Uciekając od męża z zapomnianej wioski, wpadłam w niedźwiedzią pułapkę i myślałam, iż to koniec, tracąc przytomność…

2 dni temu

Uciekając przed mężem z zapomnianej wsi, wpadła w niedźwiedzią pułapkę i pomyślała, iż to już koniec, tracąc przytomność
Ocknęła się w nieznanym pomieszczeniu. Głowa wirowała, jakby dostała pięścią w potylicę, a pamięć wydawała się pusta nie mogła sobie przypomnieć, co się stało ani jak się tu znalazła. Ciało bolało, jakby leżała bez ruchu godzinami, i nie chciało jej słuchać. Próbując wstać, z przerażeniem odkryła, iż jest skrępowana ręce i nogi mocno związane. Ogarnęła ją panika, zaczęła się szamotać na łóżku, wywołując jego nieprzyjemny skrzyp.
No, w końcu się obudziłaś rozległ się zimny głos. Nic się nie stało. Posiedzisz jeszcze trochę. Zrozumiesz, jak bardzo się myliłaś, a potem cię wypuszczę. I wrócimy do domu.
W tej chwili Alicja przypomniała sobie wszystko. Umówiła się z mężem, Andrzejem, na rozwód. Zgodził się, ale potem uderzenie. Nigdy nie zamierzał jej puścić. Jesteś moja mówił a jeżeli tego nie rozumiesz, nauczę cię. Ale Alicja nie mogła już znosić jego ciągłych zdrad. Po pierwszej wybaczyła, dała szansę. Po drugiej nie. Miłość dawno wygasła, zostały tylko strach i odraza do tych toksycznych relacji, w których jeden cierpiał z powodu obsesji, a drugi z powodu samotności.
Puść mnie szepnęła, drżąc. To nic nie zmieni. Nie zmusisz mnie, żebym cię kochała siłą. Andrzej, proszę
Pogódź się z tym. Teraz jesteś w fazie zaprzeczenia, ale zrozumiesz, iż jesteśmy dla siebie stworzeni. Dasz mi drugą szansę. A uciekać nie masz gdzie. Pamiętasz, jak mówiłem o tej opuszczonej wsi, gdzie mieszkali moi dziadkowie? Nikt tu nie przyjeżdża. Nikt ci nie pomoże. I nie wściekaj mnie wiesz, do czego to może doprowadzić.
Alicja zadrżała. W oczach Andrzeja widziała obłęd i to przerażało ją najbardziej.
Półtora tygodnia a może dłużej? spędziła w tym domu. Andrzej uwalniał ją tylko na kilka godzin dziennie, śledząc każdy jej ruch, jak drapieżnik śledzi ofiarę. Alicja wiedziała: przed nią nie stał człowiek, ale chory, który desperacko potrzebował psychiatrycznej pomocy. Udawała jednak. Grała uległość, nadzieję na pojednanie, byle tylko wrócić do cywilizacji. W pracy nikt po nią nie zapyta szefowa marzyła, by się jej pozbyć, odkąd Alicja przyłapała ją z mężem. Rodziców nie było, przyjaciółki przyzwyczaiły się do jej długich nieobecności zazdrosny mąż wzdychały, nie wnikając w szczegóły.
Pewnego dnia, gdy Andrzej się rozproszył, uderzyła go ciężką figurką. Upadł nieprzytomny, ale oddychał. Nie miała czasu sprawdzić, czy się ocknie. Wiedziała: jeżeli się obudzi, nie będzie miała szans. Mówił, iż zostaną tu na długo, a ona nie mogła już żyć z człowiekiem, którego gniew był jak tykająca bomba w każdej chwili mogło dojść do wybuchu.
Narzuciła na siebie, co znalazła w domu, i wybiegła na mróz. Zimno ciąło płuca, ale biegła. Samochody, drogi wszystko było gdzieś daleko. Bała się, iż Andrzej wytropi ją po śladach, ale uciekać było konieczne. Las, wilcze wycie w oddali wszystko to przerażało, ale lepiej stać się ofiarą zwierza niż więźniem maniaka.
Siły ją opuszczały. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ani dokąd biegnie. Myśl, iż może zamarznąć lub zabłądzić, dręczyła ją. Nagle ostry ból, krzyk. Noga wpadła w niedźwiedzią pułapkę. Krew zalala śnieg. Alicja upadła, próbując się uwolnić, ale szczęki pułapki nie ustępowały. Ból był nie do zniesienia. Świadomość zaczęła gasnąć.
I nagle głos:
Tylko nie poddawaj się, Śnieżko
Ocknęła się znów w nieznanym miejscu. Powietrze pachniało ziołową herbatą ktoś uparcie wlewał jej ją w usta, gdy traciła przytomność.
Gdzie jestem? wyszeptała, siadząc.
Ocknęłaś się? rozległ się głos z progu.
Przed nią stał mężczyzna spokojny, o łagodnych oczach, w wełnianym swetrze i ciepłych spodniach.
Pan mnie uratował?
To ty siebie uratowałaś. Walczyłaś. Ja tylko pomogłem.
Przedstawił się Marek. Opowiedział, iż znalazł ją w pułapce, przyniósł do siebie, leczył, podawał antybiotyki. Przez prawie tydzień była w malignie. Pułapka nie uszkodziła kości, ale rany były poważne. Przeżyłaś. To najważniejsze powiedział.
Mieszkał w leśniczówce po dziadku. Przyjechał tu, by odpocząć od miasta i kontynuować jego dzieło usuwać kłusownicze pułapki.
Więc dobrze zrobiłem, gdy wyprosiłem tego mężczyznę, który tu przyszedł dodał. Dzień po tym, jak cię przyniosłem. Był jak zwierzę kogoś szukał. Nie bój się. jeżeli wróci nie wpuszczę go.
Alicja zadrżała. Andrzej był blisko. Ale teraz czuła się bezpieczna.
Dni mijały. Opowiedziała Markowi wszystko o małżeństwie, zdradach, próbie ucieczki. Słuchał w milczeniu. Spodziewała się, iż po wszystkim będzie bała się wszystkich mężczyzn, ale z nim było inaczej. Było jej spokojnie. Przytulnie. Nie naciskał, nie wymagał, nie oskarżał. Po prostu był obok.
Po dziesięciu dniach mogła już chodzić choć lekko utykała. Marek poszedł do lasu, a ona postanowiła przygotować kolację choć w ten sposób odwdzięczyć się za jego dobroć.
Gdy wrócił, zauważył ją przy kuchni.
Mówiłem, żebyś odpoczywała zmarszczył brwi, strzepując śnieg z ubrania.
Przepraszam Chciałam choć trochę pomóc. Czuję się bezradna. Jak ciężar.
Zmiękł.
Dobrze. Pomagaj, jeżeli chcesz. Co robimy?
W rozmowie po raz pierwszy otworzył się: dwa lata temu stracił narzeczoną w wypadku. Co roku przyjeżdżał tu w to ciche miejsce, by pobyć sam na sam z bólem.
Przykro mi cicho powiedziała Alicja. Ale życie toczy się dalej. Jestem pewna, iż chciałaby,

Idź do oryginalnego materiału