Dziwna teściowa: konflikt o czas
Niespodziewana wizyta
Moja teściowa, nazwijmy ją Barbarą Nowak, zawsze miała charakter. Ale ostatnio zaskoczyła mnie tak bardzo, iż do dziś nie mogę dojść do siebie. Wszystko zaczęło się, gdy przyjechałam na wieś odwiedzić męża, który gościł u rodziców. Wzięłam kilka dni urlopu, żeby nie tylko spędzić czas z rodziną, ale też popracować nad swoim blogiem. Na wsi, wiecie sami, są takie widoki – idealne tło dla treści. Planowałam nagrywać filmy, robić zdjęcia i pisać posty, bo nie codziennie udaje się wyrwać w tak malownicze miejsce.
Ale Barbara Nowak chyba uznała, iż przyjechałam tylko dla niej. Od rana zaczęła mnie obarczać obowiązkami: pomóż w ogrodzie, posprzątaj w domu, ugotuj coś dla całej rodziny. Próbowałam wytłumaczyć, iż mam napięty grafik, ale tylko kiwała głową i wzdychała: „Młodzi dziś, ciągle w tych telefonach!”
Napięcie rośnie
Starałam się być uprzejma. Pierwszego dnia choćby pomogłam plewić grządki, choć ogrodnictwo to zdecydowanie nie moja bajka. Manicur oczywiście ucierpiał, ale zacisnęłam zęby i uśmiechałam się dalej. Drugiego dnia teściowa przekroczyła jednak wszelkie granice. Oświadczyła, iż „powinnam” jej pomagać, skoro już przyjechałam, i iż mój blog to „głupoty, a nie praca”. Byłam w szoku! Mój blog to nie tylko hobby – to moje źródło dochodu, moja pasja, moje zajęcie. Włożyłam w niego lata, a teraz przynosi mi nie tylko pieniądze, ale i satysfakcję.
Próbowałam wyjaśnić Barbarze, iż mam terminy, iż muszę publikować treści zgodnie z harmonogramem. Ale tylko machnęła ręką: „Jakie terminy? Lepiej byś barszczu się nauczyła gotować!” Mój mąż, nazwijmy go Tomaszem, próbował łagodzić sytuację, ale kilka pomógł. W końcu wyszłam nagrywać film na podwórko, żeby nie pogarszać atmosfery.
Mój wybór: praca czy rodzina?
Wieczorem było jeszcze gorzej. Barbara zaczęła narzekać Tomaszowi, iż „nie szanuję starszych” i „tylko siedzę w telefonie”. Nie wytrzymałam i powiedziałam, iż przyjechałam nie po to, żeby cały dzień harować w ogrodzie, ale żeby spędzić czas z mężem i zrobić swoją pracę. Spojrzała na mnie, jakbym popełniła zbrodnię, i mruknęła coś o „dzisiejszych synowych”.
Rozumiałam, iż teściowa przyzwyczaiła się do innego rytmu życia. Dla niej wieś to ogród, gospodarstwo, niekończące się obowiązki. Ale ja nie mogę rzucić wszystkiego dla jej oczekiwań. Mój blog wymaga czasu i energii, i nie zamierzam go poświęcać, choćby dla świętego spokoju. Wtedy poczułam się obco w ich domu.
Rozmowa w cztery oczy
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Tomaszem. Wytłumaczyłam, iż go kocham i szanuję jego rodzinę, ale nie mogę się dostosować do wymagań Barbary. Przyznał, iż matka czasem przesadza, ale poprosił mnie o cierpliwość. „Ona po prostu chce, żebyś była częścią rodziny” – powiedział. Odpowiedziałam, iż chętnie, ale nie kosztem mojej pracy i osobistych granic.
Uzgodniliśmy, iż następnym razem jasno określę swój grafik i poproszę teściową, żeby nie zarzucała mnie zadaniami. Tomasz obiecał z nią porozmawiać, żeby zrozumiała, iż moja praca to nie „zabawy w telefonie”. Mam nadzieję, iż to pomoże uniknąć kolejnych konfliktów.
Refleksje i wnioski
Ta wizyta dała mi do myślenia, jak trudno czasem pogodzić rodzinę i karierę. Barbara pewnie nie chciała mnie urazić, ale jej oczekiwania mnie dotknęły. Zrozumiałam, iż muszę wyraźniej stawiać granice, choćby jeżeli ktoś tego nie rozumie. Moja praca to część mnie i nie zamierzam z niej rezygnować dla cudzych wyobrażeń o „dobrej synowej”.
Teraz planuję kolejny wyjazd na wieś z uwzględnieniem tych lekcji. Wcześniej porozmawiam z Tomaszem i Barbarą, żebyśmy byli na tej samej fali. A tymczasem pracuję nad blogiem, robię piękne ujęcia i cieszę się, iż mogę dzielić się swoim życiem z obserwatorami. Może kiedyś teściowa obejrzy któryś z moich filmów i zrozumie, iż to nie tylko „głupoty”.