List 83-letniej pani Marii do swojej przyjaciółki Haliny:
„Kochana Halinko,
Ostatnio coraz więcej czytam, a coraz rzadziej ścieram kurz. Siadam na tarasie i podziwiam ogród, nie przejmując się chwastami, które tu i tam wystają spod żywopłotu. Więcej czasu spędzam z rodziną i przyjaciółmi, a mniej — na zamartwianiu się czy pracowaniu ponad siły.
Doszłam do wniosku, iż życie trzeba smakować. Nie znosić. Nie przeczekiwać. Smakować.
I coraz częściej naprawdę staram się doceniać chwile, zamiast je tylko przetrwać.
Nie „oszczędzam” już niczego. Porcelanę po mamie i kryształowe kieliszki wyciągam choćby wtedy, gdy świętuję utratę kilograma albo po prostu zjadłam całą miskę pomidorówki w samotności. Zakładam elegancki żakiet, gdy idę do sklepu, perfumuję się przed wyjściem na pocztę. Uczę się żyć teraz.
Słowa takie jak „kiedyś” czy „na specjalną okazję” straciły dla mnie sens. jeżeli coś warto zobaczyć, usłyszeć, przeżyć — to właśnie teraz.
Zastanawiam się czasem, co zrobiłby człowiek, gdyby wiedział, iż nie ma przed sobą jutra. Myślę, iż zadzwoniłby do kogoś bliskiego. Może pogodziłby się z kimś, z kim dawno stracił kontakt. Może wreszcie poszedłby zjeść swoje ukochane pierogi, bez wyrzutów sumienia. Może poszedłby potańczyć.
Nie wiem, bo nikt z nas nie wie, kiedy wybije ta ostatnia godzina. Ale wiem jedno — najbardziej żałuje się tego, co się odkładało.
Tych niewysłanych listów, tych słów, których się nie powiedziało. Tej odwagi, której zabrakło. Tego „kocham cię”, które umknęło między codziennością a wiadomościami o pogodzie.
Dlatego teraz staram się robić wszystko, co może wnieść odrobinę światła i euforii w życie moje i moich bliskich. Każdy dzień, w którym otwieram oczy, jest wyjątkowy. Każda minuta — prezent. Każdy oddech — błogosławieństwo.
Bo choć życie nie zawsze jest niekończącym się balem…
…to dopóki tu jesteśmy, powinniśmy tańczyć.