Każda kolejna trauma, której Simona Kossak doświadczała w swoim życiu, wzmacniała jej pancerz ochronny, który z biegiem czasu coraz trudniej było pokonać. Dorastała w poczuciu, iż jest niechcianym odpadem genetycznym, osobnikiem tak dziwacznym, iż najlepiej udawać, iż go nie ma. Kto by pomyślał, iż ta sama szacowna krakowska rodzina Kossaków, u której obrazy zamawiał cesarz Austro-Węgier Franciszek Józef, zgotuje piekło wrażliwej dziewczynie, której największą „wadą” było to, iż nie urodziła się chłopcem?
Na świat przyszła dwa lata po narodzinach swojej siotry Glorii. – Tym razem to na pewno będzie chłopak! – przekrzykiwali się ojciec z matką podczas pełnego euforii momentu oczekiwania na nowego potomka. Syn był nadzieją, szansą na przedłużenie znakomitego rodu malarzy i literatów. Los chciał inaczej.
Trauma nieświadoma: narodziny
Dziewczynka z krzywicą i rozszczepieniem podniebienia nie była spełnieniem marzeń Elżbiety i Jerzego, syna Wojciecha Kossaka, brata Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Nieporadna, o nienachalnej urodzie i pozbawiona talentu artystycznego Simona gwałtownie została odrzucona przez bliskich. Osamotniona, swój wolny czas spędzała na łonie natury, wśród zwierząt. To właśnie im poświęciła całe życie i tylko one, o ironio losu, jej nie zdradziły.
Gdyby urodziła się w poprzednim pokoleniu Kossaków, jej życie wyglądałoby o niebo lepiej. Jej dziadek Wojciech, syn znakomitego batalistycznego i historycznego malarza Juliusza, zarabiał fortunę. Razem ze swoją pełną ciepła żoną Marią żyli w otoczeniu służby, wśród rasowych psów i koni krwi arabskiej. Dróżka z ich podmiejskiego dworku prowadziła prosto na krakowskie Błonia, które malarze uwieczniali na swoich dziełach. W ogrodzie, tuż obok domu i oficyny dla służby, była pracownia malarzy. Chociaż utrzymanie dworku kosztowało Wojciecha krocie, rodzina żyła w dostatku. prawdopodobnie w takim środowisku odstająca nieco od swojego rodzeństwa Simona zostałaby zaakceptowana i otoczona ciepłem.
Jej pech polegał na tym, iż urodziła się w złych czasach. Po wojnie rodzinie brakowało pieniędzy na wszystko. Jerzy odmówił prowadzenia zajęć na Akademii Sztuk Pięknych, a także malowania Bieruta i Cyrankiewicza. Tym samym podtrzymał rodziną tradycję kierowania się honorem w sprawach zawodowych, podobnie jak jego ojciec nie zgodził się w czasie wojny na portretowanie Hansa Franka. Chociaż czasy powojenne były trudne dla Kossaków, a niewielu było wówczas stać na zamawianie portretów, Jerzy otworzył „fabryczkę” obrazów. Wynajął malarzy, którzy niemal hurtowo produkowali płótna. Artysta nie podpisywał ich osobiście, najemnicy wykorzystywali faksymilę. W ten sposób powstały obrazy, z których zdecydowana większość ma kilka wspólnego z pracą Jerzego. Malarz niechętnie doglądał pracy swoich najemników, jedynie na wybranych płótnach wprowadzał swoje poprawki. Po jego śmierci, kiedy głód zaczął zaglądać za okna Kossakówki, Elżbieta wzięła się do pracy, przez co jej uroczy podmiejski dworek zamienił się w kolejną fabryczkę – tym razem zamiast obrazy, produkowała odblaskowe światełka i plastikowe piłkarzyki. Każdy grosz był na wagę złota.
Ta druga, czyli życie z Glorią Kossak
Gloria była gwiazdą w młodym pokoleniu Kossaków, której talent kładł się cieniem na nieśmiałej Simonie. Podobno już w wieku sześciu lat Gloria rysowała całkiem zgrabne konie – rodzina była dumna, talent malarski nie zniknie! Faworyzowanie i rozpuszczanie nie miało dobrego wpływu na rozwój Glorii. Po latach, jej córka Joanna Kossak wyznała, iż siostra Simony zaczęła dziwnie się zachowywać, zdradzała symptomy psychopatii. Tego jednak jej rodzina nie chciała dostrzec. W wieku 12 lat wynosiła z domu srebra i kosztowności, a za nieobyczajne zachowanie została wyrzucona z liceum plastycznego.
