Szwagierka obrażona na wszystkich: teraz żyje w cieniu i 'bez rodziny’

16 godzin temu

Świekra obraziła się na wszystkich i odeszła w cień: teraz „nie ma rodziny”.

Zawsze wierzyłam, iż im więcej korzeni ma rodzina, tym silniejsze jest drzewo. Krewni, choćby nowi, choćby nie zawsze bliscy — to przecież ludzie, których los połączył jedną rzeką. Z mężem staraliśmy się budować relacje ze wszystkimi: i z rodzicami zięcia, i z dalszą rodziną. Zwłaszcza po tym, jak nasza najstarsza córka, Zosia, wyszła za mąż. Dzieci jednak łączą. Cieszyliśmy się, iż trafił jej się porządny chłopak — Kuba, spokojny, z charakterem, ale nie chamski. Mieszkają na wynajmowanym mieszkaniu w Szczecinie, a my trochę pomagamy im zbierać na własne. Niełatwo, oczywiście, ale jakoś dajemy radę. Nam też nie spadało z nieba.

Z matką Kuby, Jadwigą Stanisławówną, początkowo układaliśmy się całkiem nieźle. Mieszka w Gdańsku, daleko od nas, więc kontakt głównie przez telefon, albo rzadkie spotkania. Rozmawialiśmy z szacunkiem, na równych prawach, wydawało się, iż wszystko toczy się swoim rytmem. Ale tuż przed Świętami coś się przełamało. I to nie z naszej strony.

W przededniu świąt zadzwoniłam do Zosi — ot, tak, zwyczajnie, z sercem:
— Córciu, cześć! A wy z Kubą już myśleliście, gdzie spędzicie Sylwestra?
— Oj, mamo, jeszcze nie zdecydowaliśmy…
— To może do nas? Mamy duży dom, pokoi pod dostatkiem, gości kochamy, tata już powiesił lampki w ogrodzie. Choinka stoi, karaoke gotowe. I Jadwigę Stanisławównę też zaproście — tata podjedzie, zabierze ją, potem odwiezie. Niech u nas powita Nowy Rok, po co ma sama siedzieć?

Zosia obiecała porozmawiać z mężem i oddzwonić. Wieczorem powiedziała, iż przyjadą, ale jego mama — nie. Że albo pójdzie do przyjaciół, albo zostanie sama w domu. Ma podobno swoją tradycję — cichy Sylwester, bez hałasu. Zrobiło mi się nieswojo. No czyż tak trudno raz spędzić ten czas z dziećmi, w gronie nowej rodziny? Przecież nie proponowałam nic złego — tylko życzliwość. Postanowiłam samodzielnie zadzwonić do świekry.

— Jadziu, no co ty? Sama w domu — smutno! Przyjedź do nas, słowo honoru, będziesz gościem, osobny pokój przygotuję, możesz swoich znajomych zaprosić, jeżeli chcesz. A u nas — grill w ogrodzie, fajerwerki, śpiewy. Będzie wesoło, po domowemu!

Ale ona tylko się wymigiwała:
— Nie wiem. Od dziesięciu lat zawsze jestem z przyjaciółmi. jeżeli mnie zaproszą — pójdę. Nie zaproszą — telewizor, koc i spać… Z wiekiem, wiesz, hałas nie cieszy.

Nie naciskałam. Pomyślałam: „Może rzeczywiście nie ma ochoty”. Ale już następnego dnia odezwała się Zosia. Głos miała niepewny, bliski łez:
— Mamo, świekra się obraziła… Powiedziała, iż ją zdradziliśmy. Że ja „odbieram jej syna”, iż powinien był świętować z nią. Proponowała, żebyśmy przyszli do niej — do jej dwupokojowego mieszkania… Wyobrażasz?

Zaniemówiłam. Więc my jesteśmy zdrajcami, bo zaprosiliśmy dzieci do przestronnego domu, gdzie jest miejsce dla wszystkich? U nas pięć wolnych pokoi, duży salon, kuchnia, ogród, gdzie można rozpalić ognisko, upiec kiełbaski, pobawić się, pośmiać. A u niej — ciasna „kawalerka”, gdzie, przepraszam, dwóch gości ledwo się zmieści. choćby gdybyśmy tam wszyscy weszli — i co dalej? Posiedzielibyśmy godzinę, obejrzeli „Sylwestrową Moc Przebojów” i do aut? A Nowy Rok to przecież o duszy, o radości, o byciu razem.

A na koniec rzuciła im prosto w twarz:
— Skoro nie mam już rodziny, to pójdę do przyjaciół.
Do tego dodała, iż nie ma co liczyć na jej pomoc w kupnie mieszkania. Że pieniędzy, oczywiście, nie ma.

Wymieniliśmy z mężem spojrzenia. On tylko prychnął:
— I bardzo dobrze. Nie oczekiwaliśmy.

Wiecie, w życiu zawsze znajdą się tacy ludzie — obrażą się choćby na życzliwe zaproszenie. Bo dla nich dobroć to słabość, a każda decyzja niezgodna z ich planami to zdrada. Jadwiga Stanisławówna okazała się właśnie taka. Sama odeszła, sama się obraziła, sama zatrzasnęła drzwi. Powiedzieć, iż nam nie żal — skłamałabym. Szkoda nam, iż człowiek, który mógł być bliski, wybrał samotność i wyrzuty. Ale, jak to mówią, jakoś to przeżyjemy.

A dzieci — spędzą Sylwestra z tymi, którzy je kochają. Nie z tymi, co duszą poczuciem winy.

Idź do oryginalnego materiału