Prawdziwy aż do bólu

polregion.pl 2 godzin temu

Krysia, jak można tak wychowywać dziewczynkę? ciągle pytała swoją siostrę Małgorzata. To przecież dziewczynka, a nie chłopak.

Krystyna i Małgorzata były rodzeństwem, obie dawno wyszły za mąż i urodziły dzieci. Krystyna miała córkę Zosię i syna, a Małgorzata tylko jedną córeczkę Marysię.

Siostry często się spotykały, zwykle to Małgorzata z córką przyjeżdżały do Krystyny, bo ta mieszkała w domu z ogrodem pięknym i zadbanym, gdzie można było posiedzieć w altance, a dzieci miały gdzie się bawić. Małgorzata zaś mieszkała w bloku.

Oczywiście Małgorzata była pewna, iż jej Marysia jest mądrzejsza, ładniejsza i bardziej utalentowana niż Zosia. Różnica wieku między dziewczynkami wynosiła rok Zosia była starsza.

Krysia, twoja Zosia znowu wdrapała się na drzewo, no co to ma być? próbowała wpłynąć na siostrę w kwestii wychowania córki.

A co w tym złego? dziwiła się Krystyna. To dziecko, musi się rozwijać.

Ale nie po drzewach łazić! To zajęcie dla chłopaków, nie dla dziewczynek! przekonywała Małgorzata, ale ta tylko się uśmiechała.

Dziewczynki się przyjaźniły, choć Marysi pewnie też marzyło się swobodna zabawa, a choćby wspinaczka po drzewach, ale mama pilnowała jej surowo. Nic takiego nie było dozwolone.

Zosia nigdy nie zazdrościła kuzynce, choć jej ciotka Małgorzata uważała, iż to Marysia powinna być obiektem zazdrości. W dzieciństwie i szkole Zosi było to obojętne. Żyła swoim życiem bystra, wszędzie zdążyła.

Uwielbiała porządkować w garażu u taty. Zosia uchodziła za wodzireja w spódnicy nie ustępowała chłopakom, wdrapywała się za nimi na drzewa, biła się z nimi, nie dając sobie ani młodszemu bratu we znaki, a czasem choćby przeskakiwała przez płot, by z chłopakami ukraść jabłka z cudzego sadu. Lalki ją nudziły, fryzury, kokardy i sukienki też. Najbardziej lubiła grzebać z tatą w garażu oglądała klucze, śrubki i nakrętki, a przede wszystkim uwielbiała tam sprzątać.

Córeczko, nie trzeba mi tu twojego porządku, potem nic nie znajdę. Lepiej podaj mi klucz na szesnaście mówił ojciec, a ona od razu podawała mu adekwatny narzędzie. Rozumiała, co do czego służy, a tata ją chwalił, co ją bardzo cieszyło.

Marysia była zupełnym przeciwieństwem Zosi. Ubierano ją jak lalkę zawsze w piękne sukienki, białe getry z frędzelkami i ogromne kokardy. Zosi nie podobały się te stroje, bo były przesadnie ozdobione falbankami i koronkami.

Ciągle słychać było krzyki jej mamy:

Marysiu, nie wchodź do piaskownicy, pobrudzisz getry! Odejdź od drzwi, tam wieje! Nie dotykaj cudzych zabawek, są brudne! Po co bierzesz to jabłko? Pełno na nim zarazków! nieustanne nie wolno.

Zosia zawsze się dziwiła i nie lubiła ciotki Małgorzaty właśnie za to. Za dużo w niej zakazów. Z Marysią choćby nie było fajnie bawić się na podwórku. A za bramę mama w ogóle jej nie wypuszczała.

Gdzie ty, Marysiu? Tam są brudne psy i koty, chłopcy mogą cię skrzywdzić. Niech Zosia idzie, a ty zostań z nami. Zosi naprawdę było szkoda kuzynki.

Ciociu, niech Marysia pójdzie ze mną, nikt jej nie tknie próbowała się za nią wstawić.

Lecz ciotka Małgorzata tylko surowo spojrzała.

Nie, Marysia nigdzie nie wychodzi

W szkole Zosia trenowała lekkoatletykę, grała w siatkówkę w drużynie szkolnej, a potem choćby zainteresowała się sztukami walki. Ciotce Małgorzacie włosy stawały dęba, gdy słyszała, czym zajmuje się siostrzenica.

Czy dziewczynki powinny być tak wychowywane? pytała ciągle Krystynę.

Niech robi, co chce, i sama wybiera swoją drogę odpowiadała siostra, broniąc córki.

Za to córka Małgorzaty chodziła do szkoły muzycznej, uczyła się grać na pianinie, mama zapisała ją też na tańce towarzyskie. Próbowała zrobić z niej artystkę, wysłała na zajęcia plastyczne, ale Marysi to nie interesowało nie umiała rysować i nie chciała. Więc rzuciła. Nie wyszło.

Na pierwszym roku studiów Zosia poznała Krzysztofa na treningu sztuk walki. On też tam ćwiczył. Nie był przystojniakiem, ale sympatycznym.

Cześć podszedł pierwszy. Obserwuję cię, świetnie ci idzie. Jestem Krzysztof, a ty Zosia, już się o tobie trochę dowiedziałem śmiał się szczerze i luzacko.

Jego uśmiech i wesołe iskry w oczach przekonały Zosię, też się uśmiechnęła. Czuli się, jakby znali się od lat.

Cześć, chyba cię nie widziałam na uczelni?

Ja nie studiuję u ciebie, pracuję jako mechanik samochodowy, a zaocznie uczę się w akademii technicznej.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Oboje się do siebie ciągnęli chodzili na treningi, spacery, do kina. Wspólne zainteresowania ich zbliżyły.

Mamo, tato, jutro przyjdę z Krzysztofem. On już przedstawił mnie swojej mamie. Teraz ja was z nim poznaję oznajmiła rodzicom.

No dobrze, zapraszamy zgodzili się.

Krzysztof gwałtownie złapał kontakt z rodzicami, zwłaszcza z ojcem. Od razu zaczęli rozmawiać o garażu, technice i samochodach. Ojcu bardzo się spodobało, iż Krzysztof jest mechanikiem i studiuje kierunek samochodowy. Byli na tej samej fali.

Z czasem Zosia i Krzysztof postanowili wynająć mieszkanie i zamieszkać razem. Krystyna protestowała:

Córko, jeszcze za wcześnie, masz się uczyć, a nie narzekała.

Ale ojciec, ku zaskoczeniu, ich poparł. Krzysztof mu się podobał. Gdy przychodzili w odwiedziny, godzinami grzebali w garażu przy starych maluchach, a obaj lubili też piłkę nożną, oglądali mecze i kibicowali tej samej drużynie.

Gdy dowiedziała się o tym Małgorzata, jej oburzenie nie miało granic.

Boże, Krysia, jak mogłaś pozwolić Zosi tak żyć? To niewyobrażalne!

Idź do oryginalnego materiału