Teść i jej wiejskie plany
Ostatnio moja teściowa, Barbara Leszczyńska, rzuciła wiadomość, która mnie dosłownie powaliła z nóg. Okazuje się, iż tego lata zabiera na wieś wnuki od swojej córki Katarzyny – Maję i Jacka, a naszą Zosię, naszą sześcioletnią córeczkę, postanowiła przywieźć do nas na całe wakacje! I to bez jednego słowa dyskusji! Gdy spróbowałam zaprotestować razem z mężem, Robertem, Barbara tylko prychnęła: „Wszystko fair, Kinga! Nie mogę przecież wziąć wszystkich wnuków na wieś!” Fair? Czy teraz nasze życie ma się podporządkować jej królewskim rozkazom? Do dziś gotuję się ze złości i muszę się wygadać, bo inaczej eksploduję.
Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, gdy teściowa zadzwoniła i mimochodem rzuciła swoje „plany”. Wtedy jeszcze nie zrozumiałam, o co jej chodzi. „Kinguś – mówi – w tym roku biorę Maję i Jacka na wieś. Są już duzi, z nimi łatwo, a Zosia niech zostanie z wami”. Najpierw pomyślałam, iż żartuje. Zosia uwielbia wieś Barbary – tam jest ogród, huśtawki, rzeczka niedaleko. Co roku jeździła tam na dwa tygodnie, a my z Robertem byliśmy tylko zadowoleni: Zosia szczęśliwa, my odpoczywamy. Ale żeby teściowa nagle postanowiła choćby nie zabierać naszej córki, tylko przywieźć ją do nas jak paczkę? To już przesada!
Natychmiast powiedziałam Robertowi: „Słyszałeś, co twoja matka wymyśliła? Dlaczego decyduje za nas?” Robert, jak zwykle, próbował łagodzić: „Kinga, no mama chce spędzić czas z wnukami od Kasi. A Zosia i w domu będzie dobrze, sami damy radę”. Damy radę? Oczywiście, damy radę, ale nie o to chodzi! Dlaczego Barbara nie zapytała nas o zdanie? Pracujemy, mieliśmy plany na lato – chcieliśmy wziąć urlop, pojechać z Zosią nad morze. A teraz co? Mamy odwołać wszystko, bo teściowa tak postanowiła? I jeszcze ta jej fraza o „sprawiedliwości” – jakby robiła nam łaskę!
Postanowiłam porozmawiać z nią wprost. Zadzwoniłam i mówię: „Barbara, dlaczego nie porozmawiałaś z nami? Zosia kocha wieś, a my liczyliśmy, iż jak zwyczajnie spędzi tam trochę czasu”. A ona tylko: „Kinga, nie zaczynaj. Maja i Jacek dawno u mnie nie byli, więc ich biorę. A Zosia jest wasza, więc się nią zajmijcie”. O mało nie upuściłam słuchawki. Zająć się? Czy to znaczy, iż Zosia już nie jest jej wnuczką? I dlaczego dzieci Kasi są ważniejsze? Wiem, iż Kasia, córka teściowej, mieszka bliżej wsi i Barbara zawsze bardziej kręci się przy jej dzieciach. Ale tak otwarcie stawiać je ponad Zosią? To już bezczelność.
Próbowałam tłumaczyć, iż mamy swoje plany, iż Zosia będzie smutna, iż nie pojedzie na wieś. Ale teściowa przerwała: „Kinga, nie dramatyzuj. Zosia w domu posiedzi, a ja nie jestem z gumy, wszystkich nie wezmę”. Nie z gumy? A kto ją prosił, żeby była z gumy? Nigdy nie narzucaliśmy Zosi, zawsze umawialiśmy się wcześniej. A teraz po prostu stawia nas przed faktem. Robert, zamiast mnie wesprzeć, tylko wzrusza ramionami: „Mama wie lepiej, Kinga. Nie kłóćcie się”. Nie kłóćcie się? Ja już jestem o krok od tego, żeby sama spakować Zosię i zawieźć ją na tę wieś – niech Barbara spróbuje odmówić własnej wnuczce w twarz!
Najbardziej boli mnie to, jak to wpłynie na Zosię. Już pyta: „Mamo, kiedy pojedziemy do babci na wieś? Chcę się huśtać i zbierać jagody!” Nie wiem, co jej odpowiedzieć. Powiedzieć, iż babcia wybrała inne wnuki? To dziecko, nie zrozumie, ale będzie płakać. A ja nie chcę, żeby moja córka czuła się mniej kochana. Zaproponowałam choćby teściowej kompromis: niech weźmie wszystkie troje wnuków choćby na miesiąc, a my z Robertem pokryjemy koszty. Ale uparła się: „Kinga, już podjęłam decyzję. Nie przeszkadzaj”. Nie przeszkadzaj? Czyli ja teraz jestem obca w życiu własnego dziecka?
Porozmawiałam z Kasią, licząc, iż przemówi matce do rozumu. Ale ta tylko rozłożyła ręce: „Kinga, mama sama decyduje. Maja i Jacek słodko prosili o wieś, a Zosia pozostało mała, w domu też będzie dobrze”. Mała? Zosia jest tylko rok młodsza od Mai, jaka różnica? Zrozumiałam, iż po Kasi niczego się nie doczekam – ona tylko cieszy się, iż jej dzieci są faworytami. A my z Robertem zostaliśmy z tym „sprawiedliwym” wyrokiem teściowej.
Teraz myślę, co robić. Może machnąć ręką i pojechać z Zosią nad morze, jak planowaliśmy? Ale wkurza mnie, iż Barbara tak gładko wykreśliła naszą córkę ze swoich planów. A może powinnam wreszcie postawić Robertowi ultimatum, żeby postawił się matce? Ale wiem, iż on nie lubi z nią dyskutować. Tłumaczy: „Kinga, to przecież mama, kocha Zosię, po prostu chce być sprawiedliwa”. Sprawiedliwa? Czy to sprawiedliwe, gdy jedną wnuczkę zabierają na wieś, a drugą dowożą jak przesyłkę?
Jeszcze nie zdecydowałam, co zrobić. Ale jedno wiem na pewno: nie pozwolę, żeby Zosia czuła się niepotrzebna. jeżeli Barbara myśli, iż może rozdawać swoje „sprawiedliwe” rozkazy, to się myli. Znajdziemy sposób, żeby te wakacje były dla Zosi niezapomniane – z wsią czy bez. A teściowej jeszcze przypomnę, iż wnuki ma nie tylko od Kasi. I jeżeli chce być babcią dla wszystkich, niech nauczy się rozmawiać, a nie rozkazywać. Na razie jednak próbuję nie wybuchnąć od tej całej „uczciwości” i wymyślić, jak wytłumaczyć Zosi, dlaczego babcia postąpiła tak dziwnie.