Wyjeżdżam wypocząć i nie zamierzam niańczyć!: Teściowa zostawiła nas w tarapatach

2 dni temu

24 czerwca

W każdej rodzinie trafiają się problemy. Jedni kłócą się o spadek, inni zmagają się z nałogami albo zdradami, a jeszcze inni po prostu poddają się w obliczu trudności. Nam z mężem, teoretycznie, wiodło się nieźle. Gdyby nie jedno wielkie „ale” – teściowa. To właśnie ona, Barbara Januszewska, zatruwała nasze codzienne życie.

Przez lata starałam się znaleźć z nią wspólny język, przymykać oko na jej zachowanie. Ale im dalej, tym bardziej rozumiałam – to nie ma sensu. Niewidzialna ściana rosła między nami, a moje próby tylko ją pogrubiały.

Rozumiem, jak silna potrafi być więź między matką a synem. Ale kiedy czterdziestoletni mężczyzna wciąż jest maminsynkiem, to już porażka. Mój mąż i jego matka żyli w swoim świecie: szeptali za moimi plecami, ukrywali przede mną decyzje, a o sekretach informowali dopiero wtedy, gdy nie dało się już nic ukryć.

Aż w końcu stało się coś, co przepełniło czarę goryczy.

Nasz syn, Bartek, każde wakacje spędzał u moich rodziców na wsi. Moja mama, lekarka, rzadko mogła sobie pozwolić na urlop – choćby w pandemii pracowała bez przerwy. Tata niestety, ze względu na zdrowie, nie radził sobie sam z wnukiem.

Pracuję w korporacji i o długim urlopie mogłam tylko pomarzyć. Dlatego uzgodniliśmy z mężem, iż tym razem poprosimy o pomoc jego matkę. Miesiąc wcześniej dogadałam wszystko z Barbarą Januszewską. Zgodziła się bez problemu zaopiekować się Bartkiem. Uwierzyłam, iż można na nią liczyć.

Ale tydzień przed wyjazdem zadzwoniła:

„Kasia!” – oznajmiła radośnie – „Dostałam last minute! Wyjeżdżam na wczasy! Więc z wnukiem musicie sobie poradzić sami.”

Byłam tak zaskoczona, iż przez chwilę choćby nie zrozumiałam, co mówi. Wystawiła nas. Po prostu nas zdradziła.

Później okazało się, iż żadnej oferty „nie dostała”. Zorganizowała wszystko sama: wybrała kurort w Bułgarii, kupiła bilety, zarezerwowała pokój. I to wszystko, doskonale wiedząc, iż miała się zająć Bartkiem!

Co więcej, tuż przed wyjazdem przyszła do męża z kolejną prośbą: żeby podlewał jej szklarnię i doglądał ogród podczas jej nieobecności.

Oczywiście, mąż pracował od rana do nocy i zrzucił to na mnie. Ale wtedy postanowiłam: dość. Powiedziałam wprost:

„Ani palcem nie kiwnę. Twoja matka zostawiła nas w potrzebie. Skoro jej wakacje są ważniejsze – niech jej pomidory schną razem z jej egoizmem. To jej problem, nie mój.”

Naturalnie, gdy teściowa się dowiedziała, wybuchła awantura. Oskarżenia, wyrzuty, skargi – wszystko spadło na mnie. Ale pociąg już odjechał. I tak poleciała na wczasy, zostawiając nas z dzieckiem i jej ogrodem.

Teraz biegam po Krakowie, szukając jakiegokolwiek półkolonii dla Bartka. On też zasługuje na dobre wakacje, a nie na siedzenie w mieszkaniu.

Po raz kolejny przekonałam się: w trudnych chwilach można liczyć tylko na siebie. I na własne sumienie. Teściowa wybrała wypoczynek. Ja wybrałam syna.

I wiesz co? Ani przez chwilę tego nie żałuję.

**Lekcja?** Krew nie zawsze znaczy rodzinę. Czasem najbliżsi potrafią być najbardziej obcy.

Idź do oryginalnego materiału