– Stefania, śnieg jeszcze nie stopniał, a ty już chodzisz po ogrodzie? – zapytała starszą kobietę sąsiadka.
– Tak jakoś, w domu nie chce się siedzieć, chciałam zobaczyć, co i jak – odpowiedziała Stefania, unikając spojrzenia, jakby chciała uciec od niepotrzebnych pytań.
Ale sąsiadka nie była osobą, którą można było tak łatwo zbyć.
– A co, Stefania, twój syn wrócił? Na długo? – dopytywała.
– Nie wiem, zobaczymy – odparła sucho Stefania i skierowała się na drugi koniec ogrodu, byle dalej od ciekawskiej sąsiadki.
Czy Stefania kiedykolwiek myślała, iż w wieku 70 lat będzie musiała dokonać tak trudnego wyboru między własnym synem a zięciem?
Z mężem mieli dwoje dzieci: syna Wiktora i córkę Wiktorię. Kochali ich jednakowo, ale syn, jako starszy, pierwszy się ożenił i zamieszkał u żony, a córka Wiktoria, gdy wyszła za mąż, została przy rodzicach.
Rodzina żyła biednie, Stefania i jej mąż mieli tylko jeden stary dom, więc nie mogli pomóc swoim dzieciom.
Wiktor bardzo się na nich za to obraził, było mu wstyd przed teściami, iż przyszedł do nich z pustymi rękami.
Rodzina synowej również żyła bardzo skromnie, więc Wiktor musiał zastanowić się, jak zarobić pieniądze. Był złotą rączką, zebrał brygadę i zaczął wyjeżdżać na zarobek.
Interes gwałtownie się rozwinął i po kilku latach Wiktor miał duży, solidny dom i wszystko, czego mu było trzeba.
Rodzicom jednak nie pomagał – wciąż miał do nich żal, iż nic mu nie dali, więc odwiedzał ich rzadko, adekwatnie tylko na większe święta.
Córka Wiktoria po szkole wyjechała do miasta, by uczyć się w technikum. Tam poznała swojego przyszłego męża. Piotr był sierotą i bardzo się ucieszył, iż trafił do rodziny.
Był dobrym, uczciwym i pracowitym człowiekiem, Stefania od razu polubiła zięcia, a jej mąż tak się do niego przywiązał, iż nazywał go synem.
Stefania zaczęła prosić Wiktora, by przyjął Piotra do swojej brygady, ale syn stwierdził, iż nie ma miejsca, a kilka tygodni później zatrudnił swojego przyjaciela.
Piotr się nie poddał, znalazł inną brygadę i również zaczął wyjeżdżać na zarobek. Zaczął dobrze zarabiać, a gdy wracał do domu, razem z teściem budował nowy dom.
Po kilku latach mieli dom nie gorszy niż Wiktor. Piotr był świetnym gospodarzem – potrafił zarobić pieniądze, oszczędzać i inwestować je w coś wartościowego.
Wiktor natomiast na obczyźnie znalazł inną kobietę i odszedł od swojej rodziny. Żonie i dzieciom zostawił wszystko, niczego nie zabrał, oświadczył, iż jeszcze sobie zarobi.
Jego nowa partnerka była z nim, dopóki był zdrowy i przynosił pieniądze. Gdy jednak zachorował i przestał zarabiać, wyrzuciła go za drzwi.
Wiktor nie miał nic i nie wymyślił nic lepszego, jak wrócić do rodziców – przecież jest ich synem, a matka go z domu nie wyrzuci.
Wiedział, iż mają teraz solidny dom, oficjalnie należący do matki, więc wrócił, jakby do siebie.
Stefania martwiła się, jak to teraz będzie, i słusznie, bo syn i zięć od początku nie mogli się dogadać.
Wiktor rozejrzał się po domu i stwierdził, iż należy mu się połowa – w końcu trzeba teraz wyrównać rachunki.
– Synu, przecież dobrze wiesz, iż wszystko, co tutaj mamy, zostało zdobyte za pieniądze Piotra. Jak mam ci to teraz oddać? – próbowała spokojnie tłumaczyć matka.
– A mnie to nie obchodzi. Jestem twoim synem i należy mi się część – upierał się Wiktor.
W domu nie było już spokoju, dlatego Stefania uciekała na ogród albo do sklepu, byle nie słyszeć wyrzutów syna. Ciężko było starszej kobiecie, bo wybór rzeczywiście nie był łatwy. Na starcie nie mogła dać nic ani synowi, ani córce, bo sama nic nie miała, a teraz musi podjąć jakąś decyzję.
Tylko jaką? Jak zrobić, by nie stracić syna, ale jednocześnie nie skrzywdzić zięcia, który przez tyle lat stał się dla niej jak własne dziecko?
A co wy byście poradzili naszej bohaterce?