„W stronę horyzontu razem: historia odwagi i miłości”

polregion.pl 1 dzień temu

**„Aż po horyzont razem”: jak odważny wiejski chłopak zdobył serce miejskiej piękności**

Krzysztof wrócił do domu, do małej wioski pod Lublinem, po długiej nieobecności na służbie. Ciepły letni wieczór otulał znajome okolice, a w każdej ścieżce czuło się nostalgię za domem. Właśnie wtedy przyjechała Kinga, ta sama, w której Krzysztof był szaleńczo zakochany od lat młodzieńczych. Przyjechała na weekend, aby odwiedzić krewnych i prawdopodobnie spędzić kilka niezapomnianych dni w ciszy wiejskiego życia.

Spotkali się przy starej, rzeźbionej furtce. Uściski, długie spojrzenia i ciche wyznania — nagle ogarnęło ich serca ciepłem. Na oczach miejscowych, którzy od dawna obserwowali młodzieńczą miłość, we wsi zaczęły krążyć szepty: „Krzysztof i Kinga — oto prawdziwa para!” Każdy widział, jak Krzysztof, smukły i jasnowłosy, z bijącym sercem patrzył na piękną Kingę, studentkę z wyraźnymi czarnymi oczami i promiennym uśmiechem.

Lecz następnego wieczora, gdy Kinga szykowała się do powrotu do miasta, nagle coś się zmieniło. Pod bramą jej domku pojawił się samochód, z którego dobiegały głośne klaksony i dźwięki awaryjnego sygnału. Wysiadł z niego młody mężczyzna, którego wszyscy nazywali Darkiem — jego gniewne słowa i natarczywe prośby gwałtownie przerodziły się w burzę emocji.

— Przecież i tak wracasz do miasta — próbował ułagodzić, wyciągając rękę — więc przyjechałem cię zawieźć…

Kinga stanęła sztywno, zaciskając usta w zdecydowanym niezadowoleniu, i powiedziała głośno:

— Prosiłam cię, Darku, żebyś tu nie przyjeżdżał! Poradzę sobie sama!

Głos jej drżał z irytacji, a Dariusz, nie chcąc ustąpić, dalej domagał się uwagi. Wszystko to widziała sąsiadka Wiesława, a choćby Krzysztof, który stał z boku, jakby pogrążony w niepokojących myślach. Na chwilę odszedł w milczeniu, aby przemyśleć tę sytuację, by po chwili wrócić, wskakując na swój stary motocykl, ozdobiony wyblakłym lakierem i śladami podróży.

Kinga, zauważywszy powrót Krzysztofa, natychmiast zarzuciła torbę na ramię, włożyła kask i usiadła za nim. Wtedy młody mieszczuch, przybyły z Lublina, uderzył pięścią w kierownicę i rzucił z lekką ironią:

— No to teraz wiem, dlaczego taka jesteś uparta…

Krzysztof tylko mocniej objął Kingę dłonią i delikatnie odpalił silnik, w oczach mając iskry determinacji. Razem znów ruszyli krętą wiejską drogą, pokrytą kurzem i złotym blaskiem zachodzącego słońca. Towarzyszący im ryk motoru czynił każdy kilometr symbolem wspólnego pokonywania życiowych prób.

Po drodze mijali zadbane ogródki i stare chaty, a Krzysztof, z miną marzyciela, wyznał cicho:

— Wiesz, Kingo, marzę, by iść z tobą tą drogą aż po horyzont. Niech nigdy się nie kończy… Przeszedłbym ją do końca, byleś była przy mnie.

Kinga uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły szczęściem:

— Naprawdę? Aż po sam kraniec?

— Właśnie tak — odparł, delikatnie ściskając jej dłoń. — Bez ciebie nie wyobrażam sobie przyszłości, moja droga.

Tak ich historia miłości toczyła się przez lata. Wieś pozostawała niezmienna: każdego ranka i wieczora spotykali się, dzieląc marzeniami, nadziejami i małymi radościami. Czasem Kinga wyjeżdżała do miasta, by kontynuować studia, a Krzysztof zostawał, ale odległość nie gasła ich uczucia, bo każde spotkanie było pełne ciepła i oczekiwania.

Pewnego dnia, gdy Kinga wróciła po ukończeniu studiów, zobaczyła, iż Krzysztof stał się jeszcze pewniejszy siebie, a w jego wzroku był i upór, i cicha melancholia. Znów siedzieli w altance przy jego domu, spędzając długie godziny na rozmowach o życiu i planach. Słowa były przepełnione czułością i obietnicami.

Miejscowi dawno przywykli do ich widoku. choćby sąsiadka Wiesława, zawsze troskliwa i mądra, mawiała, iż ich miłość to prawdziwy dowód, iż choćby na wsi może zakwitnąć gorące uczucie, zdolne rozjaśnić mrok samotności.

Noc opadła na wieś, a gwiazdy zdawały się być świadkami ich marzeń. Wtedy Krzysztof szepnął:

— Kinga, chcę, byśmy zawsze byli razem. Niech moja dusza do końca będzie twoja. Marzę o dniu, gdy nasz dom stanie się miejscem, w którym zawsze będzie miłość.

Kinga roześmiała się ciepło i, patrząc mu w oczy, odparła:

— To marzmy razem, naprzód, aż po horyzont. Wierzę, iż nasza miłość wszystko przetrwa.

I tak, pod rozgwieżdżonym niebem, zlali się w jedno, zostawiając za sobą kurz wątpliwości, a przed sobą mając świt nadziei. Ich życie toczyło się dalej, wypełnione cichymi radościami i chwilami, gdy choćby najdalsza droga wydawała się krótka, jeżeli idzie się nią we dwoje.

Idź do oryginalnego materiału