– No i proszę bardzo, szczęście wreszcie się do was uśmiechnęło! Gratuluję, córeczko! Niepotrzebnie narzekałam, iż ten twój Witek nic nie ma – a tu proszę, własne mieszkanie.
Mama nie mogła się nacieszyć, iż mój mąż odziedziczył trzypokojowe mieszkanie po swojej ciotce. Ciotka nie miała dzieci, przez lata żyła samotnie i nie utrzymywała bliższych kontaktów z rodziną, więc dla wszystkich to była ogromna niespodzianka, iż cały swój majątek zapisała właśnie Witkowi.
Z Witkiem jesteśmy razem od 12 lat, mamy dwójkę dzieci w wieku szkolnym. Do tej pory mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu – oszczędzaliśmy na własne lokum, ale wiadomo, z dziećmi i kosztami życia szło to wolno.
Moi rodzice mają wygodne, dwupokojowe mieszkanie w świetnej lokalizacji – prawie w centrum miasta. Ale kiedy wyszłam za mąż, nie zaproponowali nam nawet, żebyśmy zamieszkali z nimi na jakiś czas. Wręcz przeciwnie – mama miała mi za złe, iż związałam się z mężczyzną „bez niczego”.
A ja patrzyłam na to zupełnie inaczej. Kocham mojego męża, wierzyłam w niego od początku i wiedziałam, iż razem wszystko osiągniemy. I rzeczywiście – choć nie mieliśmy własnego mieszkania, tworzyliśmy zgraną rodzinę. Oboje pracowaliśmy. choćby kiedy byłam na urlopie macierzyńskim, miałam zdalną pracę i dorabiałam z domu.
Udało się nam uzbierać całkiem sporą kwotę, ale na mieszkanie, które by nas w pełni zadowalało, i tak nie wystarczało.
I wtedy – jak grom z jasnego nieba – ten niespodziewany spadek. Trzypokojowe mieszkanie! Oczywiście, iż się cieszyliśmy.
A pieniądze, które mieliśmy, postanowiliśmy przeznaczyć na zakup kawalerki – w przyszłości dla któregoś z dzieci, a na razie można ją wynajmować i mieć dodatkowy dochód.
Mama zjawiła się natychmiast, jak tylko usłyszała o mieszkaniu. Najpierw gratulacje, a potem… zaczęła mówić, iż te pieniądze powinniśmy oddać im.
– Ojciec ma w tym roku sześćdziesiątkę. Zróbmy mu prezent – działkę! Całe życie marzył o ogrodzie, własnej ziemi, grządkach, jabłonkach… Dzieci by miały świeże powietrze, warzywa prosto z grządki – same korzyści! – rozpływała się w wizji idealnej działki.
Uznała, iż skoro sprawa mieszkania się „rozwiązała”, to teraz nasza oszczędność jest „wolna” i powinniśmy kupić za nią działkę w prezencie dla taty.
Oczywiście nie mogłam takiej decyzji podjąć sama. I powiedziałam o tym mężowi.
– Jestem przeciw. Co mają do tego twoi rodzice? – powtórzył mąż. – To są nasze wspólne pieniądze i przeznaczymy je na to, co razem zaplanowaliśmy.
Witek nigdy nie przepadał za pracą na działce, nie interesują go grządki i sadzonki. Nie miałby z tego żadnej przyjemności. Tym bardziej iż mama chce, żebyśmy przepisali działkę na tatę. „Inaczej to nie będzie prawdziwy prezent”– powiedziała.
– Zrobisz teraz ojcu przyjemność, a potem i tak ta działka będzie twoja – tłumaczyła mama.
– Mamo, mój mąż się nie zgadza, więc nic z tego nie będzie – odpowiedziałam spokojnie.
– W takim razie nie mamy córki. Córka, która kocha rodziców, by się zgodziła – rzuciła z przekąsem.
Tłumaczyć jej dalej nie ma sensu. Mama jest już zdecydowana – znalazła choćby „idealną działkę”, wszystko zaplanowała i wierzy, iż jeszcze przekonam męża.
A jeżeli nie – to oznajmiła, iż nie mamy po co przychodzić na jubileusz taty, skoro go nie kochamy i nie szanujemy.
Teraz stoję przed trudnym wyborem. Bo wiem, iż jeżeli tej działki nie kupimy – relacje z rodzicami mogą się na zawsze popsuć…