Znał prawdę, a milczał, podczas gdy ja walczyłam, wierzyłam i traciłam siebie.

2 dni temu

Znał, iż nie może mieć dzieci… i milczał. A ja – walczyłam, wierzyłam i traciłam siebie.

To historia mojego cierpienia. Głębokiego, palącego, nieustającego. Spędziliśmy razem dziesięć lat. Całą dekadę byłam u boku mężczyzny, którego widziałam jako swoją przyszłość, swoją podporę, ojca swoich dzieci. A okazało się, iż przez ten cały czas kłamał. Wiedział, iż nie może zostać ojcem. I milczał. Lata biegałam między klinikami, lekarzami, zastrzykami, nadzieją i łzami. A on tylko patrzył. Udawał, iż wszystko w porządku.

Poznaliśmy się z Janem jeszcze za młodu – uczęszczaliśmy do tego samego liceum w Poznaniu. Spotkaliśmy się ponownie po latach, zaczęliśmy się spotykać, zakochaliśmy się, zamieszkaliśmy razem. Doskonale wiedział, iż marzę o domu i dwojgu dzieciach. Mówiłam o tym od pierwszych dni naszego związku. Kiwał głową, uśmiechał się, zapewniał, iż też tego pragnie. A ja, naiwna, wierzyłam. Wierzyłam, iż znalazłam swojego człowieka.

Wzięliśmy ślub – skromnie, ale z sercem. Razem zabraliśmy się za nasze marzenie: kupno domu. Pracowaliśmy jak w ukropie przez rok, bez odpoczynku, bez wyjazdów, bez wolnych weekendów. Kupiliśmy niewielki dom na przedmieściach. Stary, z krzywym płotem i zarośniętym podwórkiem. Ale byliśmy pełni zapału: chcieliśmy wszystko odnowić, zasadzić ogród, stworzyć przytulne gniazdko.

Wtedy powiedziałam, iż nie chcę czekać z dziećmi. Że jeżeli będziemy odkładać, aż skończymy remont, wymienimy okna, wyłożymy ścieżki – możemy się nie doczekać. Czas przecież ucieka. Jan miał wątpliwości, mówił, iż w ciąży będzie mi ciężko, a on sam nie podoła. Ale postawiłam na swoim. W końcu się zgodził. Pewnie dlatego, iż i tak nie zamierzał wyjawić prawdy.

Pierwszy rok – nic. Drugi – znowu nic. Rzuciłam się w wir wizyt u lekarzy. Badania, analizy, leczenie. Mówili mi, iż wszystko w porządku. Wystarczy trochę uregulować hormony – i można spokojnie starać się o dziecko. Starałam się. Żyłam według zegarka: kiedy jeść, kiedy brać leki, kiedy jest owulacja. A efekt? Tylko pustka. Każde spóźnienie traktowałam jak cud. Za każdym razem – łzy.

Błagałam Jana, aby też się przebadał. Wykręcał się: „U mnie wszystko gra. Jestem mężczyzną, u mnie takich problemów nie ma”. W końcu jednak poszedł. Sam. Bez mnie. Przyniósł papier z pieczątką: „Zdrowy”. Uwierzyłam. Co innego mi pozostawało?

Próbowaliśmy dalej. Szukałam najlepszych specjalistów. Rozmawialiśmy o in vitro. Wtedy on zaczął naciskać: „To nienaturalne. Nie chcę. Może adoptujmy?”. Ale ja marzyłam o własnym dziecku. Żeby było we mnie moje podobieństwo. Moja krew. Moje serce. On się wycofywał, a ja – walczyłam.

I tak, po dziewięciu latach życia razem, gdy dom był już gotowy, gdy wydawało się, iż wszystko jest na swoim miejscu – tylko dzieci brakowało, znalazłam nową klinikę w Krakowie. Zapisałam nas oboje na wizytę. Wiedziałam: trzeba powtórzyć wszystkie badania. Nalegałam. On się opierał. W samochodzie, w drodze, pokłóciliśmy się. Krzyczałam, żądałam, by wreszcie powiedział prawdę. Milczał.

A potem, w gabinecie lekarza, gdy już załamałam się i płakałam na wizycie, w końcu wyrzucił z siebie:

– Nie mogę mieć dzieci. Wiedziałem od początku.

Świat zatrzymał się na moment. Nie wierzyłam. Krzyczałam. Patrzyłam w jego oczy i nie rozumiałam – jak on mógł? Jak mógł patrzeć, jak co miesiąc czekam, wierzę, leczę się, płaczę, żyję tą nadzieją… i milczeć. Nie miesiącami. Latami.

To było zdrada. Gorsza niż każda niewierność. Nie tylko mnie oszukał – ukradł mi lata. Te najważniejsze. Te, gdy jeszcze mogłam zostać matką. Nie wybaczyłam. I nie zamierzam. Następnego dnia spakowałam rzeczy i wyjechałam. Złożyłam pozew o rozwód.

Dzwoni, pisze, przychodzi do mojej siostry. Chce „porozmawiać”. Ale ja nie chcę go choćby widzieć. Gdyby powiedział mi prawdę na początku – moglibyśmy coś z tym zrobić. Razem. Od razu. A on wybrał kłamstwo. Zimne, przewlekłe, rozciągnięte na dekadę. Wyszłam z tej historii inną osobą. I wiem jedno: lepiej gorzka prawda od razu, niż słodkie kłamstwo, które toczy cię od środka.

Idź do oryginalnego materiału