Nazywam się Ewa. Mieszkam razem z mężem, Rafałem, w małym miasteczku pod Poznaniem. Wychowujemy dwójkę dzieci i dopiero niedawno uwolniliśmy się od brzemienia kredytu hipotecznego. Zamiast cieszyć się upragnioną wolnością, znaleźliśmy się w centrum rodzinnego dramatu. Moja teściowa, Halina Nowak, od trzech miesięcy nie odzywa się do nas, oskarżając, iż wydaliśmy pieniądze na wakacje zamiast na jej „konieczny” remont. Jej uraza, jak ciężka chmura, zawisła nad naszą rodziną, a krewni męża zasypują nas zarzutami. Nie wiem, jak wyjść z tego konfliktu, ale czuję, iż nasza racja tonie w ich niesprawiedliwych oskarżeniach.
Nasze życie nigdy nie było łatwe. Razem z Rafałem pracujemy, wychowując córkę Zosię, która chodzi do szóstej klasy, oraz syna Wojtka, ucznia trzeciej klasy. Długie lata hipoteka krępowała nas jak kajdany. Wakacji nie było – co najwyżej mogliśmy pozwolić sobie na wyjazd do moich rodziców do pobliskiego miasta. Mają przytulny dom z ogrodem, gdzie dzieci uwielbiają spędzać czas: łowią ryby z dziadkiem, zajadają się babcinymi pierogami, zbierają jagody. Te krótkie wypady były jedyną latoroślą dla Zosi i Wojtka, podczas gdy my z mężem pracowaliśmy, by spłacić kredyt. O własnych podróżach choćby nie śmieliśmy marzyć.
W tym roku, po raz pierwszy od dawna, postanowiliśmy wyrwać się z rutyny. Hipoteka była już za nami, odłożyliśmy trochę pieniędzy. Zaproponowałam wyjazd do mojej braci ciotecznej nad Bałtyk. Rafał zgodził się: „Ewka, zasłużyliśmy na odpoczynek”. Spakowaliśmy walizki, zabrali dzieci i wyjechaliśmy, nie myśląc, iż te wakacje staną się przyczyną rodzinnej wojny. Tak bardzo byliśmy zmęczeni odmawianiem sobie wszystkiego, iż po prostu chcieliśmy zaczerpnąć morskiego powietrza, usłyszeć śmiech dzieci na plaży, poczuć się choć latorośl żywymi.
Teściowa, Halina Nowak, od początku dała do zrozumienia, iż nie będzie pomagać z wnukami. „Swoją trójkę wychowałam, teraz chcę żyć dla siebie” – oświadczyła, gdy urodziła się Zosia. Rafał ma jeszcze brata i siostrę, a teściowa, wychowawszy trójkę, uznała, iż wypełniła swój obowiązek. Zaakceptowaliśmy jej postawę i nie prosiliśmy o pomoc. Widziała wnuki raz na kilka miesięcy: przyjeżdżała na godzinę, przywoziła słodycze i odjeżdżała. Nie oceniałam jej – dwoje dzieci już jest wyczerpujące, a trójka to chyba prawdziwa męka. Ale jej dystans i tak bolał.
Cztery lata temu Halina Nowak przeszła na emeryturę. „W końcu będę żyć dla siebie!” – oznajmiła. Jej dni wypełniły się basenem, spotkaniami z przyjaciółkami, teatrem i wyjazdami do sanatoriów. Cieszyła się życiem, ale emerytura nie pokrywała jej oczekiwań. Dzieci pomagały jej finansowo, choć wszyscy mieli własne troski. Siostra Rafała odmówiła dawania pieniędzy, powołując się na swoje problemy. Brat czasem przesyłał niewielkie kwoty. My z Rafałem, dopóki spłacaliśmy kredyt, wspieraliśmy teściową pomocą: przywoziliśmy zakupy, naprawialiśmy kran, zawoziliśmy ją na różne sprawy. Nie prosiła nas o pieniądze, wiedząc o naszych zobowiązaniach.
Ale zaraz po spłacie hipoteki teściowa zaczęła mówić o remoncie. „Moje mieszkanie potrzebuje odświeżenia! Trzeba zmienić tapety, podłogi, hydraulikę” – oznajmiła. Jej lokum wyglądało całkiem przyzwoicie, ale Halina uważała, iż remont to konieczność co pięć lat. Nasze mieszkanie, w którym nie robiliśmy remontu od zakupu, potrzebowało odnowienia o wiele bardziej. Ale teściowa nie chciała tego słuchać. Jej zachcianki były ważniejsze i oczekiwała, iż sfinansujemy jej „odnowę”.
Nie poinformowaliśmy teściowej o wyjeździe. Po co? Nie mamy ani zwierząt, ani kwiatów, dzieci były z nami. Nie przywykliśmy zdawać relacji z naszych planów. Ale nad morzem nagle zadzwoniła do Rafała, domagając się pomocy w jakichś sprawach. „Mamo, jesteśmy nad morzem, nie mogę teraz” – odpowiedział. Teściowa, przyzwyczajona, iż jeździmy tylko do moich rodziców, zdziwiła się: „Kiedy wracacie?” Usłyszawszy, iż za kilka tygodni, poprosiła Rafała, żeby przyjechał na weekend. „Przecież nie jesteśmy u rodziców, tylko nad morzem!” – roześmiał się. Odpowiedziała chłodno: „Rozumiem” – i rzuciła słuchawkę.
Po powrocie do domu spotkaliśmy się z jej gniewem. Tego samego dnia wtargnęła do nas: „Jak mogliście! choćby nie powiedzieliście, iż wyjeżdżacie!” Rafał oniemiał: „Mamo, co mieliśmy mówić? Pojechaliśmy na urlop. Ty przecież też nie relacjonujesz swoich wyjazdów”. Teściowa wybuchła: „Skąd mieliście pieniądze na morze, skoro na remont mojego mieszkania nie ma?” Rafał nie wytrzymał: „Mamo, nie wtrącam się w twoje wydatki na sanatoria. Dlaczego my nie możemy pojechać na wakacje?” Prychnęła: „Niewdzięcznicy!” – i wyszła, trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory teściowa nie odbiera telefonów, nie otwiera drzwi, choćby nie pogratulowała Wojtkowi urodzin. Brat i siostra Rafała obsypali nas oskarżeniami. Szczególnie gorliwa jest szwagierka, która sama nie pomaga teściowej i nie zaprasza jej do siebie, ale uważa, iż to my powinniśmy finansować jej kaprysy. „Jesteście egoistami, zraniliście mamę!” – krzyczała przez telefon. Jestem wściekła. Dlaczego mamy poświęcać swoje szczęście dla zachcianek teściowej? Moi rodzice nas wspierają: „Dobrze zrobiliście, iż pojechaliście. To wasze życie”.
Z Rafałem nie czujemy się winni. Nie musimy wydawać wszystkich pieniędzy na teściową, mamy dzieci, własne marzenia. Ale jej uraza i ataki rodziny zatruwają nam życie. Jak wytłumaczyć teściowej, iż nie ma prawa wymagać od nas takich poświęceń? Może ktoś spotkał się z podobną sytuacją? Jak się pogodzić, nie rezygnując z własnych zasad? Boję się, iż ten konflikt zniszczy naszą rodzinę, ale nie zamierzam ustępować. Czy naprawdę nie zasłużyliśmy na prawo do własnego szczęścia?