Zagadka na miłość: Milioner wybiera dziewczynę z tajemnicą

2 dni temu

Kiedyś w piątkowe przedpołudnia, gdy w mieście jeszcze trwał pracowity zgień, Kacper Nowak uwielbiał wylegiwać się na balkonie swojego warszawskiego apartamentu. Powietrze pachniało ozonem po nocnej burzy i kwitnącymi lipami. Siedział z filiżanką letniej kawy, spoglądając na nowiutki sprzęt wędkarski w rogu – lśniący spinning, błyszczący kołowrotek, pudełko z woblery – jego duma i radość.

Telefon w kieszeni zawibrował. Mama.
– Cześć, mamo – odpowiedział z uśmiechem.
– Kacperku, wpadniesz dzisiaj? Napiekam pierogów z kapustą, twoich ulubionych.
– Jasne, tylko krótko. Jedziemy z chłopakami na działkę nad jeziorem.
– Znowu na naszą rybkę? – Głos Ewy wibrował swoistą mieszanką czułości i lekkiego wyrzutu. – Trzydzieści dwa lata, synku. Trzeba się kiedyś zakotwiczyć.
– Mamo, niechęć się nie przejmuje. Jak tylko spotkam tę jedyną, od razu ci zawiozę. Pażeszko!

I wtedy rozległ się sygnał zakończenia połączenia. Ta „rybka” była świętą tradycją jego przyjaciół. Działka Jacka nad jeziorem, grill, sauna i długie nocne pogaduchy przy ognisku. Jacek i Tomek, jego najlepsi kumple od czasów studiów, byli dawno i szczęśliwie żonaci. U Jacka rosła już córeczka, a Tomek szykował się na pierwsze dziecko. I za każdym razem ich weekendowe wypady zaczynały się od tego samego.

– No co, ostatni wolny kawaler z naszej paczki szykuje się do kapitulacji? – prychnął Tomek, gdy pakowali torby do bagażnika Kacperowego SUV-a.

– Walczy nasz orzeł, jak tylko może – zaśmiał się Jacek, klepiąc go po ramieniu. – Odpędza wszystkie kandydatki na żonę.

Kacper tylko się uśmiechał. On nie odpędzał. On czekał.

– Oświad, chłopaki, ale z miłości – powiedział poważnie, gdy wyjeżdżali z miasta. – Tak żeby od razu wiedział: to ona. Żeby oddychać z nią w jednym rytmie.

– Oj, Kacper, romantyku z ciebie – westchnął Tomek z tyłu. – Takie rzeczy tylko w romansach dla nastolatek. Wróżki nie istnieją.

– A ja w nie wierzę – upierał się Kacper, patrząc na sunącą przed nim drogę.

***

Po saunie i pierwszej porcji kiełbasek dyskusja rozgorzała na nowo. Młode kobiety z osady, przechodzące obok ich ogrodzenia, zerwały na trzech przystojnych gości z miasta zalotne spojrzenia.

– A sprawdzisz swoją teorię o „tej jedynej” w praktyce? – podsunął chytrze Jacek. – Grama w „ślepca”. Kto pierwszy mrugnie albo spojrzenie odwróci – ten przegrywa.

– A stawka? – Kacper, podchwytując wyzwanie, aż się zatarł.

– Przegrany – Tomek zatarł ręce – jedzie do handlarki na szosie i oświadcza się pierwszej napotykanej. Na miejscu.

Kacper był pewny siebie. Ale może to piwo uderzyło mu do głowy, a może słońce przygrzało za bardzo – przegrał. Gdy obok przemknęła wysoka blondynka, złapał jej odwzajemnione spojrzenie i mimowolnie odwrócił wzrok. Przyjaciele ryknęli śmiechem.

Słowo się rzekło. Po pół godzinie jechali już szosą. Serce Kacpra walczyło z mieszaniny wstydu i idiotycznej ekscytacji. Kilku kilometrów dalej dostrzegli samotną postać przy stoliku z bukietami ziół i butelkami domowych konfitur. Niewysoka kobieta w prosto zapiętym kwiaciastym fartuszku i chustrycznie zapiętej chuście, zasłaniającej większość twarzy.

– No, narzeczony, twój raport! – pchnęli go przyjaciele.

Kacper wysiadł i podszedł. Kobieta podniosła na niego oczy – przestraszone, ale niesamowicie błękitne. Zauważył, iż ręce, które przebierały jagody, były pokryte potwornymi bliznami po poparzeniach. Gdy się witał, nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła z kieszeni mały notatnik i ołówek.

„Czego pan sobie potrzebuje?” – napisała wyraźnym, starannym pisałem.

W głowie Kacpra zapadła pustka. Wszystkie przygotowane żartobliwe teksty wyparowały. Patrzył na tę delikatną, milczącą postać i czuł się jak ostatni krewniak.

– Przepraszam za idiotyczne pytanie – zaczął, starając się mówić łagodnie. – Założyłem się z kumplami… No i przegrałem. Teraz muszę… złożyć pani propozycję małżeństwa.

Spodziewał się wszystkiego: gniewu, łez, pogardy. Ale kobieta tylko zastyła na chwilę, po czym powoli skinęła głową. Kacper nie wierzył własnym oczom. Wzięła notatnik i napisała: „Zgadzam się”. Potem wyrwała kartkę i podała mu adres.

Następnego dnia, dręczony wyrzutami sumienia, Kacper pojechał pod wskazany adres – schludny dom na skraju wsi z pelargonią w oknach i pachnącymi jaśminami przy płocie. Na ławejprzydomowej siedział starsza kobieta o wyrazistej twarzy i wnikliwym spojrzeniu. Odłożyła szyłde i zmierzyła go wzrokiem.

– Do Wioli? – zapytała bez wstępu.
– Tak. Kacper Nowak.
– Helena, jej babcia. Z jakim zamiarem pan przyjechał, młody człowieku? Wczoraj wróciła jakaś niespójna.

Kacprowi zrobiło się jeszcze głębiej wstyd. Usiadł obok i próbował wyjaśnić.

– Zachowam się jak idiota. Założyliśmy się…

Helena westchnęła ciężko.

– Eh, wy, miejscy… Dla was wszystko wesele. A ona ma w swoim życiu swoją dolinkę. Widziałeś jej ręce? Po pożarze. Rodzice spłali, a ja ją wyciągnęłam. Twarz też ma poparzoną… i głos utraciła. Od tamtej pory nie mówi.

W tej chwili zza furtki wyszła Wiola. Zastopowała na widok Kacpra, przyciskając do piersi swój notatnik.

– Przyjechałem przeprosić – powiedział Kacper, patrząc jej w oczy. – I… jeżeli pan nie zmieniasz zdania, jestem gotów. To będzie oczywiście małżeństwo na papierze. Pobierzemy się, przez chwilę pobędziemy razem, a potem rozwód. Pomogę finansowo, jak tylko się da.

Mówiąc to, sam nie rozumiał, po czym to robi. Coś w tej dziewczyne, w jej cichej szyjności i bezbronności, poruszyło go do głębi.

Wiola gwałtownie coś napisała i pokW końcu, gdy mały Antoś, ich syn, przytulił się do nich obojga podczas rodzinnego spaceru nad Jeziorem Zegrzyńskim, Kacper zrozumiał, iż prawdziwa miłość przychodzi tam, gdzie najmniej jej się spodziewamy, a szczęście kryje się w najprostszych chwilach.

Idź do oryginalnego materiału