Wolę ciasną kawalerkę niż mieszkać z teściową.

polregion.pl 5 godzin temu

Lepiej tłoczyć się w wynajętej kawalerce, niż oddychać pod jednym dachem z teściową.

— Krzysiek, ile można?! — głos Anety załamał się w szept, w którym drgało zmęczenie i rozpacz. — Minęły już dwa lata od ślubu, a wciąż mieszkamy u twojej matki. Jak długo to jeszcze potrwa?

— Co tym razem jest nie tak? — zmarszczył brwi mąż. — Mamy dach nad głową, wszystko pod ręką. Nie masz własnego mieszkania, a na wynajem nas nie stać. Mama gotuje, pomaga, dba o nas. O co ci chodzi?

— Wolę już gnieździć się w wynajętej klitce, niż żyć z twoją mamą… — cicho rzuciła Aneta.

Krzysiek tylko rozłożył ręce.

— jeżeli chcesz, jedź do swojej matki na wieś, rzuć pracę. Ja zostaję. Przywykłem do miasta.

Te słowa zabolały Anetę jak nóż. Tak, pochodziła z małej wsi pod Lublinem, gdzie została jej matka. Ale czy to jej wina, iż los rzucił ją do miasta, gdzie poznała męża, znalazła pracę, zaczęła budować życie? A teraz jakby słyszała: ty tu jesteś nikim.

Życie pod jednym dachem z teściową stawało się nie do zniesienia. Dla Krysika oczywiście wszystko było wygodne — dla matki był idealnym synem, ona go nie krytykowała, nie pouczała, nie wymagała. Ale Aneta odgrywała rolę wroga — obcej, która rzekomo „odebrała” matce syna.

Helena Witkowska owdowiała młodo. Syna podniosła sama. I teraz całe jej życie to Krzysiek. Dlatego od początku widziała w Anetcie rywalkę. Na zewnątrz — uprzejma, uśmiechnięta. Ale gdy tylko Krzysiek wychodził, zaczynała się zimna kontrola.

Najpierw teściowa krytykowała, jak Aneta zmywa naczynia i ustawia kubki na półce. Potem drażniła ją herbata — raz za słodka, raz za gorzka, raz „zupełnie bez smaku”. Pewnego razu oskarżyła choćby Anetę, iż nie dba o zdrowie syna, skoro sypie cukier do herbaty.

Gotowanie stało się osobnym polem bitwy. Każde danie przygotowane przez Anetę Helena albo ignorowała, albo wyrzucała. Kobieta czuła się coraz bardziej niepotrzebna w tym domu. Wychodziła wcześnie do pracy, a wieczorami zostawała jak najdłużej — byle tylko nie wracać do mieszkania, gdzie każdy drobiazg stawał się pretekstem do przytyków.

Nawet gdy na nocnej szafce leżała chusteczka — teściowa od razu zaczynała kąsać: „tylko w brudzie potrafisz żyć”. Ani jednego ciepłego słowa, ani odrobiny szacunku. Tylko pretensje, ironia, chłód.

Pewnego dnia Aneta nie wytrzymała. Spakowała torbę i wyjechała do matki — do tej samej wsi, z której kiedyś uciekła za marzeniami. Siedziała przy oknie i płakała. Nie z powodu urazy — ze zmęczenia. Bo zabrakło sił, by walczyć. Zabrakło męża u boku.

Minął czas. Ból przycichł. Wtedy przyszło uświadomienie: nie powinna była milczeć. Powinna była wcześniej powiedzieć Krzysiowi, otwarcie, twardo, bez ogródek. Poprosić, zażądać wsparcia, a nie znosić wszystko sama. Bo gdy mąż milczy — to też odpowiedź.

Teraz Aneta wie: życie z obcą kobietą, choćby jeżeli to matka męża, to zawsze ryzyko. Zwłaszcza gdy zostajesz sama w tym „trójkącie”. Ale najważniejsze — nie poddawać się. Rodzinę można uratować, jeżeli walczy się razem. A nie samotnie — za dwoje.

A ty jak myślisz: kto miał rację — Aneta czy Krzysiek? Da się żyć z teściową, czy należy odejść przy pierwszych oznakach presji?

Idź do oryginalnego materiału