Nieoczekiwane spotkanie na brzegu

4 dni temu

Nieoczekiwane spotkanie nad brzegiem

Anna wraz z mężem i córką postanowili odmienić swoje życie — opuścili hałaśliwą Warszawę i osiedlili się w spokojnej wsi na Mazowszu. Kupili starą drewnianą chatę, założyli niewielkie gospodarstwo, zasadzili warzywnik. Rozpoczął się zupełnie nowy rozdział. Wieczorami Anna wyprowadzała kozy nad rzekę, podziwiała zachody słońca i rozkoszowała się ciszą.

— Mamo, już się ściemnia, gdzie znów idziesz z kozami? — zdziwiła się córka Zosia.
— Nad rzeczkę, tam trawa jest bardziej soczysta — odparła Anna. — Wrócę za godzinę, nie martw się.

Lecz minęła godzina, potem druga, a matka nie wracała. Zosia zaniepokoiła się i namówiła ojca, by wyruszyli na poszukiwania. Znaleźli Annę dopiero po dłuższej chwili. Gdy ją ujrzeli, oniemieli — siedziała na ławce przed domem, blada, drżąca, to śmiejąc się, to płacząc.

— Mamo, co się stało? — spytała Zosia.
— Widziałam — westchnęła Anna — nie ducha… coś gorszego.

Zaledwie godzinę wcześniej szła, jak zwykle, ścieżką w stronę rzeki. Kozy pasły się spokojnie, a ona usiadła, by odpocząć, i zasnęła. Obudziła się o zmierzchu, zerwała na sztywne nogi i ruszyła zbierać zwierzęta. Te, jak na złość, wdarły się w gąszcz. Anna podążyła za nimi. Nagle zauważyła, iż za ostatnią kozą w trawie coś się porusza. Długie, czarne…

Najpierw pomyślała, iż to jenot. Strach ścisnął jej serce — a nuż wściekły? Zwierzę nie odstępowało. Koza Marysia zaczęła beczeć, Anna uniknęła do obrony, zamierzyła się kijem… gdy wtem to coś podskoczyło, jakby zamierzało ją zaatakować.

Lecz gdy wszystko się skończyło i odważyła się podejść bliżej, okazało się, iż to… ogromne męskie gacie, zaczepione o sierść kozy wędkarską żyłką. Widocznie ktoś zostawił je suszyć na krzaku, a koza zabrała je ze sobą.

Anna osunęła się na trawę i wybuchnęła śmiechem. Wszystko — napięcie, strach, adrenalina — wyładowało się w tym szaleńczym chichocie. W tej właśnie chwili odnaleźli ją mąż z córką. A w domu surowo zabroniono jej odtychczas wyprowadzać kozy nad rzekę — bo któż wie, co jeszcze tam „ożyje”…

Idź do oryginalnego materiału