i trochę fffkurzona, ale po kolei.
W pracy sądny tydzień, bo połowa kadry choruje, dużo dzieciaków też, a plan jest hm wielce przypadkowy i na przykład wczoraj przyszłam z pracy z tak totalnym poczuciem bezsensu tego, co robię, jak nigdy w życiu przed ostatnie 30 lat. :P Wczoraj miałam też kolejne urodziny, zgoła nie osiemnaste, i w zasadzie mi to nie przeszkadza... tyle, iż wywiązało się małe zamieszanie w związku z dostarczeniem paczki przez jedną z firm kurierskich, której już nie lubię, no i właśnie. Mam nadzieję, iż paczka przyjdzie dziś. Nie mam pojęcia, czy do domu, czy na punkt, bo... nikt tego chyba nie wie. Mam wrażenie, iż paczkę przekierowałam, ale jestem technodebilem i kurier wczoraj szukał mnie w domu. Dziś, z tego co wiem, w domu już mnie nie szukał, paczkę pobrał, a na punkcie jej póki co nie ma. I zgadnij, jak nie wiesz. Na wszelki wypadek w domu siedzę, co choćby nie jest takie ciężkie, bo mimo słonecznej pogody jest zimno.
Inna paczka już przyszła:
Mam nadzieję, iż na dniach wyrwę się na ogród i śnieg mi nie przysypie grządek, zanim to wszystko posadzę - jak w zeszłym roku, na przykład, było.
Więc siedząc w domu i śledząc po kryjomu posunięcia kuriera :P sprzątam powoli balkon, który jeszcze dwa dni temu wyglądał tak:
a dziś już wygląda trochę inaczej:
PS. Ups, paczka w paczkomacie (do którego ją byłam przekierowałam parę dni temu, czyżby ktoś to w końcu zobaczył?). Gdzie ja mam ten (epitet) PIN?
PS 15 minut później: uff, mam. Idę.