Stefan ulitował bezdomnego kota — po miesiącu jego mieszkanie zmieniło się nie do poznania

2 tygodni temu

Październik w Warszawie był srogi. За oknem nieustannie lał deszcz, wiatr wyjął po podwórzu, a w kuchni stał Stefan Kowalski, wpatrzony w pustkę. Od dwóch lat jego dni szły jak zegar: pobudka o siódmej, śniadanie o ósmej, wiadomości o dziewiątej. Wszystko na miejscu, poduszki przy drzwiach równo ułożone, kubki w szafce ustawione w jednej linii ręczniki zwrócone w tę samą stronę. Tak żył po śmierci żony.

Cudowny, po prostu cudowny, mruknął do siebie. Jadwiga by się uśmiechnęła.

Wieczorem, jak zwykle, wybrał się do sklepu po chleb. Przy wejściu, na schodach, siedział kot. Rudy, cały przyprószony łuskami, jedno oko zamglone. Dreszczył się lekko, jakby nie wiedział, czy to zimny deszcz, czy strach dręczy go.

No witaj, przyjacielu, usiadł obok. Nie wygląda najlepiej.

Kot spojrzał na niego, jakby chciał powiedzieć: Nie tak, dziadku. Życie boli.

Podejdź, wyciągnął rękę.

Zwierzak nie uciekł. Stał naprzeciw, pozwolił się dotknąć i ledwie mruknął.

Lód mój, przewrócił głowę Stefan.

Nagle z klatki dobiegły kroki. Halina Nowak, sąsiadka z trzeciego piętra, schodziła, by wynieść śmieci.

Stefan Kowalski! wykrzyknęła. Co tu robisz z tym stworzonkiem?

Zmarzł biedak.

I dobrze! Nie ma tu krążyć. Roznosi pchły, choroby.

Stefan spojrzał najpierw na Halinę, potem na kota.

Chodźmy, wyszeptał. W cieple lepiej.

Zwariowałeś! protestowała sąsiadka. Nie wnosimy brudu do domu!

A jeżeli tu umrze będzie czysto?

Zabrał kota do mieszkania. Kot szedł niepewnie, nie oddalał się. Na progu przystanął, wąchał powietrze.

Nie bój się, wejdź, zachęcił Stefan. To nie ulica.

Najpierw zaniósł go do łazienki. Ciepła woda, odrobina szamponu kot nie protestował, wręcz zamykał oczy ze wytchnienia.

Biedaku mój, mruknął, przyglądając się bliznom i zadrapaniom. Kto ci to zadał?

Karmił go kiełbasą, serem jedzenie zniknęło w kilka minut.

Będziesz Rudkiem, postanowił. Idealny.

Położył stary ręcznik przy kaloryferze kot zwijał się w kulkę i od razu zasnął. Stefan patrzył na niego i myślał: Co teraz? Potrzebny jest jedzenie i lekarz.

Ale w mieszkaniu coś się zmieniło pojawiło się życie.

Dobrze, przespiesz jedną noc. Potem zobaczymy.

Rano obudził go huk. W kuchni chaos: garnek przewrócony, ziemia po podłodze, filiżanka rozbita. Rudek siedział, dumnie oblizując łapę.

Co to znaczy? krzyknął Stefan.

Kot podniósł mordkę, patrząc z obojętnością, jakby pytał: Dzień dobry. Jak spałeś?.

Dość! westchnął zmęczony. Oddam cię z powrotem. Nie jestem na to gotowy.

Stał pośród zrujnowanej kuchni, czując, jak wewnątrz wszystko wrze. Dwa lata idealnego porządku i w jednej nocy prawdziwy szop.

Bracie, zwrócił się do kota. Nie dam rady. Przepraszam.

Wziął go na ręce i ruszył do drzwi. Na progu spotkał Halinę, zbierającą listy.

Aha! z triumfem powiedziała, widząc zamieszanie. Mówiłam, iż źle się skończy!

Stefan spojrzał najpierw na nią, potem na Rudego, który przytulił się do jego klatki piersiowej, mrucząc cicho.

Nie oddam go, wykrzyknął nagle.

Co? Dlaczego nie?

Przyzwyczai się. Wychowam.

Rozsypie wszystko!

Niech tak. Nie mam pałacu.

Halina zmarszczyła brwi i odejść, trzaskając drzwiami. Stefan został z kotem i zniszczoną kuchnią.

Dobrze, Rudku, westchnął głęboko. jeżeli już wziąłem, to odpowiadam. Obiecaj, iż nie będziesz więcej psuł.

Przez pół godziny sprzątał, a kot siedział obok, obserwując.

