Miałam na dziś kompletnie inne plany, ale z powodu mamy skończyło się na wspólnym spodziewanym poranku w kościele (z wymianą tajemniczek różańcowych włącznie :P) - BTW, ci, którzy zachowali wiarę do tej chwili, niech Bogu dziękują, iż nie byli dziś ze mną w kościele i nie słyszeli kazania... - i wspólnym niespodziewanym wypadzie na ogród (a wiesz, dziś o 10.00 jest transmisja mszy z Jasnej Góry, trzeba obejrzeć, ok - a za chwilę: a to może na ogród pojedziemy? :P - nie wiem, może sobie o transmisji przypomni wieczorem, a może jutro). No ale.
Tak czy siak, przyjechałyśmy, zrobiłyśmy obiad, a potem padłam i w oczekiwaniu na burzę pomazałam słoiczek...e... pomalowałam flakonik. :P




Ponieważ, jak nadmieniłam, dziś mi się wybitnie nie chce, to słoiczek pozostanie jak na załączonym. A burza przeszła obok.
Tymczasem niezapominajki podniosły łebki.
I nie potrafię sobie wytłumaczyć, iż jutro nie jest poniedziałek.
A swoją drogą, zastanawiałam się, co jest bardziej nieprawdopodobne: czy to, iż po tej stronie świata Dasz mi jeszcze kawałek ziemi z małym domkiem, w którym będzie stał kredens i stół nakryty ceratą, czy to, iż Powiesz mi kiedyś: tak, Byłem z ciebie zadowolony.
1192.