Szczęście nie zna harmonogramu: jak zostałam matką w wieku 45 lat, mimo osądu i obaw

polregion.pl 2 dni temu

Szczęście nie przychodzi według planu: jak zostałam matką w wieku 45 lat, pomimo osądów i lęków

Krystyna z Suwałk przeżyła większą część życia, uważając się za szczęśliwą kobietę, ale z bólem w sercu. Swojego męża, Jacka, pokochała, gdy była jeszcze bardzo młoda. Miała 19 lat, on – 23. Byli prawdziwą parą – czułą, powodzenie. Po ślubie snuli głośno marzenia: duży dom, ogród, i oczywiście dzieci – chłopiec i dwie dziewczynki. Krysia wtedy powiedziała z uśmiechem: „Jeśli finanse pozwolą, urodzę choćby pięcioro!”. Budowali swoją przyszłość z głęboką wiarą, iż wszystko się spełni.

Lata mijały. Dom postawili – solidny, przytulny, z werandą, kwiatami i młodymi drzewkami w ogrodzie. Wszystko było, oprócz tego najważniejszego. Ciąża nie nadchodziła. Odwiedzili lekarzy w Warszawie, Białymstoku, w prywatnych i państwowych klinikach. Leczenie, zabiegi, diety, łzy i nadzieje – wszystko na próżno. Każdy miesiąc, jak wyrok. Ale Jacek nigdy nie wyrzucał. Kiedy Krystyna pewnej nocy powiedziała: „Jeśli chcesz odejść, zrozumiem… Nie mogę dać ci dzieci”, on tylko mocniej ją przytulił:

„Ty jesteś moją rodziną. I nigdzie się nie wybieram”.

Tak żyli we dwoju. Już choćby nie mieli nadziei. Minęło wiele lat. Na zewnątrz była jesień, a Krystyna szykowała się do swoich 45. urodzin. Chcieli zaprosić rodzinę i przyjaciół. Wszystko jak zwykle – zamieszanie, gotowanie, plany. Ale tydzień przed świętem poczuła się źle. Myślała, iż się przeziębiła, ale poszła do lekarza.

Tam usłyszała wiadomość, od której świat jakby się zatrzymał.

„Ma pani ciążę. 5–6 tygodni”.

Najpierw nie uwierzyła. Potem płakała. Ze szczęścia. Ze strachu. Z zaskoczenia. Wątpliwości dusiły: „Mam przecież 45 lat… jak sobie poradzę? A co jeżeli coś pójdzie nie tak?”. Ale powiedziała Jackowi.

On nie tylko się ucieszył. Promieniał jak chłopiec. Powiedział: „Nawet nie myśl o głupotach. Ani słowa o aborcji. Damy radę. Będę przy tobie. Wszystko będzie dobrze”.

Na urodzinach, przy stole, ogłosili nowinę. Tylko teściowa szczerze przytuliła Krysię. Reszta spojrzała po sobie, i posypały się słowa: „Oszalałaś?”, „W twoim wieku rodzić?”, „Pomyśl o konsekwencjach”, „Nie dasz rady”, „Dziecko będzie się śmiało, iż ma babcię zamiast mamy”. choćby matka Krystyny zareagowała zimno.

Po tym wieczorze Krysia nie mogła zasnąć. A rano – krew, panika, karetka. Z diagnozą „zagrożenie poronieniem” trafiła do szpitala. I leżała tam aż do 30. tygodnia. Odwiedzali ją tylko Jacek i przyjaciółka Bożena, która nie była na przyjęciu, ale wsparła całą sobą. Jacek codziennie przyjeżdżał, przynosił owoce, mówił, iż jest silna, iż wszystko będzie piękne. Sam rozmawiał z lekarzami, zabiegał o najlepszych specjalistów. Był jej opoką.

Kiedy nadszedł czas porodu, Jacek zawiózł ją do szpitala. Położna, spisując dane, zdziwiła się wiekiem:

„Ojej… staroródka…”.

Jacek odprowadził jJacek odprowadził ją na bok, szepnął coś, a po chwili położna wróciła zawstydzona, przepraszając i tłumacząc, iż to tylko termin medyczny, ale Krystyna wygląda wspaniale i na pewno da sobie radę.

Idź do oryginalnego materiału