Widzisz, co się dzieje? mówił, zamiatając. Ja się męczę, a ty tylko patrzysz. Co mam od ciebie w zamian?

Kot zamruczał, jakby się zgadzając.

Do obiadu wszystko lśniło. Gdy usiadł przy stole, Rudek nagle wspiął się na półkę i zrzucił stos książek.

Nie żartujesz! wydał się Stefan.

Złość już przeszła. Coś w środku pękło, a potem znów się ułożyło.

Wieczorem poszedł po karmę do sklepu. Sprzedawczyni uniosła brew:

Adoptowaliście kota?

Raczej tak.

A u was w domu zwierzak? No nie wierzę!

Sam jestem w szoku, odparł.

W domu podał Rudka kupioną karmą. Kot jadł z zadowoleniem.

Smakuje? zapytał Stefan.

Kot otarł się o jego nogę.

Tydzień później Stefan już nie rozpoznawał swojego życia. Wstawał nie od budzika, a od tego, iż Rudek organizował wyprawy po klatkę. Wieczorami nie oglądał wiadomości bawił się z kotem sznurkiem.

Jadwiga by się śmiała, mruknął. Co się stało z jej dokładnym mężem?

Mieszkanie wypełniło się drapakiem, domkiem przy oknie, miseczkami. Zniknęła martwa cisza. Dom ożył.

Halina zaglądała według swojego harmonogramu, pytając o nieistniejące sprawy, ciągle spoglądając na Rudka.

Rozbija pan tu zoo! jęknęła. Dostaniesz karaluchy.

Karaluchy? zaśmiał się Stefan. Czyściutko, lepiej niż u niektórych.

Czas mijał, a w mieszkaniu unosił się nowy zapach nie sterylnej pustki, ale ciepła i życia.

Po trzech tygodniach Stefan malował kaloryfer, stojąc na stołku, a Rudek, przemykając pod rękę, wpadł łapką w farbę i rozlał białe smugi po całym wnętrzu.

Artysta! zakrzyknął, podnosząc kota.

Dzwoniły drzwi.

Co tu znowu? wpadła Halina.

Rudek zajmuje się sztuką, pokazał plamy.

Anarchia!

Przestań, Halino. To piękno!

Czwarty tydzień przyniósł nową zabawkę ze sklepu. Sprzedawczyni westchnęła:

Już go rozpieszczacie.

Warto, przyznał się Stefan, nieśmiało.

Rudek przywitał ją mrucząc.

Tęskniłeś? szepnął Stefan. Ja też.

Tęsknota rozgrzała go, jakby ktoś czekał. Ten rudy tygrys przywrócił mu życie.

Miesiąc później Halina pojawiła się z prośbą:

Czy mogę go sfotografować? Wnuczce wyślę.

Oczywiście.

Zrobiły zdjęcie, kot pozował jak profesjonalista, a Halina po raz pierwszy zaśmiała się głośno.

Po jej wyjściu Stefan pomyślał: Halina się zmieniła. Stała się miła. Czy to naprawdę tak?.

Rankiem obudziła go cisza, najgłośniejsza ze wszystkich.

Rudku? zawołał, podnosząc się gwałtownie.

Nie było odpowiedzi, nie było stukotu po klatce. Nigdzie nie było kota.

Gdzie jesteś, bracie?

Przeszukał pod kanapą, w szafie, za lodówką nic. Na kuchennym blacie stała miska z karmą, dotknięta nieodgadnioną dłonią. Serce mu się skurczyło.

To nie może być prawda, szeptał, drżąc.

Obszukał cały dom jeszcze raz, ale Rudka nie było.

Balkon! przypomniał sobie.

Poszybował na loggię. Okno było otwarte; na podłodze leżały kawałki glinianego garnka.

Boże zrozumiał, iż kot mógł spaść.

Czwarte piętro. Na dole goła betonowa podłoga.

Wpadł w płaszczyzny, przeszukując każdy krzak, każdy kwiatowy łóżek, zaglądał pod samochody i do piwnic.

Rudku! wołał. Gdzie jesteś?!

Przechodnie odwracali się, ich spojrzenia pełne współczucia.

Dzień dobry, panie, co się stało? zapytała młoda mama z wózkiem.

Kot zniknął ledwo powstrzymując łzy.

Może po prostu spaceruje? Zdarza się.

Nie wiem

Obszukał cały podwórze i sąsiednie bloki, ale Rudka nie było.

Zmęczony, wrócił do domu, usiadł przy pustej misce, serce ściskała tęsknota.

Dzwoniły drzwi. To Halina.

Stefan Kowalski, krzyczałeś na podwórzu Co się stało?

Rudek zniknął, wyszeptał.

Jak zniknął?

