Odwiedziła syna, a on odesłał ją do hotelu!

polregion.pl 2 dni temu

Przyjechałem do syna, a on mnie do hotelu wyrzucił!

W spokojnej wsi nad Wisłą, gdzie powietrze pachnie kwitnącymi jabłoniami, mieszkamy z żoną w przestronnym domu, który zawsze stoi otworem dla gości. Mamy wygodny pokój dla przyjezdnych, a jeżeli brakuje miejsc, chętnie oddamy własne łóżko, byle tylko nikomu nie zabrakło gościny. Tak nas wychowano: nakarmić, ogrzać, dać dach nad głową – to święty obowiązek. Nasze drzwi nigdy nie zamykają się przed rodziną lub przyjaciółmi.

Przez lata małżeństwa dochowaliśmy się trójki dzieci. Najstarsza, Bogna, mieszka w sąsiednim miasteczku. Widujemy się niemal co tydzień, a jej mąż, prawdziwy złoty człowiek, zawsze pomoże w gospodarstwie. To wielkie szczęście mieć takiego zięcia.

Młodsza, Jadzia, studiuje w Krakowie. Marzy o karierze, a ja ją wspieram – dzieci mogą poczekać, a marzenia trzeba łapać, póki młodość trwa. Często dzwoni, dzieli się nowinami, i wiem, iż zawsze znajdzie dla nas czas.

Ale syn, Krzysztof, wyjechał daleko – na Pomorze. Po studiach z kolegą założył firmę i teraz pochłonięty jest biznesem. Ma żonę, Kornelię, i sześcioletniego synka, mojego ukochanego wnuczka Wojtka. Z synową jednak nie układa nam się najlepiej. Kornelia to kobieta z innego świata: chłodna, zamknięta, wiecznie niezadowolona. Nasza wieś wydaje jej się nudna, a choćby Wojtka zniechęca do odwiedzin. Ostatnio wytrzymali u nas tylko dwa dni, po czym Kornelia oświadczyła, iż „nie może tu oddychać”. Krzysztof czasem przyjeżdża sam, by uniknąć kłótni.

W tym roku żona wzięła urlop, i pojechaliśmy do syna. Przez te wszystkie lata nigdy u niego nie byliśmy, a tak chcieliśmy zobaczyć, jak mu się powodzi. Oczywiście uprzedziliśmy, by nie zaskakiwać jak grom z jasnego nieba.

Krzysztof przywitał nas na dworcu z uśmiechem. Kornelia, ku mojemu zdziwieniu, nakryła do stołu – skromnie, ale zawsze. Gadaliśmy, śmialiśmy się, i już myślałem, iż może nie jest tak źle. ale gdy nadszedł wieczór, serce mi się ścisnęło. Krzysztof oznajmił, iż nocujemy w hotelu. Myślałem, iż źle słyszę. Hotel? My, rodzice, przyjechaliśmy do syna, a on nas – do hotelu?

O ósmej wieczorem zamówił taksówkę i zawiózł nas do jakiejś nędznej norPokój był zimny, wilgotny, a łóżko skrzypiało przy każdym ruchu, jakby protestowało razem z nami.

Idź do oryginalnego materiału