Nikogo nie słuchała, prognoza pogody to nie jej dekret, ona ma wszystko przemyślane. Najpierw postawiła wszystkich na równe nogi, żeby ją tam ściągnąć, a teraz marudzi, żeby ją zabrać, bo nagle zrobiło się wilgotno i zimno.
Mama biega po swojej działce jak szalona. Byłoby miło, gdyby sama oszalała na jej punkcie, ale nie może tego zrobić, musi zabrać tam wszystkich. Najpierw trzeba ją tam zawieźć, potem jeszcze kilka razy pojechać z nią tam i z powrotem, żeby zabrać wszystko, o czym nie pomyślała za pierwszym razem albo czego zapomniała, a potem przez całe lato trzeba jej pomagać i wysłuchiwać jej marudzenia, jaka jest zmęczona, iż jej nie pomagamy i iż nie jest już wystarczająco młoda, żeby jechać tam sama.
Zaczęliśmy pełnić tę służbę na działce pięć lat temu. Moja mama przeszła na uprzywilejowaną emeryturę i powiedziała, iż nie zamierza mieszkać w domu przez całe lato, więc kupiła działkę z domkiem letniskowym. Wszyscy, łącznie z moim mężem i mną oraz moją siostrą i jej mężem, wzruszyliśmy ramionami i powiedzieliśmy: "Jak chcesz, to sobie kup". Nie potrzebowaliśmy tych ogrodniczych przyjemności.
Oczywiście mama nie miała dużo pieniędzy, więc działka była daleko i nie w najlepszym stanie. Pierwszego lata wszyscy praktycznie tam mieszkaliśmy. Mężczyźni sami naprawiali dom i budowali toaletę, podczas gdy ja i moja siostra malowałyśmy, prałyśmy, wynosiłyśmy śmieci i pomagałyśmy mamie przycinać wszystko, co jej się nie podobało.
"W porządku, w tym roku wszyscy pracowaliśmy razem, ale w przyszłym roku nie będziecie musieli nic robić, będę mogła sama tu chodzić", zapewniała nas mama, promieniejąc radością. W następnym roku musieliśmy najpierw przenieść ją i cały jej dobytek, ponieważ planowała zostać na całe lato, a potem zaczęły się prośby — zabierz mnie do miasta, chcę się umyć, letni prysznic nie jest dobry, przywieź mnie z powrotem, w autobusie jest duszno, i oporządź szklarnie, nie mogę tego zrobić sama. W sumie tysiąc i jedna prośba.
Moi krewni już zaakceptowali, iż będziemy tu przyjeżdżać cały czas i próbowali uzyskać zgodę mojej mamy na budowę łaźni, żeby mieli, chociaż jakąś zachętę, żeby tam przyjeżdżać. Nie ma mowy! Moja mama walczyła o każdy centymetr swojego ogrodu jak lwica, chociaż połowa pozostała nieobsadzona.
Zięciowie byli obrażeni i trudno ich za to winić. Niemal w każdy letni weekend nie wolno im choćby wziąć prysznica. Powiedzieli mi i mojej siostrze, iż nie będą więcej pomagać naszej mamie. Zabiorą nas gdzie indziej, a resztą niech zajmie się ona sama lub zatrudni ludzi, jeżeli będzie miała na to ochotę.
Teraz niech nie płacze, iż jest jej zimno i wilgotno w domku letniskowym, do którego kazała się przenieść ze wszystkim zbyt wczesną wiosną.