Urodziła się wnuczka, a synowa nie chce mojego psa! Co mam robić?
Nie wiem, jak postąpić adekwatnie…
Zdecydowałem się napisać tutaj, bo liczę, iż wielu mnie zrozumie. Może ktoś choćby doradzi – czy mam rację, czy się mylę?
Mam dwóch synów – Wojciecha i Mariusza. Obaj od dawna mieszkają w Hiszpanii, ale w różnych miastach. Wojciech ma już rodzinę i małą córeczkę, natomiast Mariusz jeszcze nie znalazł tej jedynej.
Kiedy moi chłopcy byli mali, nasza rodzina się rozpadła – rozwiodłem się z ich matką. To był trudny okres. Dom opustoszał, dzieci tęskniły, a ja, rozdarty między pracą a opieką nad nimi, czułem się niezwykle samotny.
Wtedy, żeby jakoś wypełnić tę pustkę i chronić dom, przygarnąłem psa – pięknego, mądrego i wiernego owczarka niemieckiego o imieniu Tera. Mieszkaliśmy w domu z ogrodem, więc miała sporo miejsca.
Tera stała się nie tylko pupilem, ale członkiem rodziny. Często wyjeżdżałem służbowo, i kiedy mnie nie było, to ona była prawdziwą gospodynią domu, strzegąc go i opiekując się dziećmi. Synowie ją uwielbiali. Wydawało mi się nawet, iż gdyby nie ona, byłoby mi znacznie trudniej ich wychować.
Lata mijały. Synowie dorośli, a Tera się zestarzała. Kiedy jej zabrakło, przeżyłem to, jakbym stracił najbliższą osobę. Obiecałem sobie, iż nigdy więcej nie przygarnę psa – za bardzo boli rozstanie…
Ale synowie dorośli, wyjechali, a ja zostałem całkiem sam w dużym pustym domu. W tej ciszy samotność była jeszcze bardziej odczuwalna. Pewnego dnia zrozumiałem, iż nie mogę żyć bez przyjaciela.
Tak pojawił się u mnie Reks. Mały, mądry, czuły piesek – prawdziwy towarzysz. Żartowałem nawet, iż w domu znów pojawił się mężczyzna, choć czteronożny.
Wiedziałem, iż będę musiał często jeździć do synów do Hiszpanii, więc wybrałem psa, z którym można podróżować. Pięć razy już razem lataliśmy za granicę! Zawsze przestrzegam wszystkich zasad – rezerwuję bilety z wyprzedzeniem, opłacam bagaż, przed lotem trzymam go na lekkiej diecie, by nie przekroczyć limitu 8 kg, daję tabletki przeciw chorobie lotniczej… Czasami wydaje się, iż podróżowanie z psem jest trudniejsze niż z dzieckiem!
Ale on jest dla mnie jak dziecko. Jedyny, kto wita mnie w domu, cieszy się, gdy wracam, i ogrzewa swoim ciepłem.
Ale wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałem.
U Wojciecha urodziła się córka. Moja pierwsza wnuczka! Byłem szczęśliwy, marzyłem, by dłużej być z rodziną, pomagać, spacerować z małą, być blisko. Ale nagle dowiedziałem się, iż moja synowa jest stanowczo przeciwna Reksowi.
Najpierw mówiła, iż boi się alergii u dziecka. Potem – iż pies wniesie brud do domu. A potem w ogóle przygarnęła kota, jakby na złość, żebym nie miał argumentów.
Nie mogłem w to uwierzyć. Moje serce się łamało.
Synowie – i Wojciech, i Mariusz – zaczęli mnie namawiać, bym na jakiś czas zostawił Reksa w hotelu dla zwierząt. choćby byli gotowi wszystko opłacić, bylebym przyjechał i spędził z nimi więcej czasu.
— Tato, zostaw tego psa! To tylko pies, a my – twoi synowie, twoja wnuczka! Czy to można porównać? – przekonywał mnie Mariusz.
A ja nie mogłem.
Jak im wytłumaczyć, iż Reks to nie tylko pies? On jest moim ukojeniem w samotności. Moim przyjacielem. Śpi u moich nóg, słucha mnie, gdy mi ciężko. Czuje, kiedy jest mi źle, i po prostu kładzie się obok, cicho ogrzewając swoim ciepłem.
Nie mogłem go po prostu zostawić w jakimś hotelu, wśród obcych ludzi.
— Kto chce mnie widzieć, musi zaakceptować i mojego psa! – odpowiedziałem stanowczo.
Synowie tylko się spojrzeli po sobie. Nie rozumieli. Dla nich pies to tylko pies. A dla mnie – sens życia.
Nie wiem, co będzie dalej. Oni nalegają, a ja odmawiam.
Ale jedno wiem na pewno: póki Reks żyje, nie zdradzę go. Był przy mnie, gdy nikt inny nie mógł mnie wesprzeć.
Nie zostawię go. choćby jeżeli to oznacza, iż rzadziej zobaczę swoją wnuczkę, niż marzyłem.