Mały szary kot siedział przed drzwiami kliniki weterynaryjnej. Płakał, a u jego łapek leżało malutkie kociątko…

5 dni temu

Szara kicia siedziała przed drzwiami kliniki weterynaryjnej. Płakała, a u jej łapek leżało maleńkie kocię

Kobieta spokojnie szła ulicą, prowadząc na smyczy małego pieska. Był pogodny jesienny dzień: powietrze było przejrzyste, żółte i purpurowe liście wirowały w powietrzu, jakby tańczyły do melodii niewidzialnej orkiestry. Atmosfera była lekka i pełna światła. Ale nagle

Nagle coś przykuło jej uwagę, czego nie dało się zignorować: przed wejściem do kliniki siedziała szara kotka. Żałośnie miauczała, a obok niej leżało malutkie kocię. Co jakiś czas podskakiwała i biegła w stronę przechodniów, jakby błagała o pomoc. Krzyczała, prosiła, domagała się, ale ludzie tylko przyspieszali kroku.

Wszyscy byli pochłonięci swoimi sprawami, nie zauważając albo udając, iż nie widzą tego ledwie żywego stworzenia na chodniku. Jak często tak bywa: o wiele łatwiej jest przejść obok cudzego nieszczęścia. Ale kobieta zatrzymała się.

Pochyliła się i delikatnie podniosła malucha. Kociak był tak chudy, iż można było wyczuć jego żebra. Ledwo oddychał. Jedna myśl przemknęła jej przez głowę: Co mam zrobić? Gdzie mam biec? Wtedy kocia mama podeszła bliżej i, patrząc prosto w oczy kobiety, zaczęła cicho, ale uparcze miauczeć. Pomóż ratuj

Na drzwiach wisiała kartka:
28 nie ma przyjęć. Wolne.

Kobieta była zdezorientowana. Taksówka? Pieniądze? Gdzie ma iść? Ale poddając się instynktowi, pchnęła drzwi. I nagle cud: otworzyły się.

W głębi korytarza stał wysoki, siwowłosy mężczyzna w zniszczonym białym kitlu.
Proszę! odezwała się kobieta. Pomóż pan! Nie mam przy sobie pieniędzy, ale oddam później. On umrze i podała wychudzone ciałko.

Weterynarz ostrożnie wziął kociaka i gwałtownie zaniósł go na stół operacyjny. Kobieta i kotka zostali na korytarzu, drżąc z emocji. Po kilku minutach kobieta zauważyła, iż pod kitlem mężczyzny, między łopatkami, widać było dziwne wypukłości. Boże, biedak, ma garb przemknęło jej przez myśl.
Tak pani myśli? nagle zwrócił się do niej mężczyzna i spojrzał uważnie. Potem znów zajął się malcem.

Minęło kilka godzin. Oddech kociaka się ustabilizował.
Proszę powiedział weterynarz. Będzie żył. Ale potrzebuje opieki, leków, ciepła. Już nie nadaje się na ulicę spojrzał na kobietę. A kotka-matka również wbiła w nią przenikliwe spojrzenie.

Co pan mówi! oburzyła się kobieta. Oczywiście zabiorę go do domu. I mamę też. Razem z Mruczkiem skinęła na spokojnie siedzącego obok psa przygarniemy je do naszej rodziny.

Lekarz uśmiechnął się:
W takim razie dam pani wszystko, co będzie potrzebne. Pieniądze nie są ważne. Niech pani uzna, iż już są opłacone.

Kobietę zaskoczyło słowo panienka przecież dawno minęły czasy, gdy tak ją nazywano. Ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Wzięła leki, malucha i ruszyła do domu w towarzystwie wiernego psa i kotki.

Minął miesiąc. Kobieta zebrała odwagę i postanowiła zadzwonić do kliniki, by podziękować lekarzowi.

Tak, słucham, doktor Szymański odpowiedział w słuchawce młody, radosny głos.

Opowiedziała historię uratowanego kociaka i podziękowała za pomoc. Ale lekarz najwyraźniej był zakłopotany. Po kilku minutach szukania w komputerze powiedział:
Przepraszam, ale nie pamiętam pani. Poza tym 28-go miałem wolne. Byłem z rodziną poza miastem. Może pani się pomyliła, ale to nieistotne. Ważne, iż kociak żyje i znalazł dom.

Kobieta osunęła się na krzesło, nie rozumiejąc. W tej chwili uratowany szary kociak, który już nabrał sił i stał się ulubieńcem rodziny, wskoczył jej na kolana. Niedaleko, na podłodze, siedziała kotka-matka i uważnie ją obserwowała.

I wtedy w pokoju pojawił się On. Stary kitel już nie zakrywał białych skrzydeł. Anioł się uśmiechnął.
To przecież ty go uratowałaś powiedział do kobiety. Ja tylko trochę pomogłem.

Kotka spojrzała na Anioła i zaczęła cicho mruczeć.
zwykle nie pomagam ludziom jakby się tłumaczył. Ale wy, koty, jesteście tak uparte No dobrze, złamię zasady jeszcze raz, ostatni raz.

Mrugnął do kotki, a następnie rozpuścił się w powietrzu. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek.

W drzwiach stał niezdarny mężczyzna w starym kombinezonie, z torbą narzędzi.
Wzywała pani? Jestem hydraulik Cieknie kran?

Nie, nie wzywałam uśmiechnęła się kobieta. Ale skoro już pan jest, może naprawi pan też łazienkę. Zapłacę.

Znowu wszystko pomieszałem mruknął i zawstydzony wszedł do mieszkania. Uklęknął i zaczął wyciągać narzędzia.

Kobieta w milczeniu przyniosła grubą poduszkę i podłożyła mu pod kolana.

Dziękuję powiedział cicho, a potem nagle się uśmiechnął. Jego zmęczona, zarosła twarz niespodziewanie się przeobraziła: pojawiło się w niej coś wzruszającego, niemal dziecięcej bezbronności. Kobieta poczuła, jak coś boleśnie ukłuło ją w serce. Nagle zżal

Idź do oryginalnego materiału