Obejrzałam właśnie Strefę interesów Jonathana Glazera, która otrzymała dwa Oscary w kategorii film międzynarodowy (produkcja amerykańsko-polsko-brytyjska) i dźwięk. Scenariusz powstał na podstawie książki z 2014 roku Martina Amisa pod tym samym tytułem: Zone of interest. Opowiada o rodzinie komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Rudolf Höss, jego żona Hedwiga, piątka dzieci, goście, teściowa, służba i pies wiodą upiornie zwyczajne życie. Są troskliwi i czuli dla swoich dzieci i psa. Cieszą się z kwiatów, ogrodu, ciastek, ładnych przedmiotów. Potrafią ze sobą rozmawiać i szanują swoje decyzje.
Świat ich dzieli się na przydatne, mniej przydatne i nieprzydatne. Jak to w kapitalizmie. Na przykład obecność Rudolfa w domu, przy wychowaniu dzieci, okazuje się w pewnym momencie mniej przydatna. Na pewno mniej przydatna niż ogród, który zaplanowała Hedwiga, w którym bawią się dzieci, w którym i ona bardzo lubi spędzać czas. „Rajski ogród” – pada w filmie.
I jest mur. Obsadzany bluszczem, zasłaniany, jak jakiś element brzydki, ale konieczny. Wszak raj musi mieć swoje granice. Ale kamera nie wypuszcza się za ten mur. Ciekawość – pierwszy stopień do piekła, jak wydaje się sobie powtarzać chłopiec, którego dźwięki wabią do okna, ale który jednak nie uchyla zasłony.
Kiedy powstawała książka Martina Amisa, widzieliśmy wielką migrację z ogarniętej wojną domową Syrii. Wtedy niecałe trzy miliony ludzi, którzy trafili do Europy, to wydawało się niezmiernie dużo. Tak dużo, iż strach przed nimi wywracał rządy. Choć bać powinniśmy się byli tego, co wypędziło te miliony ludzi z domów.
Już wtedy myślano o murach, które należałoby postawić na granicach Europy. Teraz, dziesięć lat później, te mury rosną. I są uważane za bardzo dobre rozwiązanie. Rozwiązanie, które pozwoli nam tu, po tej stronie, spokojnie wychować dzieci, cieszyć się przyrodą, dobrze traktować bliskich, a choćby sługi, które wiedzą, iż zawsze mogą trafić, jako „nieprzydatne”, za drugą stronę muru.
Mur to tytuł filmu Kasi Smutniak, o przekraczaniu polsko-białoruskiej granicy, w Polsce, teraz, nie w Generalnej Guberni 80 lat temu. Większość z nas nie bardzo chce wiedzieć, co dzieje się po tamtej stronie muru czy płotu i concertiny. Wielu polityków powtarzało, iż Białoruś nie jest dla migrantów krajem niebezpiecznym, iż przecież dostali wizy do Białorusi. Że nie może każdy sobie do nas wejść. Do naszego raju.
Po której stronie muru znajdzie się Ukraina? A po której Polska? Nikt nie chce być po tamtej.