Z walizkami na nowym szlaku

polregion.pl 6 godzin temu

— Oszalałeś?! Gdzie ja mam wasze bagaże schować?! — krzyczała Halina Kowalska do słuchawki, wymachując wolną ręką. — Mam kawalerkę, słyszysz? Kawalerkę! A was ile, czworo?!

— Mamo, nie krzycz tak! — dobiegł z telefonu głos córki. — Jest nas tylko troje, Krzysiek został w Poznaniu, ma sesję. A my z Tomkiem i Zosią tylko na tydzień, dopóki nie znajmiemy mieszkania.

— Tydzień?! — Halina prawie upuściła słuchawkę. — Kasia, kochanie, zdajesz sobie sprawę, jak wygląda moja chata? Tu choćby kot Mruczek się nie zmieści! A wy macie dziecko, gdzie ona będzie spała? Na mojej kanapie?

— Mamo, położymy coś na podłodze, nie martw się. Ważne, iż będzie dach nad głową. Zosia jest mała, nie potrzebuje dużo miejsca.

Halina spojrzała na swoją mikroskopijną kawalerkę. Rozkładanie sofa, której używała jako łóżka, stary fotel po teściowej, miniaturowa kuchnia z lodówką, która działała, kiedy chciała. Na parapecie stały doniczki z pelargoniami — jedyna euforia w tym ciasnym wnętrzu.

— Kasiu, może do hotelu? Ja jestem emerytką, ledwo wiążę koniec z końcem…

— Mamo, co ty! Jaki hotel, kiedy ledwo starczyło na bilety! Słuchaj, już jesteśmy w pociągu, jutro rano będziemy. Tylko trochę miejsca zrób, dobrze?

Pikanie. Córka się rozłączyła.

Halina opadła na fotel, wpatrując się w telefon. Kasia z rodziną jechała z Poznania do Warszawy, postanowili radykalnie zmienić życie. Zięć Tomek obiecywał dobrą pracę w stolicy, a na razie mieli zamieszkać u niej. W jej maleńkiej kawalerce na obrzeżach miasta, gdzie ona sama ledwo się mieściła.

Mruczek, rudawy kot z białym podbrzuszem, ocierał się o jej nogi, mrucząc.

— No cóż, Mruczek — pogłaskała go Halina — szykuj się na gości. Będzie u nas jak śledzie w beczce.

Wstała, spojrzała krytycznie na swoje królestwo. Szafa zajmowała pół pokoju, na półkach piętrzyły się rzeczy zbierane przez lata. Fotografie w ramkach, książki czytane po kilka razy, wazony i figurki — prezenty od córki.

— Trzeba będzie zrobić miejsce — westchnęła.

Sąsiadka z klatki schodowej, Barbara Nowak, akurat wynosiła śmieci.

— Halina, co tak wcześnie sprzątasz? — zagadnęła, widząc, jak ta przenosi rzeczy.

— Córka z rodziną przyjeżdża. Na trochę — odpowiedziała krótko, nie chcąc się rozwodzić.

— O, jak miło! W odwiedziny? — Barbara uwielbiała pogawędki.

— Nie. Na dłużej. Dopóki nie znajdą czegoś swojego.

— Ojej, ale u ciebie przecież… — Barbara znacząco pokręciła głową. — Młodzi teraz, nic nie rozumieją. Myślą, iż rodzice powinni im wszystko zapewnić.

— Basia, muszę lecieć — przerwała Halina. Sąsiadka miała tendencję do moralizowania, a teraz nie było na to czasu.

Wieczorem siedziała w kuchni, popijając herbatę i rozmyślając. Kasia — jej jedyna córka, po rozwodzie z pierwszym mężem wyszła za Tomka, urodziła Zosię. Wnuczka miała już cztery lata, a Halina widziała ją tylko kilka razy, gdy jeździła do Poznania. Drogo, emerytura mała, nie było z czego szastać.

Zięć pracował w fabryce, ale zaczęli zwalniać. Kasia siedziała z dzieckiem, dorabiała korepetycjami. Mieszkanie wynajmowali, a gdy sytuacja się pogorszyła, postanowili, iż w Warszawie będzie więcej możliwości.

Mruczek wskoczył jej na koleno, zwijając się w kłębek. Halina głaskała go, myśląc o jutrze.

— Jak my się tu wszyscy pomieścimy, Mruczek? — szepnęła. — I przede wszystkim — z czego wyżyjemy? Emerytura ledwo starcza na nas dwoje, a teraz będziemy w piątkę.

Rano obudził ją dzwonek do drzwi. Na zegarze wpół do siódmej. Halina narzuciła szlafrok, boso pobiegła otworzyć.

W drzwiach stała Kasia z ogromną walizką, obok Tomek z dwoma torbami, a między nimi — mała dziewczynka z jasnymi loczkami, która przecierała senne oczy.

— Mamusiu! — Kasia rzuciła się matce na szyję. — Ale się za tobą stęskniłam!

— Kasiu, córeczko — Halina przytuliła córkę, czując, jak schudła. — Wchodźcie, czemu stoicie w progu?

— Dzień dobry, Halino — Tomek postawił torby, podał dłoń. — Dzięki, iż nas przygarniasz.

— Co ty, Tomek, przecież jesteśmy rodziną.

Zosia schowała się za nogę taty, obserwując nieznajomą babcię ciekawym wzrokiem.

— Zosiu, nie wstydź się! To twoja babcia Halinka — Kasia przykucnęła przy córce. — Pamiętasz, oglądaliśmy zdjęcia?

— Cześć, słoneczko — Halina pochyliła się do wnuczki. — Jaka ty jesteś śliczna! Zupełnie jak mama, gdy była mała.

Zosia lekko się uśmiechnęła, ale wciąż trzymała się taty.

— Głodni pewnoście po podróży? — Halina otrząsnęła się z emocji. — Wchodźcie, zrobię śniadanie.

Weszli do pokoju, a Halina zauważyła wymowną wymianę spojrzeń między córką a zięciem. Tak, miejsca było mało. Bardzo mało.

— Mamo, a gdzie położymy rzeczy? — ostrożnie zapytała Kasia.

— No, zwolniłam trochę przestrzeni — Halina zakrzątnęła się. — Szafa w połowie pusta, a walizki można pod łóżko.

— Pod łóżko… — powtórzył Tomek, patrząc na kanapę. — A gdzie my będziemy spać?

— No, kanapa się rozkłada, będzie całkiem duże łóżko. Dla was dwojga. A Zosia… — Halina zawahała się. — Zosia może w fotelu, ona mała, kilka miejsca potrzebuje.

Mruczek, usłyszawszy obce głosy, wyszedł z kuchni, stanął na środku pokoju, oceniając nowych lokatorów.

— O, kotek! — ucieszyła się Zosia, wyciągając rączki.

— Zosiu, nie dotykaj, może ugryźć — upomniała ją Kasia.

— Ależ nie, on łagodny — Halina wstawiła się za kotem. — Mruczek, poznaj, to Zosia.

Kot obwąchał wyciągniętą rączkę, po czym łask— Mamo, nie przejmuj się, my sobie jakoś poradzimy — powiedziała Kasia, patrząc na matkę z nadzieją, iż ta w końcu uwierzy w ich wspólną przyszłość, a Halina, choć pełna obaw, skinęła głową i pomyślała, iż może jednak jest miejsce na nowy rozdział w ich życiu.

Idź do oryginalnego materiału