**Dziennik osobisty**
W każdej rodzinie bywają trudne chwile. Jedni kłócą się o spadek, inni walczą z nałogami albo godzą się na zdrady, a jeszcze inni po prostu poddają się losowi. My z mężem wydawaliśmy się mieć względny spokój. Gdyby nie jedno ogromne „ale” – moja teściowa. To właśnie ona, Helena Nowak, zatruwała nam codzienność.
Próbowałam długo znaleźć z nią wspólny język, przymykać oczy na jej zachowanie. Ale im bardziej się starałam, tym większa wyrastała między nami niewidzialna ściana. Rozumiem, jak silna potrafi być więź między matką a synem. Ale gdy trzydziestosiedmioletni mężczyzna przez cały czas jest maminsynkiem, to już tragedia. Mój mąż i jego matka żyli w swoim świecie – szeptali za moimi plecami, ukrywali przede mną decyzje, a ja dowiadywałam się o wszystkim w ostatniej chwili, gdy nie dało się już nic zmienić.
Aż w końcu stało się coś, co przelało czarę goryczy.
Nasz synek, Kacper, co lato spędzał u moich rodziców na wsi. Moja mama, lekarka, rzadko mogła wziąć urlop – choćby w czasie pandemii pracowała bez przerwy. Tata zaś, niestety, z powodu zdrowia nie radziłby sobie sam z wnukiem. Ja pracuję w dużej firmie i marzyć mogłam tylko o krótkim odpoczynku. Dlatego uznaliśmy z mężem, iż tym razem poprosimy o pomoc jego matkę. Przez miesiąc ustalałam z Heleną Nowak wszystkie szczegóły. Zgodziła się bez problemu zaopiekować się Kacprem. Uwierzyłam, iż można na nią liczyć.
Ale na tydzień przed moim urlopem zadzwoniła:
— Magda! — oznajmiła radośnie. — Dostałam wycieczkę! Jadę się relaksować! Z wnukiem jakoś sobie poradzisz.
Byłam tak zaskoczona, iż przez chwilę choćby nie zrozumiałam, co mówi. Zdradziła nas. Po prostu zostawiła w potrzebie.
Okazało się później, iż żadnej wycieczki nie „dostała”. Wszystko załatwiła sama – wybrała kurort, kupiła bilety, zarezerwowała pokój. I to wszystko, doskonale wiedząc, iż miała pomóc z Kacprem!
Co więcej, tuż przed wyjazdem przyszła do męża z kolejną prośbą: żeby podlewał jej szklarnię i doglądał ogród.
Mąż oczywiście pracuje od rana do nocy, więc „zlecenie” spadło na mnie. Ale tym razem postawiłam sprawę jasno:
— Ani palcem nie kiwnę. Twoja matka zostawiła nas w tarapatach. Skoro jej urlop jest najważniejszy, niech jej pomidory uschną razem z jej egoizmem. To jej sprawa, nie moja.
Naturalnie, gdy teściowa się dowiedziała, wybuchła awantura. Oskarżenia, pretensje, lamenty – wszystko spadło na mnie. Ale pociąg już odjechał. I tak wyjechała na wczasy, zostawiając nas z dzieckiem i jej ogrodem do ogarnięcia.
Teraz biegam po mieście, szukając dla Kacpra jakiegoś kolonii czy półkolonii. Przecież on też zasługuje na dobre wakacje, a nie na wieżę zamkniętą w mieszkaniu.
Jeszcze raz przekonałam się – w trudnych chwilach można liczyć tylko na siebie. I na własne sumienie. Teściowa wybrała odpoczynek. Ja wybrałam syna.
I wiecie co? Ani przez sekundę tego nie żałuję.