Kajetana Pasaka nie trzeba specjalnie przedstawiać, dał się już poznać mieszkańcom Lubonia jako młody człowiek z pasją i determinacją w dążeniu do celu. Warto poznać bliżej chłopaka, który nie wpisuje się w stereotyp współczesnego nastolatka. Wyróżnia się kreatywnością i samodzielnością. Kajtek ma 13 lat i jest uczniem klasy 7 SP3 w Luboniu.
Gazeta Lubońska: Jak zaczęło się Twoje fotografowanie przyrody? Co Cię do tego skłoniło?
– Jak miałem 9 lat, przestały mnie interesować gry komputerowe i godzinami się nudziłem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, nie interesował mnie żaden sport, więc szukałem pomysłu na siebie. Chodziłem wówczas na pobliski staw łowić ryby i za każdym razem fascynowało mnie piękno przyrody. Czasami z mamą lub babcią jeździłem nad stawy dębińskie oraz Szachty i tam coraz częściej zamiast skupiać się na wędkowaniu, obserwowałem ptaki i owady. Zacząłem oglądać filmy przyrodnicze i natknąłem się na kanał na YouTube pana Sławka Skukowskiego, który fotografuje zwierzęta leśne. Od początku poczułem, iż to jest to, co chciałbym robić. Zacząłem jeździć do pobliskich lasów, fotografować krajobrazy i ptaki telefonem przez lornetkę. Pewnego razu zrobiłem telefonem przepiękne ujęcie lądującej mewie oraz żerującym trzem bobrom, niestety zdjęcia były bardzo kiepskiej jakości i wtedy zrozumiałem, iż potrzebuję czegoś lepszego niż telefon. Niestety z racji tego, iż mama wychowuje mnie sama, wiedziałem, iż jej poprosić o to nie mogę. Po wielu rodzinnych rozmowach moja babcia zaproponowała, iż sprezentuje mi pierwszy aparat z obiektywem do ustalonej kwoty. Był to aparat Nikon D7100 + obiektyw Tamron 28-300.
Gazeta Lubońska: Czy źródłem Twoich inspiracji był tylko Internet?
– Nie tylko. Wiele podpowiedział mi wujek, który jest leśniczym i który przez kilka lat też fotografował zwierzęta. Dał mi wiele cennych rad, a także zabrał mnie do lasu, by pokazać na żywo piękny spektakl natury, jakim jest rykowisko jeleni.
Gazeta Lubońska: Jakie są Twoje ulubione tematy zdjęć przyrodniczych?
– Najbardziej lubię fotografować dzikie zwierzęta leśne: przede wszystkim jelenie szlachetne, a na drugim miejscu są ptaki.
Gazeta Lubońska: Jakie stosujesz sposoby na uzyskanie dobrego zdjęcia przyrodniczego? Może podzielisz się swoim warsztatem z innymi młodymi adeptami tej sztuki.
– Żeby zdjęcie przyrodnicze było udane, trzeba je zaplanować, a także wiedzieć, gdzie i o której godzinie wyjdzie zwierzę w dane miejsce. Połowa moich zdjęć została zrobiona z tak zwanej zasiadki. Jak znam dobre miejsce, gdzie wiem, iż wychodzą tam zwierzęta, np. po tropach lub je tam widziałem, to wstaję wcześnie rano, zimą o 5 rano, a latem choćby o 3. Ważne jest, żeby być na miejscu, jak pozostało ciemno, żeby zwierzętom było trudniej nas zauważyć i żeby bardziej wtopić się w krajobraz, wtedy już zostaje nam tylko czekać i pilnować ustawień aparatu. Często czekam w bardzo niewygodnych pozycjach przez parę godzin, a nie można się w ogóle ruszać.
Drugim sposobem jest tak zwany podchód. Tak samo jak w przypadku zasiadki, muszę wstać wcześnie rano, tylko w przeciwieństwie do zasiadki nie czekam na zwierzę, a szukam zwierzęcia w miejscach, gdzie wiem, iż może być. Często jest to dobra metoda, ale ma też swoje minusy np. większa szansa na spłoszenie zwierzaka, o ile zauważy nas pierwszy, dlatego ważne jest, aby zauważyć go, zanim on zauważy nas.
Gazeta Lubońska: Czyli cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość. To nie lada wyzwanie dla nastolatka. A czy poza podglądaniem przyrody przez obiektyw aparatu fotograficznego masz jeszcze inne zainteresowania?