Obudziłem się, a go nie ma. Może spadł z balkonu, może uciekł. Nie wiem

Halina rozejrzała się.

Szukaliście wszędzie?

Wszędzie.

W piwnice?

Tak.

Może ktoś go zabrał? Przygarnił?

Myśl o tym przygnębiła go jeszcze bardziej.

Nie wiem, Halino, po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu. Głowa nie chce myśleć.

Nie martw się tak, położyła rękę na jego ramieniu. Twój Rudek się znajdzie. One są sprytne, wyciągną się.

Słowa nie przyniosły ukojenia. Nocą nie zasnął, nasłuchując przy drzwiach, jakby kot mruknął. Znalazł jedynie ciszę.

Do rana zrozumiał, iż bez kota nie może żyć. Mijał miesiąc, a Rudek stał się częścią jego samego.

Kolejny dzień poszukiwań rozpoczął się od wschodu, kiedy to rozkładał zdjęcie Rudka na ławce, pytając przechodniów:

Nie widzieliście takiego? Rudy, biała pierś.

Ludzie kręcili głowami. W sklepie zoologicznym sprzedawczyni zaproponowała:

Może ogłoszenie w internecie? Na tablicach?

Nie rozumiem w tym nic, przyznał się.

Pomogę! uśmiechnęła się, podając kartkę. Rozwieszę.

W sieci pojawił się napis: Zaginął kot Rudek. Ulica Miasta. Nagroda gwarantowana. Telefon milczał.

Trzeci dzień Stefan prawie się poddał. Siedział przy oknie, patrząc na bezbarwny świat, rozmyślając, jak gwałtownie życie się przewraca.

Miesiąc temu wszystko było przewidywalne. Potem przyszedł Rudek chaos, ciepło, śmiech. I odszedł, zostawiając dziurę głębszą niż dotąd.

Tak musi być, mruknął, patrząc w swoje odbicie. Nie wolno starcom mieć szczęścia. Siedzieć cicho i czekać.

Lecz serce sprzeciwiało się temu. Chciało znów usłyszeć mruczenie. Czuć, iż nie jest zbędny.

Pod koniec trzeciego dnia wypił herbatę, po prostu by zająć ręce. I nagle usłyszał odległe, przytłumione miauczenie.

Najpierw pomyślał, iż to tylko wyobrażenie, ale dźwięk powtórzył się, żałosny, ciągnący się.

Zeskoczył ze stołka, pobiegł po klatkę:

Rudek?!

Cisza.

Wszedł na piętro wyżej:

Rudek! Jesteś tutaj?

I zobaczył go na drugim piętrze, w szczelinie przy oknie. Rudek drżał, wyczerpany, jęczący.

Boże nie mógł uwierzyć. Jak się tam dostałeś?!

Kot był chudy, brudny, ale żywy.

Poczekaj, wytrzymaj, pospiesznie otworzył okno i wyciągnął zamrożonego zwierzaka. Gdy przytulił go do siebie, mruknął ledwo słyszalnie.

Stefan zapłakał po raz pierwszy od dwóch lat.

Głupiutki szepnął. Po co mi to wszystko? Znalazłem, znalazłem

Dom podawał mu ciepłe mleko, powoli karmił Rudka. Wieczorem kot ożył, choćby łapą pobawił się w powietrzu.

Wspaniale, uśmiechnął się Stefan przez łzy. Wszystko dobrze.

Teraz jest styczeń. Trzy miesiące od dnia, gdy Rudek zamieszkał, i miesiąc po jego zniknięciu. Stefan stoi przy oknie, rozgrzany. Obok Rudek leży na parapecie w słonecznym pasku, puszysty i pewny.

Jesteś już domowy, przyjacielu, żartuje. Cały król.

Kot jedynie mruczy, nie otwierając oczu.

Dzwonią drzwi. To Halina.

Czy mogę wejść? zagląda.

Wejdź, Halinko.

Teraz sąsiadka niczym zasłużona gościa. Przynosi herbatę, zabawki dla kota choćby manualnie robioną myszkę.

Jak nasz król? gładzi Rudka.

Żyje jak król. Je i śpi, i panikę wywołuje.

Czy nie żałujesz, iż go przywiozłaś?

Stefan pomyślał. W mieszkaniu panował kreatywny bałagan: zabawki, miski, sierść na dywanie. Nie ma porządku, jest życie.

Nie żałuję, odpowiedział szczerze.

Myślę uW tej nocnej ciszy, gdy gwiazdy drżały jak szklane kule w szufladzie czasu, Stefan poczuł, iż Rudek już nigdy nie opuści jego serca, a ich wspólne oddechy będą szeptać echa przyszłych snów.

Idź do oryginalnego materiału