zrównoważonego handlu Fairtrade. Egzamin oblały trzy czwarte bukietów, w tym pozostałe produkty certyfikowane przez Fairtrade z sieci Aldi. W kwiatach znaleziono toksyny od dawna zakazane w Europie, ale przez cały czas obecne w importowanych kwiatach ciętych. Dziesięć pestycydów uznano za szczególnie niebezpieczne – były to substancje rakotwórcze, mutagenne, niszczące rozrodczość lub toksyczne dla pszczół.

Według organizacji Pesticide Action Network co najmniej 385 mln osób rocznie cierpi na zatrucie pestycydami, a 11 tys. umiera z ich powodu. Narażeni na kontakt z dużą ilością pestycydów i herbicydów pracownicy farm kwiatowych w krajach z mniej rygorystycznymi przepisami chorują z powodu zwiększonej ekspozycji na agrochemikalia.

Niemcy należą do ścisłej czołówki światowych importerów kwiatów. Róże w niemieckich supermarketach i dyskontach pochodzą z Kenii, Zimbabwe lub Izraela, a te droższe, u wyspecjalizowanych sprzedawców detalicznych – z Ekwadoru lub Kolumbii. Goździki sprowadzane są z Kenii, Kolumbii lub Izraela. Tulipany, chryzantemy i gerbery pochodzą z upraw w Holandii i Niemczech. W sumie cztery na pięć kwiatów pochodzi z importu. Sprzedawcy w niemieckich kwiaciarniach często nie wiedzą, skąd. Dyżurna odpowiedź brzmi: z Holandii.

To prawda, iż do Niemiec jedzie co roku jedna czwarta wszystkich kwiatów eksportowanych przez Holendrów. Na drugim miejscu wśród klientów holenderskiego rynku kwiatowego jest Wielka Brytania, na trzecim Francja, potem Włochy i Polska (Floridata).

Afryka czy Holandia

Reporterzy niemieckiej telewizji SWR odwiedzili producenta kwiatów w prowincji Holandia Południowa (Zuid-Holland) i policzyli: roczna produkcja – ok. 30 mln sztuk, przykładowa szklarnia o powierzchni 6 ha (!) ogrzewana gazem ziemnym, czyli energią ze źródeł kopalnych, odpowiada za roczną emisję 6 ton CO², porównywalną z emisją CO² gospodarstw domowych 2 tys. Niemców (energia elektryczna i ogrzewanie).

Holenderscy hodowcy muszą konkurować między sobą i z globalnymi dostawcami, w tym z krajami o niższych kosztach pracy i klimacie korzystniejszym dla całorocznej produkcji. W Holandii produkcja spowalnia zimą, inwestuje się więc w technologie szklarniowe, odporne na niekorzystne warunki pogodowe. Wiele sadzonek, z których hoduje się kwiaty w Holandii, pochodzi z Afryki. Przybywają drogą powietrzną, ale to etap szklarniowy sprawia, iż rośliny te mają od czterech do sześciu razy większy ślad węglowy niż kwiaty, które ominęły Holandię i poleciały np. z Ugandy prosto do Niemiec.

Około 77% róż trafia na holenderskie giełdy z Afryki i Ameryki Południowej (Eurostat 2021). Cena róży odsprzedanej przez Holendrów jest dwukrotnie wyższa od ceny importu. Holandia to niekwestionowany lider eksportu kwiatów ciętych – w 2022 r. jego wartość wyniosła 4,5 mld euro. Na odległym drugim miejscu w Europie były Włochy (135 mln euro). W Ameryce Południowej prym wiodą Ekwador (970 mln euro) i Kolumbia (470 mln euro), w Afryce Kenia eksportuje kwiaty za 600 mln euro (Eurostat).

Uprawa kwiatów, obok uprawy herbaty, jest dla Kenii tym, czym przemysł motoryzacyjny dla Niemiec. Kenijski klimat jest idealny – dużo światła, wysokie temperatury, duża wilgotność powietrza. Problemem jest woda – każdy cięty kwiat z Afryki Wschodniej zużywa aż od 7 do 13 litrów. Wiele farm znajduje się niedaleko Nairobi nad jeziorem Naivasha, w którym stan wód stale spada, a ich zanieczyszczenie azotanami i pestycydami rośnie. Sytuacja jednak poprawia się, zarówno środowiskowo – po inwestycjach w technologie nawadniania, jak i w kwestii stosowania pestycydów, na co mają wpływ międzynarodowe organizacje ochrony środowiska. Poprawiają się warunki pracy, jej koszty rosną – niektórzy producenci (zwykle europejscy) już przenieśli się do Etiopii, gdzie jest tańsza siła robocza.

Skąd kupować – z Afryki czy z Holandii? – Tu nie ma prostych odpowiedzi – mówi prof. Piotr Salachna z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie, dyplomowany mistrz florystyki oraz międzynarodowy sędzia florystyczny. – Kwiaty cięte sprowadzane z Afryki i Ameryki Południowej są częściej bez kontroli traktowane środkami ochrony roślin w czasie uprawy i po zbiorze i mogą mieć wysoki poziom pozostałości pestycydów w stosunku do holenderskich. Z drugiej strony intensywna uprawa roślin ozdobnych w szklarniach w Europie wymaga dużych nakładów energii i materiałów, co powoduje wzrost emisji gazów cieplarnianych i przyczynia się do globalnej zmiany klimatu. Producenci muszą wdrażać rozwiązania ekologiczne, w tym OZE, wykorzystywać materiały z recyklingu, podłoża bez torfu, wdrażać integrowane metody ochrony oraz zrównoważone nawadnianie i nawożenie.

Dr David Bek, badacz zrównoważonego rozwoju w łańcuchach dostaw ogrodniczych (Uniwersytet w Coventry), tak ocenia w podcaście skutki ekonomiczne niekupowania kwiatów z dalekiej Afryki: „Jeśli konsument wie, iż kwiaty przypłynęły na statkach handlowych, co oznacza ok. 10-krotnie mniejszy ślad węglowy w porównaniu z drogą powietrzną, może je kupić w trosce o setki tysięcy afrykańskich pracowników, którym w przeciwnym razie groziłaby utrata środków do życia”.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 10/2024, którego elektroniczna wersja jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty

z.muszynska@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Iga Wyżkiewicz

Idź do oryginalnego materiału