– Nasze legendy są na ogół o wiele ciekawsze. A w tamtych czasach życie kamienia było pełne emocji
– Naprawdę?
– Tak. Zabawa bez końca, wszędzie wulkany. Być kamieniem to naprawdę coś znaczyło. Żadnych osadowych głupot. Byłeś wulkaniczny albo byłeś nikim. To już minęło, naturalnie. Pomyśleć, kto teraz nazywa się trollem… Czasami choćby zwykłe łupki… choćby kreda. Wolałbym się nie odzywać, gdyby można mną było pisać.
Terry Pratchett, Świat dysku
Tsukomogami, ilustrowany zwój z okresu Muromachii, opowiada o porzuconych rzeczach, które w czasie wiosennej równonocy przeprowadzają krwawą vendettę na swoich dawnych właścicielach. Podobnie jak antropoidalna skała, dusze opuszczające ciała pod wpływem traumatycznych przeżyć czy grzyby matsutake, które rosną choćby w najbardziej wyjałowionych i zniszczonych przez człowieka ekosystemach, zaliczane są one do groteskowych, ani żywych ani martwych yōkai. Niesamowitych duchów, które w zależności od kaprysu mogą być życzliwe, psotne albo mściwe i, co nie bez znaczenia, stworzeń, które podróżując w przyszłość i przeszłość mają moc manipulowania czasem. Podobnie zresztą jak homoidalne kamienie z cytowanej tu książki Pratchetta, które żyjąc we wszystkich czasach jednocześnie, o historii mówią tak, jak gdyby właśnie się działa. Odwracają jej bieg – przed sobą widzą przeszłość, podczas gdy za sobą zostawiają nieokreśloną przyszłość. I twierdzą, iż najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu jest przesuwanie go do przodu, aż ten się w końcu zacznie rozpadać. Inna sprawa, iż Flinstonowie -bajka o czasach kamienia łupanego – też się podobno dzieje w postapokaliptycznej przyszłości.
Wystawa nawiązuje do duchów i upiorów, będących metaforą imperialistycznego wyzysku i symptomatycznym wcieleniem żywych trupów, japońskiej mitologii i zachodnich wyobrażeń o gadających przedmiotach – rzeczach, które robią rzeczy, zapętlającej się dialektyce uprzedmiotowienia i rzeczywistości „najniższej rangi”. To wizja prześnionej przyszłości po końcu choćby nie tyle świata, co jeszcze jednej cywilizacji, i śmieszno-straszny metaverse, w którym wszyscy i wszystko staje się jednym wielkim umysłem. Inteligencją roju, która przypomina niewidzialną, porastającą monstrualne podziemia grzybnię. Ta ostatnia wciąż ogląda stworzone przez nas memy, ale nie rozpoznaje twarzy. choćby nie dlatego, iż nie potrafi, ale dlatego, iż tych już dawno nie ma. Albo inaczej, po prostu ma własne.
Matsutake lub po polsku gąska sosnowa jak pisze Lowenhaupt Tsing w The Mushroom at the End of the World, o ile – bo właśnie trwa kulinarne, wprzężone w ekonomiczno-społeczną machinę polowanie na ich owocniki – nie zostaną do reszty zjedzone, są obietnicą nie tylko życia na ruinach kapitalizmu, ale też egalitarnego i międzygatunkowego współżycia. Zaludniają zniszczone pejzaże, rozkładają śmieci, pochłaniają resztki, dzielą się zasobami i ubogacając glebę pomagają Innym zapuścić korzenie. Jak wszystkie grzyby rozmawiają dzięki chemicznych substancji, przekazują sobie wiadomości i wspólnie podejmują decyzje. W japońskiej baśni z 1780 roku, inne yōkai śmieją się z grzybów, iż są zbyt miłe by kogokolwiek przestraszyć, podczas gdy ludzie traktują je jak luksusowy prowiant dla innych duchów, albo część transgresyjnego rytuału. W tym sensie matsutake są podwójnie naznaczone, a ich przekleństwem nie jest to, iż są niesamowite, ale to, iż – znowu – są za dobre.
Terrence McKenna, etnobotanik i filozof, w Stoned Ape mówił, iż gdyby nie halucynogenne grzyby, do dziś bylibyśmy dzikimi i niemymi małpami. Może gdybyśmy nie przestali ich jeść przemocowa, hierarchia społeczna istniałaby tylko jako fałszywe albo wygenerowane przez AI wspomnienie?
***
Jaskinia (Cave Automatic Environment) w języku metaverse oznacza po prostu i zamkniętą wirtualnymi ścianami przestrzeń stworzoną w VR. To nie tylko własny i wypełniony trójwymiarowymi malowidłami pokój, który można sobie urządzić po swojemu, ale też miejsce gdzie w końcu możesz być kim i czym chcesz. W tym sensie rozszerzona rzeczywistość jawi się jako alternatywna forma życia, miejsce, gdzie czasu nie ma, choćby jeżeli w tym samym momencie w paralelnym świecie cywilizacja grzybów przerabia nas właśnie na kolejną warstwę amorficznej skały. Wystawa składa się z rzeźb skonstruowanych z porzuconych przedmiotów inspirowanych mitologią, prehistorycznymi malowidłami i amorficzną inteligencją grzybni. Instalacji towarzyszyć będzie tiktokowe video, w którym artystka przebrana za awatar metaversu zwiedza jaskinię pokrytą rysunkami współczesnych memów i antropomorficzny kamień – kukiełka skonstruowana z kupionych na ebay’u meteorytów. Tytuł zapożyczony został z internetowego mema przedstawiającego podziemne kłącza grzybni, które łączą i dzielą się zasobami z korzeniami drzew.
Prace pokazywane na wystawie powstały m.in. w ramach stypendium Twórczego Miasta Krakowa oraz podczas rezydencji: w MeetFactory w Pradze i Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku.