Sianokosy, piknik i karmienie kaczek

tenuieum2.blogspot.com 1 dzień temu

Najpierw skosiłam trawnik w ogrodzie, czule pożegnawszy się wcześniej z przetacznikami. A potem zaśpiewałam hymn filaretów w wersji: niechaj ta mięta złota próżno nie wabi nas - i wyciągnęłam na świeżo skoszony trawnik stolik i dwa krzesła, posadziłam na jednym krześle mamę, na drugim siebie, zorganizowawszy wcześniej wspomnianą miętę i zaimprowizowany bufet - i proszę:






W rolach głównych: mięta, rukola i truskawki z własnego ogrodu. Jako statyści bułka, pomidor i twaróg solankowy wędzony - radosne odkrycie ostatnich kilku dni, spróbowałam i przepadłam. :P

A potem pobiegłam nakarmić kaczki. Gotowaną kukurydzą. Nie chlebem, nie.

Najpierw przypłynął jeden kaczorek

potem drugi

nagle jakoś zrobiło się z nich trzy kaczorki

a potem cztery

A jeszcze potem z nieba spadła kaczka


i przypłynęła kolejna z dwoma podrośniętymi już młodymi


i całe to kacze towarzystwo wyżarło moją kukurydzę w kilkanaście minut.


Tymczasem na drzewie przysiadł drozd


w trawie zapiszczała młoda kawka


a na wodzie pobiły się dwie kurki wodne.





Potłukły się, postroszyły, w końcu wypięły na siebie nawzajem białe zadki i rozpłynęły się w przeciwnych kierunkach.


Chyba chodziło o terytorium, bo gdzieś z czegoś trza w końcu wykarmić te młode, no.


Straszne brzydactwa z tych kurcząt wodnych. Młode gągoły, trochę starsze i trochę młodsze, są dużo bardziej dekoracyjne.






i mają już taaaakie duże płetwy.




A mama gdzie? A mama romansuje międzygatunkowo z kaczkiem krzyżówkiem.




Którego kaczka, z kolei, zajmuje się swoją jedyną pociechą.


No. Ja wcale nie zamierzałam tyle zobaczyć, ja tylko karmiłam kaczki. :)

1219.
Idź do oryginalnego materiału