Kiedy przekroczyłam siedemdziesiątkę, myślałam, iż moje życie uczuciowe to już zamknięty rozdział. Po szczęśliwym małżeństwie z Janem, który odszedł kilka lat temu, zrezygnowałam z myśli o nowej miłości. Żyłam spokojnie, czerpiąc euforia z wizyt dzieci i wnuków, a także z małych codziennych przyjemności.
Spotkanie, które zmieniło wszystkoJednak wszystko zmieniło się, gdy poznałam Witolda na warsztatach ogrodniczych organizowanych przez osiedlowy dom kultury. Jego pogodna natura i energia od razu przykuły moją uwagę. Witek, wdowiec jak ja, z pasją opowiadał o swoim ogrodzie, który stał się dla niego miejscem odnalezienia spokoju. Po zajęciach podszedł do mnie z uśmiechem, prosząc o pomoc w doborze roślin. Rozmowa, która się zaczęła, przerodziła się w coś więcej.
Nie spodziewałam się, iż w moim życiu jeszcze raz pojawi się uczucie. Ale czasami, gdy najmniej się tego spodziewamy, los potrafi zaskoczyć.
Nowa miłość w dojrzałym wiekuW ostatnich tygodniach moje życie nabrało zupełnie nowych barw. Zaczęło się od niewinnych rozmów w ogrodzie, które przerodziły się w spacery i wspólne chwile przy kawie. Aż pewnego wieczoru Witek zaprosił mnie na kolację. W małej, przytulnej restauracji śmialiśmy się i wspominaliśmy młodzieńcze lata. Po raz pierwszy od dawna czułam się… żywa.
Reakcje bliskichJednak nie wszyscy podzielali mój entuzjazm. Kiedy opowiedziałam dzieciom o Witku, ich reakcje były mieszane. Córka Ewa wyraziła swoje wątpliwości, sugerując, iż powinnam skupić się na wnukach. Syn Paweł, jeszcze bardziej bezpośredni, ostrzegł mnie przed rozczarowaniem. Ich słowa zraniły mnie, a zamiast wsparcia poczułam, iż muszę się tłumaczyć z własnych decyzji.
Czy miłość po 70-tce naprawdę jest czymś niewłaściwym? Może to właśnie w tym wieku odkrywamy, jak ważne są bliskość i euforia z życia.