Teściowa i jej ogrodowe zamierzenia

polregion.pl 2 tygodni temu

Dzisiaj moja teściowa, Halina Stanisławówna, zaszokowała mnie wiadomością, która sprawiła, iż opadła mi szczęka. Okazało się, iż tego lata zabiera na działkę wnuki od swojej córki Katarzyny—Marcelinę i Bartka—a naszą Zosię, naszą sześcioletnią córeczkę, postanowiła przywieźć do nas na całe lato! I to bez żadnej próby dyskusji! Kiedy spróbowałam zaprotestować razem z Jackiem, moim mężem, Halina Stanisławówna tylko prychnęła: „Wszystko uczciwie, Dorota! Nie mogę przecież zabrać wszystkich wnuków na działkę!” Uczciwie? Czy to znaczy, iż teraz nasze życie ma się podporządkować jej królewskim decyzjom? Do tej pory kipię ze złości i muszę się wygadać, bo inaczej po prostu eksploduję.

Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, gdy teściowa zadzwoniła i mimochodem oznajmiła swoje „plany”. Wtedy jeszcze nie zrozumiałam, o co jej chodzi. „Dorotko—mówi—w tym roku biorę Marcelinę i Bartka na działkę. Są już duzi, mogę się z nimi dogadać, a Zosia niech zostanie z wami”. Na początku pomyślałam, iż żartuje. Zosia uwielbia działkę Haliny Stanisławówny—jest tam ogród, huśtawki, rzeczka niedaleko. Co roku jeździła tam na kilka tygodni, a my z Jackiem byliśmy tylko zadowoleni: Zosia szczęśliwa, my mieliśmy chwilę dla siebie. Ale żeby teściowa nagle zdecydowała, iż w ogóle nie zabierze naszej córki i zamiast tego przywiezie ją do nas jak paczkę? To przesada!

Od razu powiedziałam Jackowi: „Słyszałeś, co twoja mama wymyśliła? Dlaczego decyduje za nas?” Jacek, jak zwykle, próbował łagodzić sytuację: „Dorota, no, mama chce spędzić czas z wnukami od Kasi. Z Zosią damy sobie radę”. Dajemy sobie radę? Oczywiście, damy, ale nie o to chodzi! Dlaczego Halina Stanisławówna nie zapytała nas o zdanie? Oboje z Jackiem pracujemy, mieliśmy plany na lato—chcieliśmy wziąć urlop, pojechać z Zosią nad morze. A teraz co? Mamy rezygnować, bo teściowa tak postanowiła? I to jeszcze jej słowa o „uczciwości”—jakby robiła nam łaskę!

Postanowiłam porozmawiać z nią otwarcie. Zadzwoniłam i powiedziałam: „Halino Stanisławówno, dlaczego się z nami nie porozumiałaś? Zosia kocha działkę, a my liczyliśmy, iż jak zawsze spędzi tam trochę czasu”. A ona na to: „Dorota, nie zaczynaj. Marcelina i Bartek dawno u mnie nie byli, więc ich biorę. A Zosia jest wasza, więc wy się nią zajmijcie”. Mało nie upuściłam słuchawki. Zająć się? Czy Zosia nagle przestała być jej wnuczką? I dlaczego dzieci Katarzyny są ważniejsze? Wiem, iż Katarzyna, córka teściowej, mieszka bliżej działki i Halina Stanisławówna zawsze bardziej się nimi zajmuje. Ale tak otwarcie stawiać je ponad Zosią—to już bezczelność.

Próbowałam tłumaczyć, iż mamy swoje plany, iż Zosia będzie smutna, iż nie pojedzie na działkę. Ale teściowa przerwała mi: „Dorota, nie dramatyzuj. Zosia w domu sobie poradzi, a ja nie jestem z gumy, żeby wszystkich wozić”. Nie jest z gumy? Kto jej kazał być z gumy? Nigdy nie narzucaliśmy Zosi, zawsze wszystko ustalaliśmy wcześniej. A teraz po prostu stawia nas przed faktem dokonanym. Jacek, zamiast mnie wesprzeć, tylko wzrusza ramionami: „Mama wie lepiej, Dorota. Nie kłóćcie się”. Nie kłóćcie się? Jestem już na krawędzi—mam ochotę sama spakować Zosię i zawieźć na tę działkę, niech Halina Stanisławówna spróbuje odmówić wnuczce prosto w twarz!

Najbardziej boli mnie to, jak to wpłynie na Zosię. Ona już pyta: „Mamo, kiedy pojedziemy do babci na działkę? Chce się huśtać i zbierać truskawki!” Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Powiedzieć, iż babcia wybrała inne wnuki? To przecież dziecko, nie zrozumie, ale będzie jej smutno. A ja nie chcę, żeby moja córka czuła się mniej kochana. Zaproponowałam choćby teściowej kompromis: niech weźmie wszystkie troje wnuków choć na miesiąc, a my z Jackiem pokryjemy koszty. Ale ona uparła się: „Dorota, już zdecydowałam. Nie przeszkadzaj”. Nie przeszkadzaj? Czy to znaczy, iż teraz jestem obca w życiu własnej córki?

Porozmawiałam z Katarzyną, licząc, iż wpłynie na matkę. Ale ta tylko rozłożyła ręce: „Dorota, mama sama decyduje. Marcelina i Bartek dawno chcieli się wybrać na działkę, a Zosia pozostało mała, będzie jej dobrze w domu”. Mała? Zosia jest tylko rok młodsza od Marceliny, jaka to różnica? Zrozumiałam, iż nic po Katarzynie—ona i tak cieszy się, iż jej dzieci są faworyzowane. A my z Jackiem zostaliśmy sami z tym „uczciwym” rozwiązaniem teściowej.

Teraz zastanawiam się, co robić. Może machnąć na to ręką i pojechać z Zosią nad morze, jak planowaliśmy? Ale boli mnie, iż Halina Stanisławówna tak łatwo wykreśliła naszą córkę ze swoich planów. A może namówić Jacka, żeby wreszcie postawił materJutro postanawiam porozmawiać z Jackiem jeszcze raz, bo jeżeli nie postawi się swojej matce, ja sama znajdę sposób, by Zosia nie została zraniona przez tę niesprawiedliwość.

Idź do oryginalnego materiału