Siostry żyły jak pies z kotem, a starsza nieustannie dokuczała młodszej. Simona z krzywymi nogami i wadą wymowy mocno odstawała od pięknej Glorii, wokół której zawsze kręciło się wielu adoratorów. Pewnego razu Gloria założyła się z jednym z ówczesnych przystojniaków o to, iż nigdy nie zdobędzie jej siostry. Chłopak przyjął wyzwanie i niemal przez roku zalecał się do Simony. Zapraszał ją na przejażdżki konne, do kina i na spacery, a kiedy odwiedzał Kossakówkę, wręczał jej mamie kwiaty. W końcu poprosił ją o rękę, robiąc to tak jak trzeba – na kolanie i z pierścionkiem zaręczynowym w ręku. Serce nieufnej dotąd Simony zmiękło i zaczęła snuć plany o wspólnym życiu. Bańka złudzeń pękła, kiedy bawidamek w gronie kolegów i z Glorią na czele zaczął się ni stąd ni zowąd naśmiewać z Simony. W końcu z miną zwycięzcy oznajmił Glorii, iż wygrał zakład i chce swoją skrzynkę wódki. Upokorzona Simona uciekła z domu, a matka wyjęła alkohol.
Ostatni upadek i wolność (nie)ostateczna
Puszcza i zamieszkujące ją zwierzęta były plastrem ochronnym na zbolałe serce Simony. Prymitywne warunki panujące w leśniczówce, w której zamieszkała, nie były dla Kossakówny żadnym problemem. W końcu uwolniła się od toksycznej rodziny i była sama. Może nie do końca, bo w Dziedzince zjawił się Lech Wilczek, jej późniejszy partner. Poza tym leśniczówkę zamieszkiwały dziesiątki różnych zwierząt: jej ukochana locha i sarny, a także psy, borsuki, kury, a choćby znienawidzony przez okoliczną ludność kruk, który kradł emerytury i atakował rowerzystów.
Kiedy w zaciszu natury Simona lizała swoje rany, nie wiedziała, iż kolejny potężny cios ze strony rodziny ma dopiero nadejść. W 1975 nowotwór wykończył jej matkę, która w ostatnich latach życia była częstym gościem w Białowieży. Spędzała u córki całe lato, a na jesień wracała do Krakowa. Chociaż mogłoby się wydawać, iż te odwiedziny stopią lód pomiędzy matką a córką, stało się inaczej. Schorowaną Elżbietę odwiedził na łożu śmierci notariusz, który spisał testament. Okazało się, iż Simona została wydziedziczona, a cały majątek Kossaków przypadł jej siostrze. Kossakówna nie winiła matki, ale odesłała do Krakowa cały jej dobytek, który Elżbieta przywiozła do Dziedzinki (a były to dwa wozy pełne foteli, porcelany i obrazów). Wiedziała, iż podobnie jak za wcześniejszą, tak samo za tą intrygą stała Gloria.
Sterta gruzu i światło w tunelu
Simona już nie ma zamiaru przejmować się swoją rodziną. Przecięła ostatnie łączące ich więzy. Jest wolna. Poświęca się zwierzętom, robi habilitację, później uzyskuje tytuł profesora zwyczajnego – jest uznaną biolożką. Triumfuje. W końcu czuje, iż zasłużyła na nazwisko Kossak. Gloria tymczasem coraz częściej traci nad sobą panowanie, a napady jej furii stają się uciążliwe dla domowników. Kossakówkę, której próg przekraczała intelektualna elita w postaci Sienkiewicza, Tuwima, Paderewskiego czy Witkacego, teraz odwiedza podejrzane towarzystwo, które rozkrada ostatnie pamiątki po słynnej rodzinie. Joanna, córka Glorii, chce ubezwłasnowolnić matkę, ale Simona nie decyduje się na to. Patrzy, jak gasną ostatnie blaski świetności domu, który nigdy nie należał do niej.
Po trzech znakomitych pokoleniach Kossaków, czwarte doprowadza do jej upadku. Po dawnym dworku została sterta gruzu. Iskra nadziei na odbudowę Kossakówki pojawiła się w momencie, kiedy posiadłość odkupiło miasto Kraków. W tym miejscu ma powstać wystawa prezentująca dzieje rodu. w tej chwili trwa remont, a miejsce ma zostać otwarte dla zwiedzających w połowie 2025 roku.
Literatura:
T. Ławecki, K. Kunicki, „Sekrety Krakowa”, wyd. Księży Młyn, 2017
A. Kamińska, „Simona. Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak”, Wyd. Literackie, 2015
Twojstyl.pl, „Simona Kossak. „Outsiderka z puszczy. Rozmowa z Joanną Kossak„, red. Anita Zuchora, 2020