Niespodziewane spotkanie nad brzegiem

2 dni temu

Nieoczekiwane spotkanie nad rzeką

Anna wraz z mężem i córką postanowili odmienić swe życie – opuścili gwarne miasto, by zamieszkać na spokojnej wsi. Kupili dom, założyli gospodarstwo, zasadzili ogród. Rozpoczął się nowy rozdział. Wieczorami Anna wyprowadzała kozy nad rzeczkę, podziwiała zachody słońca i rozkoszowała się ciszą.

– Mamo, już się ściemnia, dokąd znowu z kozami? – zdziwiona zawołała córka Bożena.
– Nad rzekę, tam trawa jest świeższa – odparła Anna. – Wrócę za godzinę, nie martw się.

Lecz ani po godzinie, ani po dwóch Anna nie wróciła. Bożena zaniepokoiła się i namówiła ojca na poszukiwania. Znaleźli ją dopiero po jakimś czasie, siedzącą na ławce przed domem – bladą, drżącą, to śmiejącą się, to płaczącą.

– Mamo, co się stało? – spytała Bożena.
– Widziałam… – westchnęła Anna – nie ducha… coś gorszego.

A przecież niedawno wszystko było jak zwykle. Szła ścieżką nad wodę, kozy pasły się spokojnie, a ona, zmęczona, przysiadła i zdrzemnęła się. Obudziła się o zmroku, zerwała i zaczęła zbierać stado. Zwierzęta, niczym na złość, weszły w gęste krzaki. Anna podążyła za nimi. Nagle spostrzegła, iż za ostatnią kozą coś się porusza w trawie. Długie, czarne…

Najpierw pomyślała, iż to tchórz. Serce ścisnął lęk – a nuż wściekły? Zwierzątko nie odstępowało. Koza Bronka zaczęła beczeć, a Anna, gotowa do obrony, zamierzyła się patykiem… gdy wtem to „coś” podskoczyło, jakby chciało na nią naskoczyć.

Gdy już minął strach i odważyła się podejść, okazało się, iż to… ogromne męskie kalesony, zaczepione o kozę wędkarską żyłką. Pewnie ktoś zostawił je schnąć na krzaku, a koza porwała je ze sobą.

Anna usiadła na trawie i wybuchnęła śmiechem. Całe napięcie, strach i adrenalina – wszystko wyrwało się w tym śmiechu. Właśnie wtedy znalazł ją mąż z córką. A w domu stanowczo zabronili jej wyprowadzać kozy nad rzekę – kto wie, co jeszcze tam „ożyje”…

Idź do oryginalnego materiału