Szop pracz, sprowadzony do Europy w XX wieku jako zwierzę futerkowe, w tej chwili rozmnaża się w błyskawicznym tempie, nie napotykając naturalnych wrogów. W samym tylko okręgu zielonogórskim w ciągu trzech ostatnich sezonów łowieckich odstrzelono ponad 7600 osobników. Na terenie Gorzowa Wielkopolskiego liczba ta przekroczyła 3000. Coraz częściej notowany jest w parkach narodowych i na obszarach Natura 2000.
Eksperci ostrzegają, iż Polska stoi przed tym samym wyzwaniem, z którym od lat zmagają się Niemcy. Tam populacja szopa przekroczyła już 1,5 mln osobników, a jego obecność w niektórych regionach doprowadziła do dramatycznego spadku liczebności ptaków leśnych – choćby o 50%.
Szop pracz to drapieżnik aktywny nocą. Niszczy lęgi ptaków gnieżdżących się na drzewach, w zaroślach i budkach lęgowych. Szczególnie narażone są gatunki chronione i zagrożone – od drobnych śpiewaków po ptaki drapieżne. Problem dotyczy również obszarów cennych przyrodniczo, takich jak Puszcza Notecka, Dolina Odry czy Ujście Warty, gdzie zagęszczenie osobników sięga niepokojących poziomów.
Obecność szopa pracza to nie tylko problem ekologiczny. To również zagrożenie sanitarne. Zwierzęta te mogą być nosicielami groźnych chorób, takich jak:
Baylisascaris procyonis – pasożyt mogący powodować poważne uszkodzenia neurologiczne i ślepotę u ludzi,
wścieklizna, której przypadki u szopów już odnotowano w Europie,
nosówka, leptospiroza i salmonelloza – groźne zarówno dla ludzi, jak i zwierząt domowych.
Szczególnie narażone są dzieci, które mają bezpośredni kontakt z zanieczyszczonym środowiskiem, np. piaskownicami czy brzegami rzek.
W internecie pojawiają się inicjatywy zbiórkowe mające na celu „ratowanie” szopów praczy w Polsce. Zdaniem ekspertów to działania sprzeczne z interesem przyrody i bezpieczeństwa publicznego. Określane mianem „bambinizmu”, bazują na emocjonalnym podejściu i antropomorfizacji dzikiego zwierzęcia, ignorując jego realne zagrożenie dla ekosystemu.
Dr inż. Bartosz Krąkowski z Komisji Naukowej Naczelnej Rady Łowieckiej przestrzega: romantyzowanie szopa jako ofiary to świadome zniekształcanie rzeczywistości. W efekcie takie inicjatywy mogą sabotować działania ochrony środowiska i zwiększać koszty walki z gatunkiem inwazyjnym.
W Niemczech coroczne wydatki związane z kontrolą populacji szopa pracza liczy się w milionach euro. W Polsce już teraz niektóre samorządy wydają setki tysięcy złotych rocznie na działania prewencyjne i odstrzał. Brak zdecydowanej reakcji może doprowadzić do jeszcze większych strat – zarówno ekologicznych, jak i ekonomicznych.
Szop pracz to nie bajkowa postać z kreskówki, ale inwazyjny gatunek z listy największych zagrożeń dla europejskiej bioróżnorodności. Dlatego Polski Związek Łowiecki apeluje o racjonalne podejście, oparte na faktach naukowych, a nie emocjach. Ochrona rodzimej przyrody i bezpieczeństwa ludzi wymaga skutecznych działań – nie wzruszeń i zdjęć z Instagrama.