Z lornetką i aparatem: wiosna zasłyszana

14 godzin temu
Zdjęcie: fot. Dawid Tatarkiewicz


No dobrze. Najpierw było w marcu jak w garncu. Teraz kwiecień plecień żongluje pogodą jak przystało na ten miesiąc. Budzi to zdumienie i trwogę na niejednym portalu internetowym: idzie ochłodzenie – co to będzie?! Idzie fala ciepła – co to będzie?! A następnie w zasłyszanych rozmowach ludzi: ochłodzenie wiosną? – co to za czasy?!

Nie bagatelizuję zmian klimatu, a adekwatnie zmian, które wciąż beztrosko czynimy w środowisku z jednej strony, z drugiej narzekając, iż coś się miesza w klimatycznych warunkach lokalnych i na większą skalę.

Jest przyczyna, jest też skutek – i naprawdę nie ma się tutaj co dziwić. Wiedzą o tym naukowcy, mówią o tym, ale przeciętny człowiek ma łatwiejszy dostęp do portali internetowych i zamiast działać na korzyść środowiska przyrodniczego w mikroskali, narzeka.

Otóż, chciałbym zauważyć, iż pewne zmiany w warunkach pogodowych występowały, występują i występować będą, gdyż – co do zasady – są naturalne. A iż podcinamy gałąź, na której siedzimy? – owszem, pisałem o tym już nie raz i pewnie w przyszłości jeszcze nie raz o tym wspomnę.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Co na to ptaki?

No cóż, ptaki, jak co roku, otworzyły rozgłośnię radiową – słowem, działa już ptasie radio. Zaczęło się skromnie, od bieli i czerni. Za to jak wdzięcznie rozdygotanej. Tak macha ogonkiem pliszka siwa, która lubi pokazać się wiosną – i odezwać charakterystycznym głosikiem – jako jeden z pierwszych przybyszów z tak zwanych ciepłych krajów.

Następny pojawił się pierwiosnek. Co interesujące – i nie takie znowu oczywiste – najpierw go zauważyłem! Dopiero później – usłyszałem. W przypadku tego gatunku zwykle bywało u mnie odwrotnie. Jego smukła sylwetka migotała gdzieniegdzie wśród gałęzi przybrzeżnych drzew to wyżej, to znowu tuż przy wodzie. Gdy pojawił się na niej – na powierzchni wody – jakiś owad, w przypływie determinacji pierwiosnek próbował pochwycić go w akrobatycznym locie. Musiał być naprawdę głodny, skoro odważył się na taki wyczyn, ale faktycznie – owadów w ten chłodny poranek było jak na lekarstwo.

Wody nie musieli obawiać się następni wędrowcy, mianowicie świstuny. Kaczki te widywałem kilkukrotnie w przeciągu następujących po sobie dni. Takie są prawa czasu wiosennej migracji. Dużo czasu nie minęło, a już w innym środowisku – mianowicie w lesie – odezwała się pokrzewka czarnołbista, współcześnie znana bardziej jako kapturka.

Wreszcie, pewnego pięknego dnia, dał się słyszeć głos przypominający dzwonienie pękiem kluczy. adekwatnie, właściciel tego głosu powinien zwać się kluczyk, ale, cóż, chyba z przekory językowej nazywa się kulczyk. Natomiast z okolic niskiej zabudowy jednorodzinnej odezwał się kopciuszek, choć w kontekście zajmowanego przez niego środowiska wypada dopowiedzieć, iż w dawnych czasach słyszałem go również, gdy śpiewał ze szczytu dziesięciopiętrowego budynku.

Dygresja

Ze stworzeń innych niż pierzaste, zwinnie zaczęły pomykać w terenie zwinki, nisko mruczeć skrzydłami trzmiele i bezgłośnie przemieszczać się różne gatunki motyli. Nad wodą pojawiły się straszki. To ważki równoskrzydłe, które przezimowały w postaci dorosłej i gdy tylko słońce zaczęło mocniej operować – były gotowe do działań mających na celu przedłużenie gatunku.

W świecie roślin runa leśnego w pełnej krasie zaistniał aspekt wiosenny, powodując przypływ dywanów żółto kwitnących ziarnopłonów i powstanie pomniejszych kobierców, za to dwubarwnych, kokoryczy. To znaczy jedne kwiaty były białe, inne – purpurowe.

Obserwatorze, obserwuj teraz!

Drzewa dają nam jeszcze wizualny przystęp do ptaków, choć trzeba przyznać, iż to już ostatni dzwonek: liście coraz bujniej pojawiają się na gałęziach. Jest to więc taki czas w roku, który ułatwia uczenie się rozpoznawania poszczególnych gatunków naszej awifauny. Możemy je łatwo usłyszeć, ale też – przy odrobinie cierpliwości – zlokalizować, gdzie siedzi dany śpiewający delikwent i w ten sposób możliwe staje się potwierdzenie jego przynależności gatunkowej również po wyglądzie.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Może się w tym celu przydać lornetka, najlepiej o przybliżeniu około dziesięciokrotnym. Większe – może sprawić problem, gdyż przy małym polu widzenia trudno będzie niedoświadczonemu obserwatorowi trafić akurat na tak mały „obiekt latający”, jakim jest ptak, zwłaszcza w lesie, choćby gdy chwilowo siedzi. Poza tym, im większe przybliżenie, tym bardziej odczuwalne i męczące dla oczu są drgania naszych rąk.

Parametrów (technicznych i praktycznych) do omówienia byłoby w tym miejscu znacznie więcej, by nie okazało się raptem, iż lornetka będzie nam bardziej przeszkadzać niż pomagać w obserwacjach. Nie podejmuję się tu więc roli doradcy sprzętowego, a rzecz doboru akcesorium do potrzeb obserwatora – jeżeli miałaby mieć znamiona powagi – powinna być rozpatrywana indywidualnie.

A skoro o obserwacji mowa, chciałbym zwrócić Państwa uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt. Na prezentowanych dziś fotografiach widać kwietniową ewolucję wiosny: od pierwszych dni tego miesiąca, aż po przedświąteczny czas. Prawda, iż różnica jest widoczna?

Porada końcowa

W dobie znacznej dostępności do internetu nie jest dużym problemem poduczyć się nieco ptasich głosów, korzystając z nagrań w sieci.

fot. Dawid Tatarkiewicz

Wówczas, stopniowo, może do nas dotrzeć fakt, iż oto zaczynamy widzieć… uszami. Tak mają wytrawni ornitolodzy.

Wzrok jest ważny, ale nie zawsze najważniejszy dla obserwatora ptaków. Bez uszu ani rusz. Tak słyszałem! A w każdym razie: tak bym to widział!

Idź do oryginalnego materiału