dżemy udało mi się poskładać.
Ostatnie dwa dni przechorowałam. Dopadło mnie jakieś przytrucie pokarmowe czy coś, coraz częściej mnie te historie dopadają, chyba się starzeję. A jutro już do roboty. Montuję sobie torbę na szkolny sprzęt połączoną ze schowkiem na uczniowskie telefony w czasie lekcji. Jeszcze tylko uchwyt i pokażę.
Niestety, wieści o ostatnim wyczynie pewnego szanowanego w niektórych kręgach zakonnika dotarły i do mnie - i mam refleksje dwie. Po pierwsze, jak zwykle większość komentatorów uznaje, iż winna jest baba. I tego ja nie zamierzam komentować, jedynie zauważam. Po drugie, podnoszą się głosy, iż w dzisiejszych czasach żadnemu księdzu nie można wierzyć. Wierzyć jak wierzyć, po cholerę wierzyć księdzu, jak trzeba wierzyć Bogu. Co co księży zalecałabym po prostu wysoko posuniętą ostrożność. Jak zresztą w stosunku do każdego człowieka. I tyle na ten temat.
W temacie dzisiejszego (onlajnowego z przyczyn zdrowotnych) kazania: po raz pierwszy słyszałam, żeby w kontekście dożynek wymieniać obok rolników także ogrodników, działkowców i właścicieli balkonów. :) Naprawdę to słyszałam. I niezmiernie mnie to ucieszyło.
1310.