– Jak miałem 7-8 lat bardzo chciałem mieć jakieś zwierzątko domowe, ale jak to ja – nie chciałem mieć takiego typowego zwierzaka, jak mają inni. Lubiłem bardzo oglądać filmy o ptasznikach i wtedy zawsze mówiłem, iż trzeba być nienormalnym, żeby mieć takie coś w domu. Ale zaczęły mi się te stworzenia coraz bardziej podobać. Pewnego dnia pojechaliśmy z mamą na targi terrarystyczne, które akurat były organizowane w Poznaniu, żeby zobaczyć na żywo te niesamowite stworzenia. Tam pierwszy raz wziąłem ptasznika na ręce i mama powiedziała, iż choćby fajne są te pająki i się zgodziła, żebym mógł mieć w domu jednego. Miał być jeden, a teraz mam sześć ptaszników, a przez jakiś czas miałem choćby osiem.
Gazeta Lubońska: Czy to są zwierzęta niebezpieczne?
– Dużo osób mówi, iż są one bardzo niebezpieczne, ale to zależy od gatunku. Ja hoduję te, które mają raczej słabszy jad, porównywalny do jadu pszczoły. Drugim stereotypem jest to, iż np. jak będę karmić ptasznika, to zaraz po otwarciu pojemnika on od razu ucieknie. To w większości gatunków nieprawda, bo pająk zna tylko swój pojemnik, który jest jego domem i nie wie, co jest poza pojemnikiem, nie wie, czy nie ma tam niebezpieczeństwa. Dowodem jest to, iż jak przekładam pająka do większego pojemnika, to pająk walczy z pęsetą i nie chce wyjść.
Gazeta Lubońska: Dużo wiesz o swoich pająkach, a co w nich najbardziej lubisz?
– W ptasznikach uwielbiam ich piękne kolory, ich często niezwykłe gniazda, które budują w zależności od tego, czy to ptasznik żyjący nad ziemią, pod ziemią czy na jej powierzchni oraz ich ataki na owady karmowe. W moim przypadku są to głównie karaczany tureckie, o które również trzeba dbać, karmiąc je owocami oraz płatkami owsianymi.
Gazeta Lubońska: Przyroda to nie jedyna Twoja pasja. Podobno lubisz też motoryzację?
– Tak, moja pasja do motoryzacji rozpoczęła się, gdy kupowałem swój wymarzony aparat, na który wydałem cały budżet i nie starczyło mi już na obiektyw do fotografii przyrody, więc kupiłem obiektyw o małej ogniskowej. Zacząłem jeździć na zloty fanów motoryzacji z myślą, iż może uda mi się zrobić jakieś sesje samochodów i zarobić na lepszy obiektyw. No i tak się wkręciłem, iż dalej uwielbiam na nie jeździć i oglądać interesujące modele samochodów i motocykli. Najbardziej lubię fotografować starsze samochody, również uwielbiam motocykle, zarówno te starsze, jak i te nowsze.
Gazeta Lubońska: Dałeś się poznać mieszkańcom Lubonia ze swoich akcji promocyjnych. Jakie to były działania?
– W Luboniu byłem już rozstawiony na wielu wydarzeniach, np. raz byłem na Bibie w Lasku, dwa razy miałem organizowaną wystawę swoich zdjęć objętą honorowym patronatem Pani Burmistrz. Byłem rozstawiony pod cukiernią Pawlova, gdzie można było kupić moje puzzle i na Wigilii Miejskiej w Luboniu, gdzie miałem stoisko z swoimi kalendarzami i puzzlami.
Gazeta Lubońska: Wspomniałeś o cukierni Pawlova. Osoby, które śledzą media społecznościowe, na pewno słyszały o zbiórce pieniędzy zorganizowanej przez Pana Adriana Mieszałę na nowy obiektyw fotograficzny dla Ciebie. Jak do tego doszło?
