Zerwałam więzi z matką przez psa i nie żałuję.

polregion.pl 1 dzień temu

Mój świat przewrócił się do góry nogami nie wtedy, gdy z mężem przygarnęliśmy psa ze schroniska, ani choćby gdy po latach leczenia i łez zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Wszystko się zmieniło, gdy moja własna matka, z którą zawsze byłyśmy blisko, nagle stała się wrogiem — nie moim, o nie. Wrogiem mojego psa.

Burek zawitał do nas osiem lat temu. Szczeniak o smutnych oczach, z trudną przeszłością, ale o ogromnym sercu. Ja i Marek pokochaliśmy go od razu — stał się dla nas jak syn, szczególnie gdy nasze próby posiadania dziecka kończyły się niepowodzeniem. Dbaliśmy o niego, woziłysmy do weterynarza, chodziliśmy na szkolenia, socjalizowaliśmy go zgodnie ze wszystkimi zasadami. Stał się wzorem idealnego rodzinnego psa: łagodny, spokojny, niezawodny. Budowaliśmy nasze małe, ciche życie — ja, mąż i nasz Burek.

Gdy po latach walki i leczenia ujrzałam te dwie kreski, świat zajaśniał. Płakaliśmy ze szczęścia. Moja mama i teściowa niby też się ucieszyły, ale euforia gwałtownie zamieniła się w oskarżenia i lamenty:

— Psa natychmiast trzeba się pozbyć! Oszalałaś? Sierść wszędzie! Alergia! Ugryzie! — wrzeszczała mama.

— Znajdźcie komu go oddać! To przecież dziecko! Czyżby nie było ważniejsze od psa? — wtórowała teściowa, przewracając oczami.

Spróbowaliśmy z mężem spokojnie wytłumaczyć: Burek to nie zagrożenie. W domu jest czysto, mamy robot odkurzający, warunki sanitarne są idealne. Pies to członek rodziny. Nikt go nie „oddaje”. Ale starsze pokolenie nie ustępowało. Mama dzwoniła dziesięć razy dziennie, łkając do słuchawki, iż rujnuję swoje nienarodzone jeszcze dziecko. Teściowa urządzała mężowi sceny. Presja rosła, a ja w szóstym miesiącu leżałam nocami bez snu, ściskając brzuch w strachu.

— Jeszcze jedno słowo, a nie zobaczycie już nas ani razu — powiedział Marek, patrząc im prosto w oczy.

Po porodzie ucichły. Ale nie na długo.

Gdy wróciłam ze szpitala z synkiem, pierwsze, co zrobiłam, to podeszłam do Burka — ten stęskniony czekał pod drzwiami, skomląc. Przysiadłam i przytuliłam go. Mama i teściowa zamieniły się znaczącymi spojrzeniami. A gdy następnego dnia u dziecka pojawiła się wysypka, wpadły w szał.

— To przez sierść! To wszystko przez psa! Oszalałaś?! — piszczała matka.

— Masz psa w łóżku z noworodkiem! Żeby twoja rodmatka żywa by się ze wstydu zapadła pod ziemię! — dodała teściowa, krzywiąc się jak po kwaśnym jabłku.

Idź do oryginalnego materiału