W tym roku mieszka tu co najmniej 130 dorosłych i młodych ptaków. Przyciągają tłumy turystów z całej Europy. Wtedy nie liczą się zabytki – zadziera się głowę wysoko i obserwuje, jak bociany przemieszczają się z gniazd na łąki, walczą między sobą, uczą się latać, „hałasują” klekotaniem.
Ludzie podporządkowują tu życie bocianom i niezmiennie się nimi zachwycają. Podniebne kino czynne jest cały dzień – raz pojawiają się w nim loty tych wielkich ptaków, czasem ich krzyki. Ale przecież to polskie wioski i miasteczka uchodzą za bocianie stolice świata.
Niemiecki poeta Matthias Kneip napisał nawet, iż Polska zamiast orła powinna mieć w godle bociana. Jak widać, mamy konkurencję. Igor Smrtnik ze stowarzyszenia Storchenverein informuje, iż tegoroczny wzrost poziomu wody w Jeziorze Nezyderskim zapewnił tym kochanym przez ludzi ptakom wystarczającą ilość pożywienia. Za kilka tygodni młode podejmą pierwsze próby lotu. Bocian biały trafił do Rust pod koniec XIX wieku, w latach 70. XX wieku populacja spadła z około 40 do ledwie 20 par. Storchenverein zostało założone w 1995 r., aby odwrócić bieg wydarzeń.
– Odkryliśmy, iż spadek liczebności wynikał z braku pożywienia. Koniec intensywnej hodowli zwierząt spowodował, iż wiele użytków zielonych zostało wykorzystanych jako grunty budowlane lub orne. Łąki pozostawiono odłogiem, bez wypasu zarosły pasem trzcin wokół Jeziora Nezyderskiego. Boćki tego nie lubią. Potrzebują podmokłych łąk z niską trawą, aby znaleźć tam pożywienie. Żeby im pomóc, wydzierżawiliśmy 12 hektarów pastwisk, na których wypasamy bydło i owce. Na szczęście to pomogło – cieszy się Josef Karassowitsch ze stowarzyszenia.
Rodzina bociania potrzebuje 4 – 6 kg pożywienia dziennie. Bociany z natury gniazdują na drzewach, w tej chwili częściej na dachach, wieżach, słupach wysokiego napięcia. W Rust żyją w „luksusowych mieszkaniach”, w solidnych gniazdach na wysokich kominach kamienic. Zanim się wprowadzą po długim locie np. z Afryki, przyjaciele ptaków sprzątają ich „domostwa”, usuwają chwasty, dezynfekują. – Bociany są nosicielami pasożytów i mogą zagrażać choćby swoim pisklętom. Co pięć lub sześć lat dajemy każdej parze nowe gniazdo wyplatane z winorośli. Podnosimy je do komina dzięki dźwigu – dodaje Karassowitsch.
Waga gniazda rośnie – z początkowych 40 choćby do 100 kg. Życzliwość dla boćków kosztuje. Rocznie to 10 – 12 tys. euro, częściowo ze składek 450 członków stowarzyszenia i z corocznej imprezy charytatywnej. Powstał także ośrodek opieki nad bocianami niezdolnymi do lotu. Wiele młodych zostało tu wychowanych.