– Skąd masz to zdjęcie? – Ivan zbledł, widząc fotografię zaginionego ojca…

2 godzin temu

Skąd pan ma to zdjęcie? blady jak ściana zapytał Jakub, widząc fotografię zaginionego ojca…

Gdy Jakub wrócił z pracy, matka podlewała kwiaty na balkonie. Pochylona nad wiszącymi doniczkami, delikatnie poprawiała liście. Jej twarz promieniała szczególnym spokojem.

Mamo, pracujesz jak mrówka Jakub zdjął marynarkę, podszedł i objął ją za ramiona. Znowu cały dzień na nogach?

To nie praca odparła, uśmiechając się. To odpoczynek dla duszy. Spójrz, jak wszystko kwitnie. Pachnie jak w ogrodzie botanicznym.

Roześmiała się cicho, tak jak zawsze. Jakub wciągnął delikatny zapach kwiatów i mimowolnie przypomniał sobie dzieciństwo, gdy mieszkali w jednopokojowym mieszkaniu, a ich ogrodem była doniczka z kalanchoe na parapecie, która stale gubiła liście.

Wiele się od tamtej pory zmieniło.

Matka spędzała teraz dużo czasu w domku letniskowym, który kupił jej na jubileusz. Niewielki domek, ale z ogromnym ogrodem, gdzie mogła sadzić, co tylko zapragnęła. Wiosną hodowała rozsady, latem pielęgnowała warzywa w szklarni, jesienią robiła przetwory. Zimy wyczekiwała, by znów nadeszła wiosna.

Ale Jakub wiedział, iż pomimo uśmiechu w jej oczach zawsze krył się cichy smutek. Ten, który nie zniknie, dopóki nie spełni się jej największe marzenie zobaczyć człowieka, na którego czekała całe życie.

Ojciec. Wyszedł pewnego poranka do pracy i nigdy nie wrócił. Jakub miał wtedy pięć lat. Matka opowiadała, iż tamtego dnia ojciec pocałował ją w skroń, mrugnął do syna i powiedział: Bądź dzielny. Potem wyszedł, nie wiedząc, iż na zawsze.

Były potem zgłoszenia na policję, poszukiwania. Krewni, sąsiedzi, znajomi szeptali: może uciekł, a może miał drugą rodzinę, może coś mu się stało. Tylko matka zawsze mówiła jedno:

Nie odszedłby tak po prostu. Znaczy, nie może wrócić.

Ta myśl nie opuszczała Jakuba choćby po trzydziestu latach. Był pewny: ojciec nie mógł ich porzucić. Po prostu nie mógł.

Po szkole Jakub poszedł na politechnikę, choć w głębi duszy marzył o dziennikarstwie. Ale wiedział, iż musi gwałtownie stanąć na nogi. Matka pracowała jako salowa w szpitalu, brała nocne dyżury i nigdy się nie skarżyła. choćby gdy nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a oczy czerwieniały od niewyspania, mówiła:

Wszystko w porządku, Jasiu. Jakoś to będzie. Ty się tylko ucz.

Uczył się. A nocami przeszukiwał internetowe bazy osób zaginionych, sprawdzał stare dane, pisał na forach. Nadzieja nie gasła wręcz przeciwnie, stawała się częścią jego charakteru. Wyrósł na silnego mężczyznę, wiedząc, iż w nieobecności ojca musi być dla matki oparciem.

Gdy dostał pierwszą dobrą pracę, najpierw spłacił wszystkie jej długi, potem założył oszczędności, a w końcu kupił ten domek i powiedział:

Koniec, mamo. Teraz odpoczywaj.

Płakała wtedy, nie kryjąc łez. A on po prostu ją przytulił i szepnął:

Zasłużyłaś na to tysiąc razy. Dziękuję ci za wszystko.

Teraz Jakub marzył o własnej rodzinie. O domu, w którym pachnie bigosem i świeżym chlebem. Gdzie w niedziele zbierają się bliscy i słychać dziecięcy śmiech. Póki co jednak ciężko pracował. Oszczędzał, zbierał kapitał, by wreszcie otworzyć własną firmę. Miał złote ręce od dziecka lubił majsterkować.

Ale w sercu zawsze płonęło jedno pragnienie: odnaleźć ojca. Marzył, by pewnego dnia ten człowiek przekroczył próg ich domu i powiedział:

Wybaczcie, nie mogłem wrócić wcześniej.

I wtedy wszystko by zrozumieli, wybaczyli, przytulili się we troje. Wreszcie byłoby tak, jak powinno.

Czasem Jakub łapał się na tym, iż wciąż pamięta głos ojca. Jak brał go na ręce i mówił: No co, mój rycerzu, lecimy? i podrzucał w górę, by potem złapać mocno…

Tej nocy śnił o nim znowu. Tym razem ojciec stał nad rzeką, w starym płaszczu, i wołał go. Twarz miał zamazaną, jak we mgle, ale oczy te same, szare, głębokie, znajome.

Praca Jakuba była stabilna, ale, jak to mówią, samej pensji nie starczy na spełnianie marzeń. Dlatego wieczorami dorabiał naprawiał komputery, konfigurował sieci. W jeden wieczór mógł odwiedzić dwa, choćby trzy domy: czasem drukarka nie działa, internet się zawiesza, program wymaga aktualizacji znał to wszystko na wylot. Klienci, szczególnie starsi, cenili go zawsze uprzejmy, cierpliwy, bez nachalności.

Tego dnia zadzwoniła znajoma: bogata rodzina, osiedle za miastem, strzeżony teren, wjazd po przepustce. Potrzebowali kogoś do konfiguracji sieci domowej.

Proszę przyjechać po szóstej. Pani domu będzie na miejscu, wszystko panu pokaże poinstruowano go.

Jakub dotarł punktualnie. Wpuszczono go przez bramę, zatrzymał się przed okazałą willą z białymi kolumnami. Drzwi otworzyła dziewczyna około dwudziestki pięciu lat. Elegancka, szczupła, w subtelnej sukience.

Pan jest informatykiem? Proszę za mną. Sprzęt jest w gabinecie taty. Jest teraz w podróży służbowej, ale zależało mu, by sieć była gotowa dziś.

Jakub poszedł za nią długim korytarzem. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum. Dom był przestronny, niemal sterylny: w salonie fortepian, obrazy na ścianach, zdjęcia w ramkach. Gabinet wyglądał jak z katalogu ciemne drewno, zielona lampa, potężny monitor.

Jakub zabrał się do pracy, gdy nagle wzrok przykuła mu fotografia na ścianie. Para młodych ludzi. Kobieta w białej sukni z kwiatami we włosach. Obok mężczyzna w szarym garniturze, uśmiechnięty. Choć minęły lata, głos w głowie Jakuba brzmiał wyraźnie: *To on. Ojciec.*

Podniósł się, podszedł bliżej. Te same szare oczy, rysy twarzy, dołek w policzku, gdy się uśmiechał.

Przepraszam… kto jest na tym zdjęciu? zapytał niepewnie.

Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona.

To mój tata. Znają się państwo?

Jakub nie wiedział, co odpowiedzieć. Serce wJakub spojrzał na zdjęcie ostatni raz, westchnął głęboko i powiedział cicho: „Nie, to tylko złudzenie czasem podobni ludzie przypominają nam tych, których straciliśmy”, po czym wrócił do pracy, wiedząc, iż prawdziwy spokój przychodzi nie z odnalezieniem odpowiedzi, ale z pogodzeniem się z tym, iż niektóre pytania na zawsze pozostaną bez rozwiązania.

Idź do oryginalnego materiału