Jak wpadłam w kłopoty: stałam się niewolnicą w rodzinie męża

7 godzin temu

Wpadłam w tarapaty, powiem wam – stałam się niewolnicą w domu męża.

W małej wsi pod Lublinem, gdzie wiatr niesie zapach świeżo skoszonej trawy, moje życie, które zaczęło się od miłości, zamieniło się w koszmar. Mam na imię Zuzanna, mam 28 lat, a trzy lata temu wyszłam za mąż za Marcina. Myślałam, iż znalazłam rodzinę, ale stałam się współczesną Kopciuszkiem – służąc mężowi, jego rodzicom i całej gromadzie krewnych. Moja dusza krzyczy z rozpaczy i nie wiem, jak się z tej pułapki wyrwać.

Miłość, która oślepiła

Gdy poznałam Marcina, miałam 25 lat. Był z sąsiedniej wioski – wysoki, o miłym uśmiechu i ciepłych oczach. Spotkaliśmy się na jarmarku, a jego prostota mnie urzekła. Mówił o rodzinie, dzieciach, życiu na wsi, gdzie wszyscy trzymają się razem. Ja, dziewczyna z miasta, marzyłam o takim cieple. Po roku wzięliśmy ślub, a ja przeprowadziłam się do jego domu. Wtedy nie wiedziałam, iż to będzie moja klątwa.

Marcin mieszkał z rodzicami, Jadwigą i Stanisławem, w dużym domu. Jego starszy brat z rodziną i cała reszta krewnych często nas odwiedzali. Myślałam, iż stanę się częścią tej rodziny, ale od pierwszego dnia zrozumiałam – oczekują ode mnie nie miłości, tylko pracy. „Jesteś młoda i silna, to się staraj”, powiedziała teściowa, a ja, głupia, przytaknęłam, nie rozumiej, w co się pakuję.

Niewola zamiast rodziny

Moje życie zmieniło się w nieskończony cykl obowiązków. Wstaję o piątej, by przygotować śniadanie dla wszystkich. Teść lubi kaszę, teściowa jajecznicę, Marcin kanapki. Potem sprzątanie całego domu, pranie, praca w ogrodzie. W południe przychodzą krewni, gotuję obiad dla tłumu: żurek, klopsiki, kompot. Wieczorem kolacja, zmywanie, a w noce padam bez sił. I tak codziennie, bez dni wolnych, bez wytchnienia.

Teściowa komenderuje jak kapral: „Zuzia, źle obierasz ziemniaki, Zuzia, niedość wyszorowałaś podłogę.” Teść milczy, ale jego wzrok mówi: „Ty tu jesteś nikim.” Krewni męża choćby się nie witają – po prostu siadają do stołu i czekają, aż ich obsłużę. Marcin zamiast mnie bronić, powtarza: „Słuchaj mamy, ona wie w życiu więcej.” Jego obojętność to cios w serce. Myślałam, iż będzie moją ochroną, a stał się częścią systemu, w którym ja jestem służącą.

Moment rozpaczy

Ostatnio pękłam. Kiedy Jadwiga znów skrytykowała moją zupę, a goście zostawili stertę brudnych naczyń, krzyknęłam: „Nie jestem waszą służącą! Ja też jestem człowiekiem!” Wszyscy zamilkli, a teściowa zimno odrzekła: „Nie podoba ci się – wracaj do miasta. Pewnie ci wygodniej, jak wszystko pod nos podają.” Marcin milczał, i to mnie złamało. Wybiegłam poNa dworze, między zapachem świeżego chleba a kurzem drogi, zrozumiałam, iż jeżeli teraz nie ucieknę, już nigdy nie odzyskam siebie.

Idź do oryginalnego materiału