Barbara krążyła nerwowo po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Już kolejny dzień z rzędu Tomek wracał do domu późno. A wczoraj zjawił się dopiero nad ranem. Zrobiła mu awanturę, iż mógłby zadzwonić, uprzedzić, żeby się nie martwiła. Pokłócili się. I teraz znów czeka, mierzy krokami pokój, co chwilę spoglądając na zegarek.
„Kocha mnie. Ale mógłby zadzwonić. Prędzej czy później się ożeni. Trzeba się przyzwyczaić. Jeszcze nie wiadomo, jaka mu żona wpadnie w łapy, będzie tylko więcej zmartwień. Ojej, lepiej o tym nie myśleć. Dorosły już, ale serce i tak boli.” Barbara nie potrafiła przestać nakręcać się czarnymi myślami.
Dawniej śmiała się z takich matek, które nadmiernie opiekują się dorosłymi synami, a teraz sama stała się jedną z nich. Każdą dziewczynę, z którą Tomek się spotykał, jeżeli ją poznawała, uznawała za niegodną jego. I jak każda matka myślała, iż syn powinien się z nią poradzić w tak ważnej sprawie jak wybranie żony. Przecież ona najlepiej wie, czego mu trzeba. Myśli wciąż napływały do głowy bez końca. Żeby już tylko wrócił.
W drzwiach zaskrzypiał zamek, a Barbara drgnęła, choć przecież nasłuchiwała. „Wreszcie!” Rzuciła się do przedpokoju, ale w połowie drogi zatrzymała się, zawróciła do kuchni i usiadła przy stole, składając ręce na kolanach.
— Mamo, czemu nie śpisz? — Tomek stanął w progu.
— Wiesz, iż się martwię. Mogłeś zadzwonić — powiedziała z wyrzutem.
— Mamo, jestem dorosły i nie zamierzam się tłumaczyć z każdego kroku.
— Gdzie byłeś? — Barbara patrzyła wyzywająco.
— U Kasi. — Głos Tomka stał się cieplejszy, opadł o ton niżej.
— Kolejna twoja dziewczyna, a pewnie nie ostatnia. A matka masz tylko jedną. — Nie potrafiła ukryć zazdrości.
— Dlaczego kolejna? Ona jest jedyna, tak jak ty, mamo. — Tomek podszedł, pochylił się i pocałował ją w policzek. — I nie mów o niej źle. Pokłócimy się, a potem będziesz żałować. A poza tym, jak niby miałbym wybrać sobie żonę, gdybym nie spotykał się z dziewczynami? Sama mówiłaś, iż nie można żenić się z byle kim. Mówiłaś?
— Mówiłam — przyznała Barbara. — Wnioskuję więc, iż już wybrałeś?
Tomek przykucnął obok niej, zajrzał jej w twarz. Serce Barbary zalała czułość. Jakże podobny był do ojca! Ten sam wzrok, ten sam uśmiech.
— Wybrałem, mamo. — Tomek pochylił głowę, opierając ją o jej kolana.
— To może byś mnie z nią poznał? — powiedziała już spokojniej.
— Pewnie, tylko… — Tomek podniósł głowę.
— Co? Jest z nią coś nie tak? — Barbara miała ochotę zapytać, czy przypadkiem nie zamierza przyprowadzić do domu jakiejś włóczęgi, jak w dzieciństwie znosił bezdomne koty i psy.
Współczucie dla zwierząt to dobra cecha. Ale wszystkich nie da się przygarnąć. Wtedy udawała, iż ma alergię, zaczynała kichać. Tomek wynosił znalezione zwierzaki i jakoś załatwiał im dom, nie zostawiał ich na ulicy. Teraz ta sztuczka by nie przeszła.
Słowa już miały się jej wyrwać, ale zobaczyła ostrzegawcze spojrzenie syna i zamilkła.
— Z nią wszystko w porządku, mamo. Jest piękna i dobrze gotuje. Przynajmniej mi smakuje. Ale nie jest sama.
— Zakochałeś się w mężatce?
Widocznie na jej twarzy odbił się strach, bo Tomek gwałtownie dodał:
— Nie, oczywiście. Ale ma syna. Ma pięć lat.
— Pięć? — wykrzyknęła Barbara. — To w jakim wieku ona urodziła?
— Mamo, nie krzycz. Tak, jest ode mnie starsza.
— Rozumiem. — Omal się nie zakrztusiła z wściekłości.
Jej syn, jej słoneczko, które tak szaleńczo kochała, gotowa była dla niego góry przenosić i życie oddać, zakochał się w starszej kobiecie, i to z dzieckiem!
— Co rozumiesz, mamo? Kocham ją. Każdy ma prawo do błędów. Sama tak mówiłaś.
— Tak. Tyle iż niektóre błędy zostają na całe życie. A wolne, młode dziewczyny już ci nie pasują? — warknęła Barbara.
— Właśnie dlatego nie mówiłem, nie przyprowadziłem jej do ciebie. — Tomek zerwał się na nogi. — Wiedziałem, iż mnie nie zrozumiesz. Pamiętasz, jak opowiadałaś o tej dziewczynie z pracy, którą chłopak uwiódł i porzucił? Jak bardzo jej współczułaś. Mówiłaś, iż jeszcze wszystko przed nią, iż na pewno spotka dobrego człowieka, który stanie się ojcem jej córeczki. Dlaczego tym dobrym człowiekiem ma być ktoś inny, ale nie twój syn?
— Synku, miłość przychodzi i odchodzi. Ja też twojego ojca kochałam do szaleństwa, a on nas zostawił i odszedł do innej.
— Właśnie o to chodzi, mamo. Nie ma gwarancji, iż z młodą i wolną będziemy razem na zawsze. Kasię kocham. I jej syna. To świetny chłopak. Żebyś go widziała. choćby jeżeli będziesz przeciw, nie zostawię jej. Rozumiesz? Zostawmy to.
— Tomek, wychowywałam cię i marzyłam, iż będziesz szczęśliwy…
— Dość. To moje życie, mamo. jeżeli będziesz się w nie wtrącać, odejdę. — Tomek odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.
— Synku…
Rano poszedł do pracy, choćby nie zjadł śniadania. Nie rozmawiali. Tomek wracał późno, od razu zamykał się w swoim pokoju. Barbara nie wiedziała, co robić, jak naprawić popsutą relację z synem.
Wydawało się, iż to było wczoraj, kiedy kołysała go na rękach, śpiewała kołysanki, leczyła rozbite kolana, a teraz ma swoje dorosłe życie. Nie tak łatwo to zaakceptować.
— Tomek, porozmawiajmy — zaczęła pewnego dnia.
— Porozmawiamy, kiedy będziesz gotowa mnie wysłuchać i zrozumieć.
„Widać naprawdę ją kocha. Zobaczysz, odejdzie do niej, a ty stracisz syna, Barbara” — wyrzucała jej Nowakowa, najstarsza z kobiet w pracy.
Barbara nie mogła długo dusić w sobie bólu po kłótni z synem, podzieliła się nim w przerwie obiadowej. Potrzebowała wsparcia, rady, po prostu chciała się wygadać.Barbara westchnęła głęboko, podeszła do okna i uśmiechnęła się lekko, widząc przez szybę, jak Tomek prowadzi za rękę małego Jasia, a Kasia idzie obok nich, trzymając w dłoniach kwiaty – w końcu zrozumiała, iż szczęście syna jest ważniejsze niż jej własne lęki.