W każdej rodzinie zdarzają się trudności. Jedni toczą zacięte boje o spadek, inni walczą z nałogami lub wybaczają zdrady, a jeszcze inni po prostu poddają się pod ciężarem codzienności. My z mężem, wydawałoby się, nie mieliśmy większych problemów. Gdyby nie jedno wielkie „ale” — teściowa. To właśnie ona, Wiesława Janowska, zatruwała nasze spokojne dni.
Przez długi czas starałam się znaleźć z nią wspólny język, przyzwyczaić się, przymykać oczy na jej wybryki. Ale im dalej, tym bardziej rozumiałam — to niemożliwe. Jakaś niewidzialna ściana rosła między nami. A im bardziej się starałam, tym wyższa i grubsza się stawała.
Rozumiem doskonale, jak silna i wyjątkowa bywa więź między matką a synem. Ale gdy trzydziestopięcioletni mężczyzna pozostaje maminsynkiem, to już tragedia. Mój mąż i jego matka żyli jakby w swoim własnym świecie: szeptali za moimi plecami, układali tajemne plany, czasem wtajemniczając mnie w nie dopiero wtedy, gdy nie było już wyjścia.
I właśnie niedawno zdarzyło się coś, co przelało czarę goryczy.
Nasz syn, Kacper, każde wakacje spędzał u moich rodziców na wsi. Moja mama, lekarka, rzadko mogła wziąć urlop — choćby w czasie najgorszej pandemii pracowała. A tata, niestety, ze względów zdrowotnych nie mógł sam zająć się wnukiem.
Ja pracuję w dużej firmie i o dłuższym urlopie mogłam tylko pomarzyć. Więc uzgodniliśmy z mężem: w tym roku poprosimy o pomoc jego matkę. Miesiąc wcześniej omówiłam wszystko z Wiesławą Janowską. Zgodziła się bez zastrzeżeń zaopiekować Kacprem. Uwierzyłam, iż można na nią liczyć.
Ale na tydzień przed wyjazdem zadzwoniła:
— Dagmara — oznajmiła z euforią teściowa — dostałam last minute! Jadę nad morze! Więc z wnukiem jakoś sobie poradzisz.
Byłam tak zaskoczona, iż na początku choćby nie zrozumiałam, co powiedziała. Wystawiła nas. Po prostu nas zdradziła.
Później okazało się, iż żadnego last minute nie „dostała”. Wszystko załatwiła sama: wybrała kurort, kupiła bilety, zarezerwowała pokój. I to dobrze wiedząc, iż miała pomóc z Kacprem!
Co więcej, tuż przed wyjazdem Wiesława Janowska przyszła do męża z kolejną prośbą: żeby podlewał jej szklarnię i doglądał ogród w jej nieobecności.
Oczywiście, mąż pracował od rana do nocy i zrzucił to zadanie na mnie. Ale wtedy powiedziałam stanowczo: dość. I wypaliłam:
— Ani palcem nie kiwnę. Twoja matka zostawiła nas w potrzebie. Dla niej ważniejszy jest wypoczynek — niech jej pomidory schną razem z jej egoizmem. To jej problem, nie mój.
Naturalnie, gdy teOczywiście, gdy teściowa dowiedziała się o mojej decyzji, rozpętała się burza, ale ja już dawno przestałam się przejmować jej histerią.