Za spóźnienie! W trzy minuty wskakuje do łazienki, robi makijaż, zakłada płaszcz i botki, a potem wbiega do windy.

1 dzień temu

Spóźniona! W trzy minuty wskoczyła do łazienki, nałożyła makijaż, narzuciła płaszcz i buty, po czym wpadła do windy.

Weronika obudziła się gwałtownie już się spóźniała! Z zadziwiającą szybkością udało jej się wyszykować: malowała usta, biegnąc do drzwi, rzuciła okiem w lustro i wciągnęła płaszcz i kozaki. Trzy minuty po przebudzeniu była już w windzie, spadającej w dół jak w listopadową noc.

Na ulicy zorientowała się, iż mży deszcz, ale czasu w parasol nie było. Budzik zdradliwie milczał. Weronika biegła, by złapać tramwaj wizja spóźnienia do pracy ściskała jej gardło. Szef, pan Kowalczyk, był nieugięty: spóźnienie równało się dniówce straconej, a może i zwolnieniu.

Myśląc o katastrofie nadchodzącego dnia, Weronika pożegnała się w duchu z ulubionymi klientami, premią i ostatnim dniem urlopu. Przechodnie, równie zagonieni, sunęli obok siebie jak cienie, obojętni na wszystko. Świat był szary, a deszcz tylko pogłębiał melancholię.

Gdy już była kilkadziesiąt metrów od przystanku, zatrzymała się nagle przy zniszczonej ławce mrówczył się przemoczony kotek. Próbował miauczeć, ale wydobywał się z niego tylko bezgłośny szept.

Weronika zawahała się. Biec dalej czy pomóc maleństwu? Wybrała serce, wiedząc, iż i tak czeka ją burza od szefa.

Gdy się przybliżyła, zauważyła, iż kotek ma wykręconą łapkę.
Boże! Kto ci to zrobił?

Wątpliwości zniknęły. Nie mogła go zostawić. Kotek drżał, mokry do nitki. Owinęła go białą apaszką i ruszyła jeszcze szybciej. Postanowiła zabrać go do biura jakoś to będzie. Jej dobre serce nie pozwoliło jej przejść obojętnie.

Próby wślizgnięcia się do pracy nie powiodły się. Gdy już prawie dotarła do swojego pokoju, przy drzwiach numer 12, nagle stanął przed nią szef.
Nowak! Godzinę się spóźniasz! Gdzieś była? Kto ma robić twoją robotę? Co to ma znaczyć?

Pytania spadały na nią jak grad, a poczucie winy rosło. Trzęsąc się, poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.

Proszę spojrzeć! wykrztusiła w końcu, rozchylając płaszcz.
Kotek wychylił swą mokrą, nieszczęsną główkę. Ocieplony nieco, wydał kilka żałosnych miauknięć.
Ma skaleczoną łapkę, nie mogłam go tak zostawić… Był sam…

Łzy polały się jak z rozbitego dzbana, słowa plątały się, a ręce drżały. Już widziała, jak zbiera swoje rzeczy w milczeniu. ale nagle ciepła dłoń zatrzymała ją. Szef wyciągnął telefon, zapisał adres na kartce i kazał jej iść natychmiast ratować małą, futrzaną łapkę.

Zaskoczona tą przemianą, Weronika wzięła kartkę, schowała zziębnięte dłonie do kieszeni i ruszyła ku wyjściu.
I nie wracaj tu dzisiaj rzucił.

Serce Weroniki ścisnęło się, ale zanim zatonęła w rozpaczy, szef dodał:
Dzisiaj masz wolne. I jutro też. A tak w ogóle pochwała za twoje dobre serce. I spodziewaj się premii za miłość do zwierząt.

Ten sam szef, którego wszyscy bali się jak ognia, znany jako Marek Kowalczyk, miał opinię tyrana. Ale w gabinecie weterynaryjnym sprawa została załatwiona gwałtownie łapka nie była złamana, tylko zwichnięta. Gdy weterynarz opatrywał kota, Weronika opowiedziała, jak znalazła zwierzę i niespodziewaną reakcję szefa.

Weterynarz roześmiał się i wyznał, iż zna Marka od dzieciństwa. Zawsze był bohaterem dla zwierząt ratował szczenięta z rzek, stawał w obronie kotów przed dręczycielami. Jako dorosły wspierał schroniska hojnymi datkami, zaczynając od swojej pierwszej wypłaty.

Lecz z ludźmi Marek trzymał dystans zmienił się po tragicznej stracie rodziny. To odkrycie poruszyło Weronikę. Cały dzień myślała o szefie, czując, iż musi mu jakoś podziękować.

Wieczorem, gdy kotek spokojnie drzemał na jej łóżku, Weronika urządzała mu kącik. Nazwała go Puszkiem to imię pasowało idealnie. Gdy właśnie układała mu kocyk, zadzwonił telefon. To był Marek.
Jak się miewa nasz pacjent?

Zarumieniona, Weronika żywo opowiedziała o stanie kotka i podziękowała. Marek zaprosił ją na kolację. Rozmawiali całą noc.

Połączyło ich zrozumienie i miłość do zwierząt. Razem opiekowali się Puszkiem, a niedługo ich pasją stało się ratowanie bezdomnych stworzeń. Tak skończyła się samotność Weroniki i jej czworonożnego przyjaciela znaleźli euforia w tej niezwykłej przyjaźni.

Idź do oryginalnego materiału