Szczęście znów zagościło w sercu

polregion.pl 2 godzin temu

Znowu w sercu zagościło szczęście.

Już któryś raz zauważyła Ewa, jak jej mąż Marek łapie się za lewą stronę klatki piersiowej, tam gdzie serce. Starał się to ukryć, delikatnie głaskał to miejsce i gwałtownie chował rękę, rozglądając się, czy żona nie widzi. A ona nie raz pytała:

Znowu boli, Marku? Może do lekarza w powiecie się wybierzemy?

Przejdzie, bywa tak, zaraz się uspokoi odpowiadał zawsze tak samo.

Dziewiąty rok mieszkali razem Ewa i Marek we wsi, do której oboje przyjechali po studiach. On skończył rolnictwo, ona pedagogikę. Ale Ewa nigdy nie pracowała w zawodzie, bo Marek uwielbiał gospodarstwo i całe podwórko było pełne zwierząt dwie krowy, owce, świnka, kury i kaczki. Trzeba było się nimi zajmować. Więc żona została w domu, cały dzień na nogach. Marek pracował jako agronom.

Ewę od trzynastego roku życia wychowywała babcia, bo rodzice zginęli w pożarze domu, a ona akurat tej nocy była u babci. Marek pochodził z tej wsi. Ale trzy lata po ślubie zmarł jego ojciec atak serca. Prawie dwa lata później odeszła też matka.

Zostali więc we dwójkę. Wszystko było dobrze, tylko nie mieli dzieci. Oboje czekali i mieli nadzieję. Ewa choćby płakała po nocach, prosząc Boga, by dał im dziecko. Ale na razie nic się nie zmieniało.

Pewnego ranka Marek zjadł śniadanie i szykował się do pracy, gdy nagle złapał się za serce. Zanim Ewa zdążyła podbiec, runął na podłogę. Serce stanęło. Pogotowie przyjechało szybko, ale i tak było za późno.

Po pogrzebie męża Ewa długo płakała, myśląc w samotności:

Trzydzieści lat, a już sama. Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe? Kochałam męża, a Bóg mi go zabrał. Wszystkich mi zabrał. Za co?

Rano szła do obory, doiła krowy i płakała.

Po co mi to całe gospodarstwo? Robię wszystko z przymusu, bo szkoda zwierząt. Wszystkie trzeba nakarmić, krowy wydoić szlochała czasem tak głośno, iż myślała, iż nikt nie słyszy.

Ale słyszała ją sąsiadka, Joanna, wicedyrektorka w szkole. Pewnego dnia wpadła do niej.

Ewuniu, słyszę, jak płaczesz. Rozumiem cię. Sprzedaj te wszystkie zwierzęta, po co ci to? Wiem, iż w sąsiedniej wsi zwolniło się miejsce dla nauczycielki w klasach początkowych. Może byś się tam zatrudniła? U nas w szkole wszystkie etaty zajęte, a tam tylko maluchy, starsze dzieci już do nas dojeżdżają. Tylko pięć kilometrów. Będziesz wśród ludzi, oderwiesz się. Zgódź się, przecież jesteś nauczycielką.

Dzięki, Joasiu, dzięki. Masz rację zgodziła się Ewa.

Przez lato sprzedała wszystkie zwierzęta, a pod koniec sierpnia była już w sąsiedniej wsi. Pojawiła się sympatyczna pani Ewa Kowalska, zamieszkała w dużym domu. Posprzątała, umyła okna, wszystko lśniło.

No i zaczyna się moje nowe życie mówiła do siebie głośno. Tylko płot się rozpadł, furtka nie domyka, trzeba to naprawić.

Zwróciła się o pomoc, dostała deski na płot. Ale sama musiała znaleźć kogoś do roboty.

Kasiu zwróciła się do sąsiadki, która akurat rozwieszała pranie może wiesz, kogo poprosić, żeby mi ten płot postawił? Materiał już jest.

Kasia otarła ręce o fartuch, podeszła bliżej.

Jest u nas stolarz, złote rączki, ale pijak. Bez flaszki nic nie zrobi. To przez jego żonę, Wandę. Od ślubu oboje piją, ona go wciągnęła. A wcześniej chłopak był jak złoto. Mają dwie córki, cztery i dwa lata, ale pół roku temu zabrało je opieka społeczna. Lepiej sama do nich nie idź, ja jak zobaczę Michała, to mu powiem.

Dzięki, Kasiu.

Następnego dnia sąsiadka przyszła z wiadomością:

Widziałam dziś Wandę pod sklepem, jutro rano przyjdą. Tylko kup dwie butelki wina, inaczej nie ruszą palcem.

I rzeczywiście, rano zjawili się Michał z Wandą, oboje z kacem. Michał rzucił narzędzia na podwórko i zaczął się rozglądać. Ewa wyszła z domu.

No, witajcie, gospodyni wykrzyknęła Wanda, a jej mąż tylko skinął głową na powitanie.

Michał był wymięty, nieogolony, z rozczochranymi włosami, ale oczy miał jasne i wyraźne. Nie straciły blasku. Ewa na moment zamarła tak bardzo przypominały jej oczy zmarłego męża.

Deski tam leżą machnęła ręką.

Oj, gospodyni, my sami widzimy Wanda usiadła na schodkach ganku. Masz coś do picia? Dawaj, bo z rana sucho w gardle. Michał, chodź tu!

Sprawnie otworzyła butelkę, nalała sobie i mężowi. Wypili, a Michał zabrał się do pracy.

jeżeli będą tak pić, to nic nie zrobią myślała zrezygnowana Ewa. A jutro w ogóle nie przyjdą. Może powinnam coś powiedzieć? ale postanowiła milczeć. No cóż, niech będzie, jak będzie. Skoro Kasia ich poleciła, to wie, co robi

Ale Michał, choć popijał wino, znał się na fachu. We wsi wszyscy wiedzieli jeżeli Michał się zabrał do roboty, zrobi to porządnie. A żona stała obok, dolewała i patrzyła, jak pracuje. Skończył, gdy już się ściemniało. Ale zrobił to dobrze.

Gospodyni! Wanda krzyczała już pijanym głosem. Odbieraj robotę!

Ewa obejrzała nowy płot równiutki, furtka na miejscu, choćby haczyk był, żeby nie trzaskała na wietrze.

Podobało jej się. Zapłaciła i podziękowała.

No to jak coś, to wiesz, gdzie szukać mruknęła Wanda, a Michał znów tylko skinął głową, zebrał narzędzia i poszli do domu.

Nadeszła zima. Ewa pracowała w szkole, już się przyzwyczaiła i była wdzięczna Joasi. Odżyła po żałobie, dzieci nie dawały się nudzić, pokochały swoją panią Ewę, a ona odpowiadała im ciepłem.

Zbliżały się święta. Pewnej nocy obudził ją pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek nie była to już noc, a wczesny poranek, szósta, niedługo trzeba wstawać.

Myślała, iż jej się zdawało, ale ciche p

Idź do oryginalnego materiału