– Dużo osób uważa, iż o zbiórkę sam poprosiłem pana Adriana, właściciela Kociaka, ale tak nie było. Zaczęło się tak, iż szukałem przez Internet miejsc, gdzie mógłbym się rozstawić ze swoimi produktami, by jeszcze szybciej uzbierać na wymarzony obiektyw i natrafiłem na post na fb pana Adriana, który często pomaga innym, więc napisałem do niego z zapytaniem, czy mógłbym się rozstawić ze swoimi produktami pod jego lokalem w Luboniu. Pan Adrian nie tylko się gwałtownie zgodził, ale też zaproponował, żeby zrobić zbiórkę na obiektyw. Na początku byłem sceptycznie nastawiony, bo nie lubię prosić o pieniądze, ale pan Adrian mnie namówił. Celem było uzbierać 1250 zł i pan Adrian powiedział, iż jak uda się to osiągnąć w ciągu doby, to dołoży drugie tyle z dziennego zarobku Kociaka. Cztery minuty po wrzuceniu posta była uzbierana już cała kwota, dziesięć minut później było już 4 tys. zł, a godzinę po opublikowaniu zbiórki było już 7 tys. zł. Całą noc nie spałem, rano jak zobaczyłem, ile jest na koncie zbiórki, to byłem w bardzo dużym szoku, bo było 11 310 zł. Jeszcze tego samego dnia spotkałem się z panem Adrianem, który przekazał mi całą kwotę plus obiecane 1250 zł z utargu Kociaka, ale te 1250 zł postanowiłem, iż przekażę na sto darmowych kaw dla mieszkańców Lubonia w ramach podziękowania za tak liczne wpłaty. Dalej powtarzam, iż chciałem się tylko rozstawić pod lokalem ze swoimi produktami, by samemu zarobić na obiektyw, a tu jedna decyzja zaważyła na tym, iż spełniłem w ciągu jednego dnia moje największe marzenie: oprócz obiektywu zakupiłem też solidny plecak na sprzęt oraz pierwszą fotopułapkę, a resztę zostawiłem, by pod koniec roku zainwestować w kalendarze.
Gazeta Lubońska: Fotografia stała się więc dla Ciebie nie tylko hobby, ale źródłem dochodów. Jak mały Kajtek został biznesmenem?
– Fotografia to był mój drugi krok w zarabianiu pieniędzy, bo chęć posiadania własnych zarobionych pieniędzy zaczęła się u mnie już w wieku 8 lat, ale mama mówiła, iż jestem jeszcze za mały i zniechęcała mnie trochę do moich pomysłów. Pod koniec 9. roku życia zacząłem wykonywać drobne prace ogrodowe oraz wyprowadzać psy na spacery za drobną opłatą. Wymyśliłem też zarabianie fotografowaniem, czyli kalendarze. Był to świetny pomysł, bo udało mi się kupić mój wymarzony nowy aparat. Zacząłem brać także sporo sesji zdjęciowych, również odpłatnych. Powiedziałem mamie, iż teraz zaczynam od Lubonia, w przyszłym roku chcę wyjść z produktami poza to miasto, a w jeszcze kolejnym roku na świat i w zasadzie spełniło mi się to szybciej niż myślałem, bo już w tym roku moje kalendarze pojechały do Grecji, Danii, Niemiec, a choćby Dubaju. Z dnia na dzień mam coraz więcej pomysłów, którymi niedługo na pewno się podzielę na moim profilu „Kajtek fotografuje świat” na fb.
Gazeta Lubońska: Wiele mówisz o wsparciu Twojej mamy, a jak odbierają Twoje działania rówieśnicy, np. w szkole?
– W szkole trzymam się z garstką osób, niestety większość osób mnie krytykuje i wyśmiewa, ale mnie się wydaje, iż to bardziej chodzi o to, iż zazdroszczą mi mojej pasji i pokazują to niestety w bardzo nieprzyjemny sposób, ale się tym nie przejmuję. Cytując jeden z moich ulubionych utworów muzycznych (słucham głównie polskiego hip-hopu, ale tylko takiego z przesłaniem, a nie jakichś słów bez sensu poprzeplatanych przekleństwami): „nie jestem ja zły, a otoczenie, w którym się znajduję”. Zresztą muzyka i wyprawy do lasu są dla mnie, jak to się mówi, lekiem na wszystko, nie mógłbym żyć ani bez jednego, ani bez drugiego.
Gazeta Lubońska: Jakie są Twoje plany na przyszłość, czy wiążesz je z fotografią?
– Plany mam bardzo ambitne, ale podzielę się nimi, gdy zacznę je po kolei realizować, żeby nie zapeszać.
Gazeta Lubońska: Życzę więc wytrwałości, spełnienia planów i marzeń i wielu sukcesów.
Materiał opracowała Aleksandra Radziszewska




